środa, 29 maja 2013

Psychiczni

James pojawił się w Pokoju Wspólnym jeszcze przed kolacją. To dało nam okazję by go wyściskać, wyklepać i nawyknąć do jego obecności u naszego boku. Przez chwilę zastanawiałem się nawet jak to możliwe, że dopiero teraz poczułem się pełniejszy i spokojniejszy w naszej grupie. Bez Jamesa byliśmy jak napoczęte jabłko, teraz nie groziło nam przedwczesne gnicie. Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy Potter oparł się o mnie całym ciężarem ciała.

- Te gorące powitania strasznie wykańczają. - stwierdził z przekąsem. - Nie ma możliwości żeby zrobić to w pozycji leżącej? Z resztą, burczy mi w brzuchu, możemy już zejść na kolację? To, co dawała mi Pomfrey w Skrzydle Szpitalnym ciężko nazwać jedzeniem. To były paskudne papki!

- Zniewalający jak zawsze. - pokręciłem głową. - Myślę, że to dobry pomysł. Musisz odzyskać wszystkie siły. Swoją drogą, nie sądziłem, że zjawisz się tutaj sam... Evans...

- Spławiłem ją, czy raczej poprosiłem by dała nam trochę czasu. Spędzała ze mną każdy dzień w Skrzydle, więc nie widziałem sensu by i teraz się z nią spotkać i pościskać. Potrzebuję też przyjaciół, jakkolwiek trudno jest jej to zrozumieć.

- Oh, James, jakie to słodkie. - Syriusz złączył kolana i ugiął lekko nogi, położył dłonie na pośladkach i rozwarł usta mrugając szybko powiekami. - Zrezygnowałeś ze swojej larwy dla nas? To wspaniałe... - kpił.

- Na twoim miejscu wcale bym się nie cieszył. Na ostatnim roku naszej nauki tutaj mam zamiar się jej oświadczyć, a niedługo po końcu weźmiemy ślub.

Podejrzewam, że zszokowana i zdegustowana mina Blacka była uderzająco podobna do tych, jakie wykwitły na twarzy mojej i Shevy. Tylko Peter pozostał niewzruszony, co nie mogło mnie dziwić. Gdy ja nienawidziłem Evans za jej wścibstwo podobnie jak Syri i Andrew, Peter chodził do niej na korepetycje, by radzić sobie jakoś z nauką, kiedy ja nie nadawałem się do tłumaczenia mu czegokolwiek.

- Wcześniej się z nią prześpij. - podpowiedział Pettigrew – Lepiej wiedzieć na co będziesz skazany do końca swoich dni. - z blondynka wychodził zboczeniec, ale czego mogłem się spodziewać po chłopaku nieszczęśliwie zakochanym w najładniejszej dziewczynie w szkole?

- O tym pomyślę, kiedy będziemy mieć za sobą kilka randek i pocałunków. Nie mam zamiaru wystraszyć jej zdejmując przed nią spodnie, kiedy ona nie jest na to gotowa.

- Też bym się bał widząc, jak uwalniasz krakena. - Syri zachichotał, zaś Potter rzucił mu wściekłe spojrzenie.

- Skoro o krakenach mowa. - wtrącił się Sheva. - Możemy już iść? Mam ochotę na śledzika, albo jakąś rybną pastę... - położył dłonie na moich plecach i wypchnął mnie z pokoju, co zmusiło chłopaków do podążania za nami.

Wielka Sala nie zmieniła się ani trochę by powitać w swoich kręgach przybyłego ucznia, który spędził ostatnie dni w Skrzydle Szpitalnym. Prawdę mówiąc niewiele osób zauważyło, że chłopak zniknął na jakiś czas, nie mówiąc już o pojawieniu się teraz. Nie ma to jak zainteresowanie tłumów. Tylko Evans zwróciła uwagę na wchodzącego do środka Pottera, gdyż uśmiechnęła się od niego przymilnie i pomachała mu z miną słodkiego aniołka. Miałem ochotę zwymiotować. Nie wyobrażałem sobie dzieci, jakie ta dwójka miała spłodzić, a już na pewno nie chciałem by maluch podał się do okropnej matki.

- Co tu się działo pod moją nieobecność? - okularnik rozsiadł się na krześle i sięgnął po chleb. - Kto pobił Dumbledore'a?

- Co? - byłem równie zdziwiony, co reszta, kiedy J. ruchem głowy wskazał na stół nauczycielski.

- Przyjrzyjcie się. Na szyi. Spod szaty wychodzi mu jakiś ślad ugryzienia, czy to siniec jest, sam nie jestem pewny, ale musiał zostać zaatakowany. Nie wierzę żeby w jego wieku miał mu wyleźć mega pryszcz, którego wygniótł na szyi.

Teraz, kiedy zwróciłem na to szczególną uwagę zauważyłem, że chłopak ma racje. Dyrektor chciał to ukryć, ale nie był w stanie. Ślad był zbyt wysoko i wydawał się niemal błyszczeć czerwienią na tle jasnej szyi mężczyzny.

- Może to one zaplanowały zamach na szkołę i zmierzył się z nimi wychodząc z tego cało. - podjął nieśmiało Peter.

- Myślę, że prędzej nasłali je na niego, jeśli to w ogóle ugryzienie wampira. Na pewno nie zostawił tego wilkołak, one nie działają tak czysto. - stwierdziłem z niesmakiem.

- Może to tylko komar? - w głosie Shevy słychać było nadzieję.

- Komar? Na początku maja? - Syriusz spojrzał na niego wymownie.

- Bardzo wczesny komar, który cierpiał na bezsenność, obudził się wcześniej i poszedł żerować na szyi Dumbledore'a.

- Sam w to nie wierzysz.

- Nie, ale zawsze mogłem spróbować, nie? Bo wiecie na co mi to wygląda? Na coś, co bardzo dobrze znam, a czego wolałbym nie zauważać na swoim starszym profesorze. Jak malinka! - warknął nadąsany, gdyż zmusiliśmy go do powiedzenia tego nagłos. Mnie to wygląda jak wielka, namiętna malina zrobiona przez zaborczego kochanka.

- Merlinie, błagam, nie chcę wiedzieć nic więcej. - skrzywiłem się, a przez moje ciało przeszły ciarki.

- Czas sobie to uświadomić, Remi. Nasz dyrektor to duży chłopiec i na pewno z kimś sypia. Kto wie, może nawet z McGonagall. Albo ze Sprout? Bleh, nie chcę znać szczegółów, ale z kimś musi się spotykać. Chyba nie wierzycie, że całe jego życie jest związane z tą szkołą i z nami? To facet, facet i raz jeszcze to powiem, facet! A facet potrzebuje czasami się zabawić. Wybacz, Peter, ale prawa ręka nie wystarcza na długo.

- Musimy rozmawiać o tym przy jedzeniu? - Syriusz odsunął od siebie talerz ze świeżo zrobionymi kanapkami z plasterkami pieczeni. - Ja naprawdę miałem ochotę to zjeść, ale w tej chwili wątpię by miało mi to cokolwiek dać.

- Daj spokój, sam jesteś facetem, wiesz jak jest...

- Nie wiem, Sheva, nie wiem, bo u mnie reguła prawej dłoni się nie sprawdza, dobra? Mam Remusa, nie muszę bawić się samemu. - wskazał na mnie palcem i uśmiechnął się przepraszająco. - Tak się składa, że mając przy sobie chłopaka nie muszę się niczym martwić.

- Więc widzisz. Dumbledore też kogoś ma, chociaż to pewnie bardziej skomplikowane biorąc pod uwagę ile czasu spędza tutaj.

- Zostańmy przy wampirach. - wszedł im w paradę James. - Ukąsił go wampir, jasne? Zupełnie seksualnie nieszkodliwy wampir, który chciał go zabić. Bo zabijanie jest pozbawione seksualnego podtekstu w tym wypadku, tak? - naciskał żebyśmy mu przytaknęli i prawdę powiedziawszy ja nie miałem nic przeciwko. Skinąłem głową, ale przez chwilę nie mogłem pozbyć się okropnego obrazu dyrektora śpiącego z jedną z moich nauczycielek. To było przerażające!

Chociaż z trudem i niechętnie, to jednak skupiłem się na swoim posiłku, który nie wydawał mi się już tak atrakcyjny i smaczny, jak wcześniej. Nie potrafiłem zrozumieć, jak to w ogóle możliwe żeby piątka zdrowych chłopaków w przeciągu jednej chwili weszła na niebezpieczny, mdlący temat. Nie byłem jednak pewien, czy wytrzymałbym rozmowę o Evans, która była nie mniej grząska od innych spraw, w które moglibyśmy wdepnąć.

Spojrzałem na mięso, które Syri sam położył na moim talerzu i bezmyślnie zacząłem układać je na chlebie. Nie myślałem o niczym, a przynajmniej chciałem by tak było. Potrzebowałem świętego spokoju, chwili wytchnienia i zapomnienia o nieprzyjemnej konwersacji sprzed chwili.

Zmusiłem swój umysł do skupienia się na książkach, które czytałem aktualnie, na myśli o rumach, które tak fascynują Syriusza, na Seed, która odchodziła by zapewnić miejsce swojemu bratu, a nawet o Camusie, który zdołał pogodzić ze sobą życie uczuciowe, pracę i wychowanie dziecka. Tak, i przecież od dawna nie zajmowaliśmy się sprawą nauczyciela astronomii. Powinniśmy do tego wrócić w najbliższym czasie, to zdecydowanie lepsze niż doszukiwanie się związku między czerwoną plamą na szyi dyrektora, a siedzącą niedaleko niego McGonagall, czy Sprout muszącej odganiać się od natrętnego i zachowanego w niej Slughorna. Chyba potrzebowałem wakacji i chwili wytchnienia dla mojego przemęczonego mózgu.

- Mmm, bardzo dobra ta pieczeń. - Syriusz podjął się niełatwego zadania narzucenia nam głupiego tematu. - Pewnie pozostałości z obiadu. - dodał ciszej.

- Daj spokój, Skrzaty Domowe nie chciałyby nas otruć. Raczej zostawiły trochę pieczeni żeby nadawała się do spożycia na zimno z chlebem. - Sheva przejął pałeczkę. - Chociaż wolę swojego śledzika w marynowanych grzybkach. Naprawdę świetny, że już nie wspomnę o rozpływającym się w ustach białym mięsie.

- Powinniśmy się leczyć. Wszyscy. - pokręciłem głową.

niedziela, 26 maja 2013

Buziaki, tulenie i mmm

4 maja
Objąłem mocno mojego chłopaka, kiedy siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym, a on zajmował miejsce między moimi nogami na ziemi. Szybko pocałowałem go w głowę i przytuliłem policzek do pachnących, gęstych włosów. Byłem w wyjątkowo dobrym humorze, ponieważ właśnie dziś James miał do nas wrócić w porze kolacji. Czuł się na tyle dobrze, że szkolna pielęgniarka nie widziała potrzeby by w dalszym ciągu się z nim męczyć. Nie żebym tęsknił za chrapaniem przyjaciela, jego skarpetami, które czasami znajdowałem nawet pod swoim łóżkiem, czy mówieniem przez sen, ale i tak byłem w doskonałej formie na myśl o tym, że będziemy w komplecie. Z resztą, między mną, a Syriuszem układało się coraz lepiej. Byliśmy już naprawdę blisko pójścia na całość i wychodziłem z założenia, że jeszcze przed końcem roku zdołam zdobyć mojego chłopaka w całości, czy też on zdobędzie mnie, ciężko było mi określić tę zależność. W końcu zarówno on miał być mój, jak ja jego.

- Myślisz o czymś niegrzecznym, prawda Remusie? - głos Syriusza wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak uniósł głowę i spojrzał na mnie uśmiechnięty. - Wodzisz palcami p mojej szyi i wsuwasz je pod koszulkę, więc na pewno masz w myślach jakieś zbereźności.

Speszył mnie, więc szybko odsunąłem się od niego. Najprawdopodobniej tylko podkreśliłem tym słuszność domysłów kruczowłosego, ale czy mogłem dalej pozwalać mu na odczytywanie moich bezmyślnych zachowań? Oczywiście, że myślałem wtedy o moim pierwszym razie z nim, a więc o czymś mało grzecznym, ale żeby od razu macać Blacka? To raczej wykraczało za zwyczajne zamyślenie.

- O niczym istotnym nie myślałem. - skłamałem nieumiejętnie.

- Jasne. To przecież normalne, że Remus Lupin siedzi rozkojarzony i szuka sposobu by dotykać swojego chłopaka.

- Przesadzasz, Syriuszu. To tylko jeden raz!

- Ale będą kolejne. Mam nadzieję, że będą. - jego uśmiech był onieśmielający.

- Chłopaki, wybaczcie, ale chcecie flirtować to idźcie w jakieś inne miejsce. Rozpraszacie Petera i nie wie już nawet jak poruszają się piony po szachownicy. - Sheva wzruszył przepraszająco ramionami i wycofał ruch zrobiony przed chwilą przez swojego przeciwnika. - Ja naprawdę mam dzisiaj ochotę na grę, więc...

- Jasne, już nas nie ma. - Syriusz podniósł się z miejsca. - Wychodzimy i nie wiem, kiedy wrócimy.

- O, nie, nie, nie. Masz przyprowadzić moją córkę przed ciszą nocną!

Przewróciłem oczami i wyprzedziłem odpowiedź Syriusza.

- Jasne. Zadbam by wróciła na czas cała i zdrowa. - uśmiechnąłem się do chłopaków i nie troszcząc się wiele o Blacka podszedłem do przejścia za portretem. Syri pospieszył za mną. Czasami lubiłem przewodzić i bawić się w lidera naszego stada, ale w tej chwili chciałem tylko znaleźć się w jakimś ustronnym miejscu nie będącym naszym pokojem, gdzie mógłbym rozkoszować się moim idealnym chłopakiem. Z resztą, sypialnia zaczynała mnie denerwować. Była miejscem, które kojarzyło mi się raczej z naszą całą grupą i idiotyzmami, jakie wymyślaliśmy, nie zaś z intymną atmosferą sam na sam.

- Szukamy najmniej uczęszczanego korytarza? - Syri zrównał się ze mną bardzo szybko i wyjął z kieszeni spodni złożoną mapę, którą tworzyliśmy z chłopakami. Nie była jeszcze kompletna, ale zdołaliśmy zaznaczyć na niej najistotniejsze miejsca i przejścia.

- Zdecydowanie. Nie chcę zbyt często korzystać z Pokoju Życzeń, bo ktoś mógłby nas tam kiedyś nakryć, a w korytarzu będzie idealnie. Będzie miejsce żeby się schować i uciec w razie potrzeby.

Pomogłem Syriuszowi w przeglądaniu mapy i w końcu ustaliliśmy, gdzie najlepiej zorganizować naszą schadzkę.

Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy byliśmy na miejscu. Wcisnęliśmy się w szczelinę między jakimś paskudnym posągiem sam nie wiem czego, a ścianą wnęki i bez zastanowienia przylgnęliśmy do siebie wargami. Byłem spragniony pocałunków, którymi chłopak mógł mnie obdarzyć. Chciałem czuć go więcej i dłużej. Zarzuciłem dłonie na jego szyję stwierdzając, że wcale tak wiele już nas nie różniło pod względem wzrostu. Widać nawet ja ostatecznie zacząłem kwitnąć, jak przystało na późny kwiat – jak nazwałaby to moja matka.

Wargi Blacka były cieple, szorstkie, ale bardzo przyjemne. Bardzo szybko straciłem cały kontakt ze światem, kiedy zamykając oczy oddałem się we władanie uczuć, emocji i pragnień. Moje ciało samo naparło na Syriusza, a krocze pragnęło jego zainteresowania, kiedy wsunął kolano między moje nogi. W pewnym stopniu drażniło to przyjemnie zarówno mnie, jak i jego, więc wsunąłem się bardziej na jego udo. Podniecenie powoli we mnie narastało, kiedy całowaliśmy się, a jego noga wykonywała dziwne ruchy przypominające taniec. Już byłem od tego uzależniony.

Miałem ochotę gryźć i wściekać się, kiedy Syri odsunął się ode mnie.

- Jesteśmy ze sobą tak długo, że chcę wypróbować taką jedną nudną pozycję. - wyjaśnił.

Nie miałem zamiaru się na to zgadzać, ale kiedy przycisnął mnie do ściany i pogroził palcem nie myślałem racjonalnie i pozwoliłem by zsunął się na kolana. Jak ostatni zboczeniec patrzyłem na niego, kiedy klękał, sięgał moich spodni i rozpinał je. Nie byłem takim ignorantem by nie wiedzieć, co chłopak zamierza zrobić. Moje ciało zareagowało entuzjastycznie na samą myśl o tym, co nastąpi i chciałem tego.

Przygryzłem wargę, westchnąłem i oddychając przez usta utkwiłem spojrzenie w Blacku, kiedy ten bez skrępowania przysunął usta do mojego krocza i już samym oddechem doprowadzał mnie do wrzenia. Byłem w niebo wzięty, kiedy zaczął mnie lizać i muskać tymi swoimi cudownymi ustami. Nie mogłem wyobrazić sobie nic lepszego, kiedy on starał się by było mi dobrze. Syri był czarodziejem, ale nie potrzebował do tego różdżki, wystarczały jego usta. Czułem, że tracę kontrolę nad swoimi biodrami, które poruszały się samoistnie w rytmie, który wcześniej wyznaczył Black. Słodycz rozlała się po mnie, jakbym zanurzał się w miodzie. To było niesamowite!

- Ykh. - stłumiłem jęknięcie i zasłoniłem usta dłońmi by nie zdradzić się z naszą kryjówką, nie zbawić ciekawskich poszukiwaczy przygód.

- Możemy to robić częściej. - Syri wysunął mnie ze swoich warg i szeptał dotykając nimi trzonu członka. Umierałem powoli i rozkosznie.

- Nie... teraz... - wyrzuciłem z siebie z trudem. Nie miałem głowy do myślenia o czymkolwiek. Chciałem więcej przyjemności, a on dawał mi ją całymi garściami.

- Myślę, że to odpowiednia pora. Masz taki piskliwy głos, że nie potrafię mu się oprzeć. - drażnił mnie.

- Kopnę cię! - ostrzegłem sycząc. - Zamknij tę niewyparzoną buźkę mną i pozwól jeszcze powzdychać. - ciężko uwierzyć, że naprawdę to powiedziałem, ale brak spełnienia powodował frustrację, a Syri wyraźnie cieszył się z takiego obrotu spraw.

- Nie potrafię ci się oprzeć, kiedy tak mi rozkazujesz. - roześmiał się, ale zanim zdążyłem go kopnąć, on już ssał mnie zapamiętale.

Gdyby nie moje zęby to ja teraz to ja klęczałbym przed Syriuszem i pieścił go wargami. Niestety nie byłem pewny, czy należy kusić los, kiedy raz udało mi się zrobić to nie czyniąc mu krzywdy. To byłaby najgłupsza przemiana w wilkołaka jaką widział świat. Wilk przypadkiem kąsa swojego chłopaka w członek, kiedy miał go w ustach i tak oto ślina wilkołaka wchodzi do krwiobiegu chłopaka i zamienia go w mi podobną istotę. Przyjaciele padliby ze śmiechu i nigdy nie przestali się nabijać z podobnej atrakcji. Nawet turyści chętnie odwiedzaliby miejsce, gdzie dokonałaby się ta przypadkowa przemiana.

- Dosyć. - jęknąłem. - Dość już. - chciałem nawet uciec biodrami, ale jak miałem to zrobić, kiedy za mną znajdowała się tylko lita ściana?

- Nłe pfełmuł fie. - tym razem Syriusz nie miał najmniejszego zamiaru się odsunąć i masował językiem mój członek, trzymał w cieple swoich warg i jeszcze drażnił zębami, kiedy mówił. Tego było za wiele. Bezczelnie wylałem się w jego usta tak jak tego najwidoczniej chciał. Było mi wstyd, ale co mogłem zrobić? Do najbardziej wytrzymałych w łóżku nie należałem.

- A widzisz? Chcesz to potrafisz. - Syri uśmiechnął się oblizując i wstając z kolan. Nie chciałem wiedzieć, co stało się z moim nasieniem. Wolałem nie znać szczegółów. - Musimy robić to częściej. - przytulił mnie do siebie mocno. Na pewno mógł wyczuć na swojej piersi gwałtowne bicie mojego serca, może nawet widział, jak koszula klei mi się do pleców. Na korytarzu panował teraz ukrop, jakby smok przypiekał zamek od spodu czyniąc z niego wielką, rozgrzaną patelnię.

- Może masz rację. - odetchnąłem próbując się rozluźnić całkowicie i uspokoić. - To nie byłoby takie złe. Znasz się na rzeczy.

- Znam się na tobie. - poprawił mnie i zaczął całować po wilgotnej szyi. Zabawne, że nic mu nie przeszkadzało, nic nie mogło go zniechęcić. Widać naprawdę mnie chciał, chociaż w to od wieków już nie wątpiłem.

środa, 22 maja 2013

James żyje

2 maja

Dziś w końcu zdołaliśmy wepchnąć się do Skrzydła Szpitalnego i spotkać z Jamesem, który nabrał już kolorów, chociaż nadal był obolały. Był w stanie nawet się uśmiechać, kiedy zobaczył nas w drzwiach i uniósł ręką na powitanie.

- Od wieków się nie widzieliśmy. - rzucił wesoło, chociaż widać było, że poruszanie się sprawia mu niejaki problem. Najpewniej połamał żebra w czasie spotkania z jeleniem, ale tego szczegółu nam nie zdradzono.

- Jak się czujesz? - zapytałem siadając na krześle, które stało przy łóżku i najpewniej było przygotowane dla Evans.

- Chciałbym powiedzieć, że jak nowo narodzony, ale nawet ja nie potrafię tak dobrze kłamać. Wszystko mnie boli i nadal miewam koszmary. - wzdrygnął się. - Dajcie spokój, ta bestia wyglądała jak rozpędzony zwierzęcy czołg! A sądząc po moich obrażeniach, ten gnojek musiał mieć na sobie zbroję.

- Hmm, nie przypominam sobie zbroi. - rzucił Syri wzruszając ramionami. - Zwyczajny, rozpłatany jeleń.

- Chcesz powiedzieć, że...

- Że wypatroszony. - chłopak przerwał Jamesowi. - Ktoś go wykorzystał i zabił. Wątpię by chodziło dokładnie o pozbycie się ciebie, ale komuś miało to zaszkodzić.

- Spalił mi włosy na klacie. - Potter w wielkim stylu wrócił do tematu swojej osoby i swojego samopoczucia.

- Miałeś tam jakieś? - Syriusz wydawał się naprawdę zaskoczony. - Czy może mówisz o tym brzoskwiniowym meszku?

- Ha! Miałem kilka ciemnych! - wytknął mu okularnik i z jękiem podniósł się trochę wyżej na poduszkach. - Chcesz zobaczyć? Może coś jeszcze zostało. - już zaczął podnosić koszulkę, kiedy przeszkodziliśmy mu.

- Nie, nie. Ja ci wierzę, więc nie każ nam na to patrzeć. - Sheva był blady, jakby przyjaciel kazał mu walczyć ze stadem zbuntowanych jeleni mutantów.

- J., powiedz nam, czy pamiętasz coś z tego wypadku? Coś, co mogłoby nam pomóc. Wiemy, że to nie był przypadkowy wypadek. Pomfrey ostrzegała, że oparzenia są wynikiem zaklęcia.

- Prawdę mówiąc niewiele pamiętam. Był wielki i wściekły. Jeleń zabójca. Miał czerwone oczy, ale nie jak opętana bestia. Raczej były przekrwione. I te zębiska... Mam wrażenie, że też były we krwi, jakby wcześniej coś już zagryzł, albo sam broczył krwią. Może zaklęcie go zabijało? Sam nie wiem. Ostatecznie wszystko działo się zbyt szybko żebym mógł zdradzać intymne szczegóły tego zbliżenia. Dzieci z tego nie będzie, więc problem jest zminimalizowany. - wyszczerzył się do nas.

- Sądzimy, że ktokolwiek zaczarował jelenia i ktokolwiek miał być ofiarą, wszystko może się powtórzyć. Jesteś nam potrzebny, więc zdrowiej szybko. - poklepałem przyjaciela po ramieniu.

James skinął poważnie głową i obserwował nas przez chwilę. Na pewno zastanawiał się czy sprawdziliśmy wszystkie ślady, jakie zostawił po sobie wściekły zwierzak i czy nic nie przegapiliśmy. Wątpiłem by Potter mógł martwić się swoim zdrowiem na tyle by narzekać na nasze zainteresowanie sprawą, które zdecydowanie przekraczało zwyczajną troskę o niego. Kto, jak kto, ale J. nie należał do ludzi użalających się nad swoim losem. Widziałem po jego zdeterminowanej minie, że i on chce odkryć tajemnicę wiążącą się z tym wypadkiem.

- Myślę, że powinniśmy porozmawiać z dyrektorem, kiedy dojdę do siebie i będę w stanie chodzić. - odezwał się w końcu z namysłem. - To wszystko na pewno jest ze sobą powiązane. Pamiętacie tego człowieka w szkole? Tego obcego, którego prowadzili do Ślizgonów? Późniejsze wtargnięcia, troll, trzęsienie ziemi, czy tam robaki? Nie wierzę, że to nic nie znaczy. Musimy rzucić trochę światła na tę sytuację.

- Może masz rację. - Syriusz skinął głową. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze myśli splatały się ze sobą w jedno. Było oczywiste, że od pewnego czasu Hogwart stał się miejscem niespokojnym i obiektem wszelkich ataków.

- Jest jeszcze jedna sprawa, J. - tym razem to Sheva zabrał głos. - Evans. Wszędzie jej pełno i ciągle kręci się koło ciebie. Nie wiem, czy możemy zrobić cokolwiek zaraz pod jej nosem i nie dać się nakryć. A sam wiesz, jak ciężko pozbyć się natrętnej muchy, kiedy zakręci się koło g...

- Nie! - James przerwał mu gwałtownie. - Nie kończ! Nie chcę znać tego poetyckiego porównania, chociaż domyślam się, co chciałeś powiedzieć. Wolę być plastrem miodu, a ona będzie pszczołą, dobra?

- Bardziej pasuje mi mucha i...

- Milcz, niewierny! - J. uderzył go lekko w bok dłonią. - Nic nie poradzimy na to, że zainteresowała się mną akurat w tych ciężkich i niespokojnych czasach. Musimy to przetrwać. Z resztą, lepiej późno niż wcale. Przynajmniej kogoś mam i nie umrę samotny z kotem pod pachą.

Z pokoiku przy drzwiach wyszła szkolna pielęgniarka i podchodząc do nas uśmiechnęła się niemrawo. Podała Jamesowi kubek z parującym, bulgoczącym czymś, co przypominało zieloną, błotną masę. Sądząc z miny Pottera i kobiety, już nie raz kłócili się o to, czy powinien pić coś podobnego.

- Wygląda i smakuje jak koktajl z żaby. - syknął pod nosem okularnik. Posłał kobiecie wściekłe spojrzenie i zasłonił nos. Wypił szybko kilka łyków, skrzywił się, powstrzymał odruch wymiotny i kontynuował picie. - Pierwsza porcja tego świństwa wylądowała na niej i dlatego jest na mnie taka zła. - wyjaśnił chłopak kiedy kobieta odchodziła. - Podejrzewam, że to naprawdę jest mielona, suszona żaba i błotna papka. Nie wiem, co ma mi to dać, ale pije, bo kiedy nie chciałem była brutalna. Przywiązała mnie do łóżka zaklęciem i siłą wpychała we mnie to świństwo.

Współczułem mu. Szczerze i z całego serca. Nie wiem, czy byłbym w stanie wypić coś, co bulgocze i śmierdzi tak, jak ten cudny specyfik Pomfrey. W końcu nie trudno było mi wyczuć swąd tego lekarstwa, a z moim wyczulonym węchem wydawał się on o wiele gorszy.

Nie sądziłem byśmy mieli jeszcze cokolwiek do załatwienia z Jamesem, a podejrzewałem, że lada chwila może zjawić się tutaj Evans. Nie chciałem psuć sobie dnia spotkaniem ze znienawidzoną „koleżanką”, więc dałem znać przyjaciołom, że powinniśmy jak najszybciej się stąd zbierać. O okularnika nie musieliśmy się już martwić, jako że jego okropna dziewczyna na pewno wymuska go, wygłaszcze go i będzie mu schlebiać za wszystkie czasy. Tego nie dało się uniknąć.

Pożegnaliśmy się z Jamesem obiecując kolejne odwiedziny. Podejrzewałem, że Peter wrócił już do naszego pokoju po małych korepetycjach jakich udzielała mu Evans. Złapałem Syriusza za rękę i zaciągnąłem w ciemny kąt, gdzie nie musieliśmy się martwić nadejściem kogokolwiek. Tym bardziej, że na czatach stał niezawodny Sheva.

Pocałowałem Blacka mocno, możliwie najmocniej. Wsunąłem dłonie w jego miękkie, gęste włosy i przylgnąłem całym ciałem do niego. Nie chciałem się odsuwać nawet na milimetr. Syri był ciepły, przyjemny, idealny. Czułem jego dłonie na moich pośladkach. To był naprawdę przyjemny dotyk. Mógłbym rozpłynąć się pod nim, chociaż niewątpliwie sprawiałoby mi to problemy. Taki płynny Remus na nic by się nam nie przydał, więc odsunąłem się od chłopaka i uśmiechnąłem opierając głowę o jego pierś.

- Czuję się jak czarodziejka w objęciach ukochanego. - prychnąłem rozbawiony tym porównaniem, ale było całkowicie trafione. Przecież na swój sposób byliśmy jak grupka magicznych dziewczyn, które zmagają się z problemem ratowania świata przed zagładą. A jednocześnie byliśmy chłopakami, którzy swoje dziewczyny powinni pocieszać i wspomagać je w ich planach. Byliśmy niemal samowystarczalni. Co ja bym zrobił bez przyjaciół?

- W sumie, możesz być ładną czarodziejką w skąpych ciuszkach. Przemienisz się tańcując, a ja będę stał i podziwiał.

- Wyglądałbym okropnie. Popatrz na mnie. - odsunąłem się od chłopaka i zaprezentowałem w całej okazałości, jakby zapomniał już jak wyglądam. Jestem zbyt kanciasty na słodkie ciuszki w jaskrawych kolorach. Nie mówiąc już o bliznach tu i tam. To nie czasy słodkiego Remusa, który mógł udawać dziewczynkę. Teraz byłbym paskudną szkaradą.

- Dla mnie zawsze byłbyś piękny. - Syri wzruszył ramionami.

- Moje czarodziejki, polecam przemianę i ulotnienie się stąd. Jamesowi szykuje się kolejne przesłuchanie. Widzę nadciągającą McGonagall i Dumbledore'a. To raczej nie jest romantyczna randka w Skrzydle Szpitalnym, więc dajemy nogę.

Nie ulegało wątpliwości, że miał całkowitą rację. Mogłem bawić się w rozpieszczanie Blacka i bycie rozpieszczanym, ale w sytuacji, kiedy nadchodzili profesorowie lepiej było się zmywać. Na wypadek gdyby okazali się o wiele lepiej wyposażeni niżbym ich o to posądzał. Nikt nie zapewni mnie przecież o tym, że nie wyczują nas na milę i nie zaczną wypytywać o różne dziwne rzeczy. Nie wspominając już o rumianych ustach moich i Syriusza.

niedziela, 19 maja 2013

Przyjemnie

1 maja

James obudził się i powoli dochodził do siebie, chociaż przez najbliższe dni nie wolno nam było się z nim spotkać, jako że szkolna pielęgniarka badała go, próbowała doprowadzić do stanu sprzed wypadku, a dyrektor sam chciał wypytać Pottera o tamte wydarzenia. Przynajmniej uwierzył w mój blef z zapachem krwi unoszącym się nad błoniami i dochodzącym od strony Zakazanego Lasu. Nie wypytywał mnie o szczegóły, a jedynie zaakceptował moje słowa i obiecał zająć się tym na poważnie. I rzeczywiście to zrobił, gdyż już następnego dnia rano znaleziono martwe zwierzę, które poczyniło tak wielkie szkody z biednym okularnikiem.

- Na smutki związane z Jamesem jest jedno, niezawodne lekarstwo. - Syriusz pochylił się nad moim uchem, kiedy prowadził mnie schodami na inne piętro. - Jestem nim ja.

- I Pokój Życzeń? - uniosłem brew. - Tam idziemy, prawda? Pamiętam drogę...

- Dawno nas w nim nie było, a chcę ci pokazać, jak będzie wyglądała nasza sypialnia, kiedy już ze sobą zamieszkamy. Poza tym będziemy tam sami, a więc nikt nam nie przeszkodzi w naszych małych umizgach.

- Więc to o to chodzi, tak? - roześmiałem się. - O te umizgi!

- Nie zaprzeczę. - uśmiechnął się do mnie czarująco.

Każąc mi zostać kilka kroków dalej niż to konieczne, zaczął powoli chodzić wkoło ściany, na której powinno pojawić się wejście do naszego miłosnego gniazdka. Syriusz zaklaskał w dłonie, kiedy ukazały się drzwi wykonane z ciemnego drzewa. Podejrzewałem, że takimi je sobie wymarzył i teraz podbiegł do mnie, złapał mnie za rękę i wciągnął do Pokoju Życzeń.

Sypialnia jaką stworzył Syriusz była obszerna i jasno oświetlona, pełna drewna w miłym dla oka kolorze wiśni wchodzącym w barwę ciemnego brązu. Łóżko, które stanowiło niejako serce pomieszczenia było naprawdę wielkie, ale przy tym w pewnym stopniu delikatne i obłędnie piękne. Od razu zrozumiałem, że jestem zbyt prostym chłopakiem by znać się na tego typu wystrojach wnętrz. Syriusz wychował się w przepychu, więc bez problemów mógł stworzyć w swojej wyobraźni pokój godny królewskiej pary.

- Tu jest obłędnie! - powiedziałem, chociaż nie byłem zbyt oryginalny ani w słowach, ani w reakcji.

- Co powiesz na to żebyśmy sprawdzili, czy łóżko naprawdę się dla nas nadaje? - jego uśmiech był tak wymowny, że zarumieniłem się, ale nie uciekłem. W ciszy zbliżyłem się do tego pięknego kolosa i usiadłem na idealnym materacu.

- Myślę, że ciężko będzie mi zapomnieć o tym łóżku, kiedy z nim skończymy. - nie wierzyłem, że to mówię. Nie wspominając już o tym, iż mój głos nie zadrżał, ale wydawał się pewny, może nawet kuszący. Czy to aby na pewno byłem jeszcze ja?

- Skończymy szkołę i wtedy już tylko w takim będziemy sypiać. - Syriusz zdjął buty i wdrapał się na łóżko obejmując mnie ramionami.

Idąc za jego przykładem zepchnąłem palcami stóp swoje trampki i dołączyłem do Blacka. Teraz siedzieliśmy przodem do siebie mogąc całować się, dotykać i kto wie, co jeszcze mogło stać się naszym udziałem dzięki tej drobnej zmianie otoczenia.

Złapałem Syriusza za koszulkę i zdjąłem ją z jego ciała. On zrobił to samo z moją, co w sumie było całkiem wygodną i sprawną współpracą. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to możliwe, że pójdziemy na całość, że w końcu to zrobimy. Nie obawiałem się spróbować. Przerażał mnie fakt, iż później nie ma już nic innego, nie ma kolejnych kroków, jakie można wykonać w związku.

- Miałeś rację, jesteś jedynym lekarstwem na mój stan. - powiedziałem rozedrganym głosem, jakbym dopiero teraz zaczynał odczuwać niepokój i zdenerwowanie.

- Mówiłem. - Syri uśmiechnął się i klękając na materacu zaczął zdejmować spodnie. Kiedy zdołał wyrzeźbić sobie takie ciało? Przy nim wyglądałem jak podrzędna baba. - Nie patrz na mnie, jak wygłodniały wilk tylko też się rozbierz. To nam ułatwi zabawę. - ponaglił mnie.

Chociaż nie chciałem pokazywać się w tej chwili chłopakowi, który i tak mnie niejednokrotnie widział, zmusiłem swoje ciało do działania. Rozpiąłem jeansy, zsunąłem je i ostatecznie obaj zostaliśmy w samej bieliźnie.

- Lubię na ciebie patrzeć. - uśmiech kolejny raz ozdobił twarz Syriusza, który pchnął mnie na materac i zgrabnie, jak przystało na panterę, którą mi przypominał, wspiął się ponad moje ciało. Zwalczyłem ochotę zasłonięcia się by nie mógł na mnie patrzeć. Może wcale nie byłem taki niezgrabny, jak mi się wydawało? Przecież miałem w sobie wilkołaczą krew. Czy to w ogóle działało w taki sposób?

Poczułem na sobie cały ciężar Syriusza, kiedy kładł się na mnie i uniemożliwił protesty swoimi pocałunkami. W rzeczywistości nie odczuwałem wielkiego dyskomfortu spowodowanego tą pozycją, ale gdybym mógł na pewno narzekałbym okropnie. Ot, dla samego narzekania.

Wziąłem głęboki oddech, kiedy Syri wypuścił moje usta z objęć swoich. Byłem już rozpalony, miałem ochotę na o wiele więcej i ugiąłem lekko nogi w kolanach rozsuwając je by Black mógł znaleźć między nimi miejsce dla siebie. Teraz z powodzeniem mógł ocierać się o mnie, co sprawiało przyjemność zarówno mi, jak i jemu. Nasze ciała powoli budziły się do życia, czułem jak chłopak napiera na mnie i nie miałem wątpliwości, że i ja wywierałem presję na jego kroczu. Nie łatwo powstrzymywać naturalne, męskie odruchy, kiedy jest się z osobą, którą się kocha.

Westchnąłem i sięgnąłem między nas. Syri musiał odsunąć swoje krocze od mojego bym mógł wsunąć dłoń pod jego bieliznę. Nie obawiałem się tego dotyku, tego gorąca, które wypełniało moją dłoń. Byłem bardziej pewny siebie niż w chwili, kiedy dotykałem go po raz pierwszy. Poza tym, wiedziałem już, co robić i jak to robić.

Poczułem, jak dłoń Syriusza wędruje po moim brzuchu i odsunąłem się szybko.

- Nie! Zaczekaj! - powstrzymałem kruczowłosego i wysunąłem się spod niego. Tym razem to ja zmusiłem chłopaka by się położył i zbierając wszystkie siły pochyliłem się nad nim. Moje wargi dotknęły gorącej skóry na jego brzuchu, a następnie dłonie zsunęły w dół bieliznę Syriusza. Przełknąłem ciężko ślinę, która była lepka i gęsta z podniecenia. Pochyliłem się nad lekko drżącym, naprężonym członkiem mojego chłopaka i biorąc głęboki oddech, jakbym inhalował się odwagą, wsunąłem go sobie do ust. Od razu poczułem drzemiącą w nim moc, kiedy wypełnił moje wargi dokładnie, a słonawy smak na języku wydawał mi się dziwnie pociągający. Musiałem być ostrożny, nawet bardzo ostrożny, by nie ukąsić kochanka. Powoli zacząłem poruszać głową, co Syri przyjął głośnym jęknięciem. Może już nigdy więcej nie odważyłbym się na takie ryzyko, więc nie chciałem przerywać tylko dlatego, że odzyskałem zdrowe zmysły. Przymknąłem oczy i raz za razem sunąłem głową w dół i do góry, by zasysać wyłącznie w chwili, kiedy w ustach znajdowała się zaledwie odrobina ciała Syriusza. Nie mogłem pozwolić sobie na błąd. Chłopak musiał to rozumieć, bo nie drażnił mnie swoim dotykiem, a jedynie czerpał przyjemność z moich poczynań. Dopiero w chwili, kiedy wyjąłem go z warg i zacząłem lizać na całej długości, Black sięgnął dłonią w moją stronę i dosięgając mojego członka zaczął go masować. Bielizna przeszkadzała, ale nie mogłem oderwać się od swojego zajęcia by ją zdjąć. Wargi łaskotały mnie niemal na równi z podbrzuszem, dłonie nie potrafiły przestać dotykać trzonu. Westchnienia, które wydawał Syriusz sprawiały mi przyjemność na równi z jego palcami. To wszystko było tak eteryczne, że niemal nienaturalne, a przecież nie mogło być o tym mowy.

- Nie chcę dochodzić sam. - usłyszałem szept zaraz przy uchu. - Odwróć się i pozwól mi dołączyć. - nie mogłem mu odmówić, więc odsunąłem się na chwilę od jego krocza i zmieniłem pozycję. Teraz to ja czułem wargi Blacka na swoim kroczu, muśnięcia języka, hipnotyczne ssanie. Oszalałem i byłem w niebie perwersyjnych rozkoszy, w którym królował Syriusz.

Zabrałem się za swoją część tej zabawy na nowo poznając smak mojego chłopaka. Tak, chciałem iść na całość jeszcze w tym roku. Może nie teraz, gdyż żadne z nas nie było gotowe, ale już niedługo. Teraz wiedziałem to na pewno. Zupełnie jakby prawdę uświadomiły mi moje własne jęki i smak najintymniejszych części ciała Syriusza. Teraz rozumiałem dlaczego Sheva nie potrafi oderwać się od swojego kochanka, kiedy się spotykają. To było uzależniające.

Dłonie Blacka mocno ściskały moje pośladki, kiedy masował je powoli. Miałem ochotę poruszać biodrami by brać tę rozkosz całymi garściami.

To było naprawdę szalone doświadczenie, które sprawiło, że moje ciało miało ochotę na więcej i dłużej, a jednak zanim to do mnie dotarło zarówno ja, jak i Syriusz wypuściliśmy z siebie słodkie nasienie naszego uczucia. Nie przeszkadzało mi, że kropelki Blacka są w moich włosach, nawet na mojej twarzy. Podejrzewałem, że Black był w nie lepszym stanie. A jednak nadal było mi mało, chciałem to powtórzyć, znowu móc go pieścić i być pieszczonym. Postanowiłem mu to powiedzieć. Cicho, prosto na ucho, ale jednak powiedzieć. Reakcja Syriusza była taka, jakiej się spodziewałem. Objął mnie, przytulił mocno do siebie i pocałował moje zmęczone, ale wyraźnie zadowolone usta.

- Ja nie widzę problemu. - wyznał i znowu czułem jak jego krocze ociera się o moje.

środa, 15 maja 2013

Donos

Odprowadziliśmy Petera do Pokoju Wspólnego i zostawiając go samemu sobie popędziliśmy do Skrzydła Szpitalnego by dowiedzieć się czegoś o ewentualnych zmianach w stanie zdrowia naszego przyjaciela. Tylko on mógł rzucić odrobinę jasnego światła na swoją nieszczęśliwą przygodę, a my mieliśmy związane ręce. Z każdą chwilą coraz bardziej, jak się nam wydawało.

Nie zdziwił mnie fakt obecności Evans przy łóżku Jamesa, gdyż dziewczyna naprawdę uwzięła się na Pottera i rozkręciła na dobre w tym ich dziwnym związku. Nie podchodziliśmy do niej widząc, że przyjaciel w dalszym ciągu był nieprzytomny. Nawet nie pukając weszliśmy do pokoiku zajmowanego przez pielęgniarkę.

- Jak on się czuje, doszedł do siebie, śpi? - Sheva od razu zarzucił ją pytaniami.

- Mi też miło was widzieć. - wybąkała niezadowolona kobieta i spojrzała na nas wymownie.

- A tak, dzień dobry. Widzę, że jest pani w dobrym zdrowiu, więc może w końcu się dowiem, co z moim chorym przyjacielem? - Andrew chyba naprawdę przejął się stanem Jamesa i faktem, że nie mogliśmy mu w żaden sposób pomóc.

- Nadal nie odzyskał przytomności, ale podejrzewam, że dojdzie do tego w przeciągu kilkunastu godzin. Jutro powinien dojść do siebie, chociaż będzie obolały. Myślę, że wtedy możecie przyjść go odwiedzić. Najlepiej po obiedzie, kiedy odzyska trochę siły.

- Czy wiadomo coś, cokolwiek, o zaklęciu, które go poparzyło? Albo o tym, który je rzucił? - podjąłem z nadzieją, że wiedzą już o śmierci jelenia i mogą działać dalej, w sposób, który dla nas był niedostępny.

- Niestety, Remusie, ale nie. Nic nam jeszcze nie wiadomo, ale dyrektor już nad tym pracuje i na pewno dojdą do tego, co się dzieje. Do tego czasu trzymajcie się od tego z daleka, dobrze? Nikt nie chce by jakieś wściekłe zwierzęta zaatakowały kolejnych uczniów naszej szkoły.

- Tak, oczywiście, będziemy bardzo grzeczni. - obiecałem i złapałem przyjaciół za ręce ciągnąc ich o kilka kroków w tył. - My już pójdziemy, ale gdyby James się obudził proszę nam dać znać. Nawet jeśli dojdzie do tego w środku nocy! Bardzo nam zależy na tym, żeby się z nim spotkać w miarę szybko. Chcemy by wiedział, jak bardzo nam na nim zależy. - mówiłem całkowicie szczerze. W końcu musieliśmy dotrzeć do sedna sprawy, a im szybciej dowiemy się czegoś istotnego, tym szybciej moglibyśmy pomóc.

Wyszliśmy z gabinetu spoglądając tęsknie w stronę łóżka na którym leżał blady jak ściana James. Tęskniłem za nim. Nawet bardzo i nie rozumiałem dlaczego to właśnie jego musiał spotkać ten nieprzyjemny wypadek. Przecież Potter był chodzącym idiotą, który nikomu nie zagrażał. A przynajmniej nie sądziłem by był niebezpieczny, choć na ten temat najwięcej do powiedzenia mógł mieć Severus, który stanowił niedoszły cel chłopaka. Nie mniej jednak prześladowania nie zaszły za daleko, więc J. na pewno nie zasłużył na takie nieszczęście.

- Nawet mi bez niego dziwnie. - przyznał Syriusz kładąc dłoń na moim ramieniu. - Chodź. Zajmijmy się Peterem, póki jeszcze chodzi o własnych siłach. Może nie zabrudził nam pokoju.

Westchnąłem ciężko i skinąłem głową. Poklepałem znajdującą się nadal przy mojej szyi rękę Blacka i ścisnąłem jego palce. Gdybym go nie miał na pewno byłbym jednym z najbardziej nieszczęśliwych chłopców na świecie, a z nim byłem chodzącą radością.

- Masz rację, zajmijmy się Peterem, póki możemy! - uśmiechnąłem się odwracając wzrok od chorego przyjaciela i wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego wraz z chłopakami. Teraz mieliśmy na głowie coś zdecydowanie istotniejszego niż czuwanie przy nieprzytomnym okularniku i wykłócanie się z Evans o nasze miejsce z boku jego łóżka.

Czułem się dziwnie, kiedy drzwi odgrodziły nas od sterylnej bieli pomieszczenia, w którym leżał James. Podejrzewałem, że reszta czuła się podobnie, gdyż każdy z nas miał na twarzy wyraz melancholii i bezsprzecznie martwił się tym, co się stało. Niestety, nie było czasu na bezmyślne przeżywanie obecnej sytuacji. Raźnym krokiem ruszyłem w stronę schodów i słyszałem, jak przyjaciele doganiają mnie. Syri złapał mnie mocno za rękę i nie obawiając się wścibskich spojrzeń uśmiechał się, jakby wygrał na loterii wyjazd na noc poślubną w dalekie krainy mlekiem i miodem płynące. Swoją drogą nie miałbym nic przeciwko temu, gdyż to właśnie ja byłbym jego towarzyszem w takim wypadzie, a chętnie pławiłbym się w luksusach kosztując słodyczy życia.

Zastaliśmy Petera leżącego plackiem na swoim łóżku z głową w dole. Jęczał głośno i szukał sposobu by zmienić pozycję, ale jego starania przypominały niemrawe wierzganie nogami, w wykonaniu zmęczonego życiem chrząszcza.

- Tak mniej boli. - wyznał, kiedy tylko znaleźliśmy się obok niego. - Czuję się tak jakby ślina wpływała mi do głowy i obmywała tą gęstą, lepką mgłę z mojego mózgu. - opisał poetycko swoje samopoczucie.

- Napij się wody. - zaproponowałem. - Poproszę Skrzaty i... - nie musiałem kończyć, gdyż Peter pokiwał głową i zmienił odrobinę pozycję pozwalając by brzeg łóżka uciskał jego pierś. Sheva zaoferował, że pobiegnie do kuchni, więc zgodziłem się bez szemrania. Miał dłuższe nogi, więc z pewnością uwinie się z tym szybciej niż ja. W końcu nie mogłem pozwolić sobie na wilkołaczy pęd, gdy w grę wchodziła szklanka z wodą. Najpewniej wylałbym więcej niż zdołał przynieść tutaj.

- A myślałeś o czymś słodkim? - nie wierzyłem, że Syri o to zapytał, jako że starał się zawsze unikać tematu łakoci.

- To było pierwsze co zrobiłem, kiedy tu przyszedłem. - wyznał blondynek. - Zjadłem trochę czekolady by zabić smak rzygowin w ustach. Niestety, głowa nadal mi pęka i nie wiem, czy zdołam w jakikolwiek sposób pozbyć się tego bólu. Gdybym wiedział, że zobaczę to co widziałem... - zamknął mocno oczy i zacisnął pięści. - Będzie mi się to śniło po nocach!

- Oswoisz się z tym. - pocieszył go Syriusz. - Młodzi zawsze tak mają, a później stają się nieczuli. Każdy to wie. - wzruszył ramionami patrząc na mnie. - Po pewnym czasie przestajesz reagować na widok wnętrzności na...

- Przymknij się, Syri. - skarciłem chłopaka widząc, że Peter zielenieje na twarzy.

- Ach, przepraszam! - Syriusz przepraszająco zamachał rękoma.

Sheva wrócił z wodą w rekordowym czasie, więc powoli podaliśmy ją Pettigrew starając się by nie zwymiotował, ale i nie oblał się cały wodą w dziwnej pozycji, w której się znajdował w tamtej chwili. Trzymałem jego głowę, kiedy Syri poił go, zaś Sheva sapał z boku zmęczony po wcześniejszym biegu i szybkim przyniesieniu wody.

Kolor Petera wrócił do normy, więc położyłem jego głowę tak jak wisiała wcześniej. Na szczęście chłopak tylko przez chwilę tkwił w tej pozycji i szybko położył się normalnie na poduszkach odzyskując na tyle panowania nad żołądkiem, że nie wywracał mu się na lewą stronę przy najmniejszym ruchu.

Nagle mnie olśniło i uśmiechnąłem się do przyjaciół wołając na bok Syriusza i Shevę. Nie chciałem by Peter słyszał moje słowa, gdyż najpewniej znowu byłby gotowy by pozbyć się z żołądka czekolady i wody.

- Pójdę do dyrektora i powiem mu, że czuję zapach krwi, który dochodzi z lasu i niesie się z wiatrem. Jestem wilkołakiem, więc zrozumie, że mam dobry węch. Pewnie nie weźmie mnie ze sobą na poszukiwania, ale mogę zawsze jakoś go naprowadzić. Nie domyśli się, że przeszukiwaliśmy las, ale przecież nie jest też specjalistą od wilkołaków, więc nie zna do końca moich możliwości. A więc na pewno da się złapać! Nie mogę precyzować, z której strony lasu śmierdzi, ale mogą zwrócić na to jego uwagę.

- To ryzykowne. - przyznał Syriusz. - Nawet bardzo jeśli jakimś cudem odkryją, że się tam kręciliśmy, albo uznają, że wilkołak nie może mieć tak dobrego węchu.

- To nasza jedyna nadzieja. - przyznał Sheva. - Niech idzie. - skinął przyzwalająco głową. - Dyrektor na pewno go wysłucha, ale musimy mieć pewność, że wiatr wieje od strony Zakazanego Lasu. Musimy dopracować wszystkie elementy tego kłamstwa.

Syriusz wyjął z kieszeni różdżkę, a następnie zaczął przeszukiwać pokój wyraźnie mając zamiar coś znaleźć. Już miałem zapytać, co, kiedy machnął niedbale ręką i wyjął jedną ze swoich skarpet z kufra. Powiesił ją na swojej różdżce, a następnie podszedł do okna. Wychylił się przez nie sprawdzając swoją prowizoryczną flagą kierunek wiatru. Cóż, albo skarpetka była zbyt ciężka, albo nie było ani jednego podmuchu, który mógłby nam pomóc.

- Będziemy co godzinę sprawdzać, czy pogoda w jakikolwiek sposób się zmieniła. I jak tylko pojawi się dobry wiatr Remi biegnie do dyrektora. Jeśli dojdzie do tego w nocy, powiesz mu z samego rana...

- Czekaj! Przed burzą wiatr był całkiem silny i wydaje mi się, że wiał w odpowiednim kierunku. Mógłbym powołać się na to! - nie byłem geniuszem, ale wydawało mi się, że to naprawdę dobra wymówka, by iść do dyrektora od razu. Chłopcy zgodzili się ze mną kiwając głowami.

Peter spał, kiedy wychodziłem z pokoju, a przyjaciele obiecali się nim opiekować pod moją nieobecność. Musiałem zacząć kłamać dyrektorowi w dobrej sprawie. Nie miałem innego wyjścia. Chodziło przecież o bezpieczeństwo szkoły i Jamesa. Pierwsza samotna misja Remusa Lupina została rozpoczęta.

sobota, 11 maja 2013

Szlag

NOTKA Z ŚRODY PONIEWAŻ BLOG.PL PRZEGAPIŁ! TERMIN DODANIA WPISU == 

Nie wiem jak długo potrafią trwać burze, ale ta była wyjątkowo uciążliwa. Nie zabrałem ze sobą zegarka, by go nie zgubić, więc i nie miałem pojęcia jak długo siedzieliśmy bezczynnie w paśniku dla saren. Powoli zaczynałem się obawiać, że spędzę tu cały wieczór i będę mógł zapomnieć o pomocy przyjacielowi. Mieliśmy jednak szczęście, gdyż niedługo po tym, jak wyjęczałem swoje żale, deszcz ustał.

- Musimy stąd wyjść. - mruknąłem podnosząc się i stając na belce stanowiącej dół paśnika. - I to jak najszybciej. Niedługo zacznie się ściemniać. - byłem przewrażliwiony, ale nic nie mogłem na to poradzić. Gramoląc się jak największa oferma wystawiłem głowę między bokiem, a daszkiem i zacząłem przeciskać przez szczelinę swoje ramiona. Syriusz pomógł mi podnosząc moje nogi. Ostatecznie wypadłem tłukąc się boleśnie. Wtedy też przyszła kolej na Syriusza, a że nie było możliwości by podnieść go konkretnie od środka, złapałem go za ręce i ciągnąłem. Syri wyleciał jak pocisk i potłukł się bardziej ode mnie, ale przynajmniej wyszliśmy z tego w całości.

Uśmiechnąłem się do chłopaka otrzepując spodnie z liści i trawy. Były wilgotne po upadku, ale nie miało to znaczenia. Sprawdziłem lusterko, które na szczęście przetrwało nasze nieznośne kręcenie się i wyczyny.

- Jak u was? - zapytałem w lustro.

- Jakoś żyjemy, ale jesteśmy przemoczeni. - ozwał się zmęczony głos Shevy. - Ruszamy dalej, ale nie licz na dyskrecję z naszej strony. Każdy ruch nagradzamy głośnym „plask”. Moje stopy pływają w trampkach, a bielizna nie wymaga prania.

Wzruszyłem ramionami patrząc na Syriusza z rozbawieniem. Widać chłopcy byli w nie najgorszych humorach skoro było ich strać na żarty. A przynajmniej Andrew.

Przyjrzałem się dokładnie podłożu, powąchałem w powietrzu i musiałem stwierdzić z niezadowoleniem, że po deszczu żadne zapachy, czy śladu nie mogły pomóc nam w poszukiwaniach jelenia. Nie znaliśmy też lasu.

- A to co jest? - podniosłem z ziemi kłębek wełny.

- A tak, prawda! Upuściłem go żeby nie zaplątał się o paśnik. Dzięki temu wrócimy do miejsca, z którego wyszliśmy bez problemu. Pożyczyłem go od Zardi.

- Zardi?

- Wiele o niej nie wiemy. Jak widzisz, robi na drutach w chwilach ostatecznego znudzenia. - wzruszył ramionami, kiedy ja starałem się usilnie oswoić z myślą, że dziewczyna pokroju Zardi może robić na drutach. Ostatecznie pogodziłem się z tym i na oślep wybrałem stronę, w którą powinniśmy zmierzać. Naprawdę miałem nadzieję, że uda nam się znaleźć tego jelenia.

- Dziobak do Lunatyka. - odezwał się głos Shevy w lusterku. Podniosłem je szybko. - Chyba mamy problem. - po twarzy chłopaka widziałem, że coś się stało. Już miałem pytać, kiedy usłyszałem odgłos wymiotowania. Andrew nakierował lusterko na Petera, który w jakiś krzakach wypluwał swój ostatni posiłek. - A teraz powód jego stanu. Dla ludzi o mocnych nerwach. - skomentował zielonooki i przez chwilę patrzyłem na przesuwającą się zieleń. I w końcu zrozumiałem.

W trawie, między drzewami leżało duże zwierzę. Przełknąłem ślinę, kiedy Sheva zbliżał się do nieszczęśnika byśmy lepiej wszystko widzieli. Nie było wątpliwości, że mieliśmy przed sobą jelenia i to w dodatku tego, który zaatakował Pottera. Bok zwierzęcia był przypalony, sierść poczerniała, a blizna po stopionej skórze dobrze widoczna. To jednak nie to zabiło jelenia. Jego brzuch był rozdarty od samej szyi po dowód męskości, a brązowe flaki wylewały się na trawę. Nawet mi zakręciło się w głowie i czułem, że robi mi się niedobrze.

- Zaraz rzygnę... - Syri mruknął to za moimi plecami.

- Jak mogło do tego dojść? - wydusiłem czując, że żółć podchodzi mi już do gardła.

- Nie ważne, Remi. To nie wygląda mi na przypadek, czy walkę. Drapieżnik by się nim pożywił. - zastanawiałem się, jakim cudem Sheva potrafi być taki opanowany. - To robota noża lub zaklęcia, jest zbyt czysta.

- Naprawdę... musimy... o tym... bleh! Rozmawiać? - wiele wysiłku musiało kosztować Petera powiedzenie chociażby słowa, a co dopiero całego zdania.

- Nie ma wątpliwości, że to ten, którego szukamy, więc... - przełknąłem ciężko ślinę. - Wracamy na miejsce spotkania. Sheva, zaczynam się ciebie bać. - w lusterku pojawiła się jego roześmiana twarz.

- Jestem twardy, to wszystko. - rzucił pewnie. - Bez odbioru. - widziałem, jak świat przesuwa się, gdy chłopak wkładał lusterko za pasek i pomagał Peterowi, który z trudem stał na nogach. Współczułem mu. Nie łatwo jest wymiotować po takim widoku i powrócić do normalnego życia. Sam nie wiem jak bym zareagował gdybym był wtedy z nimi. Zapach krwi, woń śmierci, strachu i wnętrzności rozpływających się po mokrej trawie...

- Wiesz, Remi... Nie jestem specjalistą, ale mam wrażenie, że to co się stało było zaplanowane. To był całkiem spory jeleń. Nie mógł ot tak paść ofiarą czegokolwiek. To robota bestialskiego czarodzieja, bo nikt inny nie zdołałby znaleźć go w lesie, zaczarować, a później zabić z taką łatwością.

- Obawiam się, że masz rację. Ale teraz na pewno nie dotrzemy do tego, który chciał zaszkodzić Jamesowi. O ile to o niego chodziło. - uświadomiłem sobie nagle, że chłopak mógł przypadkiem znaleźć się w niewłaściwym miejscu, a poparzenia były wynikiem niewłaściwie dobranego celu ataku. Może dlatego nie stało mu się nic poważnego. Musieliśmy porozmawiać z przyjacielem! Poczekać aż się obudzi i wtedy zadać mu kilka ważnych pytań. Jeśli to nie o niego chodziło to o kogo? Kto mógł być tak istotny w naszym zamku, że opętano zwierzę, by do niego dotrzeć? I jak to tak naprawdę się odbyło? Nie wierzyłem do końca w opowieści tych, którzy wszystko widzieli. Nie ufałem nawet Evans. Tylko J. miałby na tyle zimnej krwi by dostrzec coś szczególnego i zapamiętać wszystkie te wydarzenia mimo zderzenia z jeleniem.

- Wracajmy do zamku, kochanie. - ścisnąłem rękę Syriusza. - Tam porozmawiamy z chłopakami, kiedy Peter będzie pił gorzką, mocną herbatę dla uspokojenia żołądka.

Syriusz zwijał powoli kłębek, który prowadził nas we właściwe miejsce. Jak mogłem tego nie zauważyć? Nawet Sheva miał swój kłębek, który miał jego grupę doprowadzić na miejsce spotkania. Widać moja misja tak mnie pochłaniała, że zapominałem o zdrowym rozsądku i uwadze.

Kiedy dotarliśmy Sheva i Peter jeszcze nie pokonali powrotnej trasy. Najpewniej kiepski stan blondynka nie pozwalał im szybciej się poruszać. Kiedy wyłonili się spomiędzy drzew wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy. Nie potrzebnie zabieraliśmy cały ten prowiant, ale sok z pewnością się przydał gdyż Peter pociągał go ze słoika. Może chciał mieć co jeszcze zwracać, a może po prostu wolał zapełnić go czymkolwiek, by się uspokoił. Prawdę mówiąc żadne z nas nie było głodne po tym, co widzieliśmy, ale na pewno zacząłem odczuwać pragnienie. Zatrzymaliśmy się na dłużej pod osłoną drzew niedaleko błoni i wypoczywaliśmy popijając ze słoiczków. Nasze milczenie przedłużało się.

- Ktoś zadarł z niewłaściwymi ludźmi. - odezwał się nagle Syriusz. - To na pewno nie nasza liga. Jeśli ktoś...

- Błagam, nie teraz. - Pet jęknął żałośnie. - Wystarczy mi przeżyć i przemyśleń na dzień dzisiejszy.

- Musimy o tym porozmawiać, ale dobra. Bez ciebie. Później cię wtajemniczymy. - Sheva pomógł chłopakowi wstać. - Wracajmy do zamku. Najpierw pójdę ja z Peterem i zostawię go w zamku. Wrócę do was i pójdziemy wspólnie pod peleryną. Wątpię by udało się nam schować razem, kiedy Pet ledwie stoi na nogach.

Skinąłem zgadzając się w pełni z przyjacielem. Byłoby nierozsądnie ścieśniać się wspólnie, kiedy jedno z nas zataczało się i szło skulone. Wyjąłem pelerynę z plecaka i podałem Shevie.

- Będziemy czekać. - zapewniłem. Przytuliłem się do Syriusza, który siedział obok mnie na starym zwalonym pniaczku. Był wilgotny, ale lepszy niż trawa i ziemia. Z resztą, nasze ubrania nadawały się tylko do prania po tej krótkiej, ale nieprzyjemnej przygodzie.

Patrzyłem jak dwójka przyjaciół znika nam z oczu. Objąłem mocniej Blacka kładąc głowę na jego ramieniu. Nie byłem dziewczyną, ale potrzebowałem tej odrobiny bliskości.

- W co myśmy wdepnęli, Syriuszu? - zapytałem nie oczekując odpowiedzi. - To nas przerasta, a już nie jeden raz coś niepokojącego dzieje się w szkole. Myślisz, że coś się szykuje?

- Obawiam się, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo poważnie wygląda nasza najbliższa przyszłość. Za dużo tych zbiegów okoliczności jak na jeden rok. Ktoś się włamuje, Ślizgoni coś kombinują z nieznajomym typem, Greyback w okolicy i teraz James. Nie wiem jak ty, ale ja jestem pewny, że nie jest dobrze. Poczekajmy aż James dojdzie do siebie i wtedy zaczniemy działać. Myślę, że wyjazd Shevy nie jest takim złym pomysłem mimo wszystko. U nas robi się niebezpiecznie. - jakkolwiek obaj czuliśmy ból spowodowany tymi słowami, to jednak było w nich wiele prawdy. Coś się szykowało, a więc im dalej od nas będzie Sheva tym mniej będziemy się obawiać, że coś mu się stanie. To była kojąca myśl, nawet jeśli dotyczyła tylko jednego z nas i oznaczało rozstanie.

niedziela, 5 maja 2013

Poszukiwania

21 kwietnia


Nie chcieliśmy zwlekać. Zaledwie wczoraj postanowiliśmy udać się na poszukiwanie jelenia, który zmasakrował nam przyjaciela, a już dziś byliśmy gotowi do drogi. Spakowaliśmy swoje torby upychając w nich możliwie wszystkie potrzebne nam w czasie wyprawy rzeczy, ukradliśmy jedzenie ze stoły podczas śniadania i później obiadu, sok przelaliśmy do słoików zabranych ze składziku nauczyciela eliksirów, Syriusz ukradł linę do wieszania prania, którą Skrzaty Domowe schowały na wypadek utraty poprzedniej. Nie oszczędziliśmy nawet woźnego, któremu przyszło nam zabrać wielkie nożyce do przycinania drzew i krzewów. W końcu i to mogło być nam niezbędne. Podzieliliśmy się także na dwie grupy i każda z nich dostała po jednym lusterku, z tych, które jakiś czas temu James zdobył w Hogsmeade.


- Czy my naprawdę musimy dobrze wyglądać w lesie? - Syriusz patrzył na mnie sceptycznie, kiedy wkładałem jedno lustro do swojego plecaka, a drugie dawałem Shevie. - Dla mnie będziesz piękny nawet nieuczesany i brudny...


- Oj, przymknij się! - zganiłem go. - Kiedy siedziałem wczoraj w bibliotece natknąłem się w jednej z książek na informacje dotyczące tych lusterek! Jeśli dobrze się przyjrzysz zobaczysz, że to, co dobija się w jednym widać w drugim i odwrotnie. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale po chwili, jak najbardziej. Już to sprawdziłem, działają. Będziemy się dzięki nim komunikować w lesie.


- Więc nie chodzi o przeglądanie się? - Syri w dalszym ciągu był sceptyczny.


- Mam ochotę cię uderzyć. - syknąłem szczerze i upchnąłem owinięte swetrem lusterko między jedzenie, by było bezpieczne. - Jeśli jesteśmy gotowi powinniśmy już ruszać. Kiedy się zacznie ściemniać nic nie zdziałamy i będziemy musieli wracać do zamku.


- Bardziej martwiłbym się tym, że mogą zobaczyć nasze nogi. Wyrośliśmy już z peleryny niewidki. Cztery osoby pod jedną płachtą? W dodatku z plecakami...


- Przymknij się Black. - znowu go uciszałem. - Zaraz zmienię zdanie i będę w grupie z Shevą.


- Takie piękne, a takie bezlitosne. - westchnął ostentacyjnie chłopak i uśmiechnął się nie bacząc na moje piorunujące go spojrzenie. Zarzucił swój plecak na ramię, a mój założył na drugie. - Tak będzie wygodniej. Ty będziesz szedł przede mną, co zmniejszy prawdopodobieństwo bycia zauważonym. Sheva weźmie tak swój tobołek i plecak Petera. Swoją drogą, zamiana toreb na plecaki była świetnym pomysłem...


- Nie podlizuj się. - uderzyłem chłopaka lekko w ramię i dając z siebie wszystko nakryłem siebie i jego peleryną. Poczekałem aż Sheva weźmie zapakowane rzeczy i wciągnąłem go pod spód. Prawdę mówiąc było strasznie ciasno i z tego powodu wyniosłem się na zewnątrz. - Pójdziecie za nami. - poinstruowałem. - Aż do tajnego przejścia. Później wciśniemy się wszyscy i będziemy drobić powolutku by nikt nas nie widział. Wszystko jasne?


- Ależ oczywiście, panie generale Lupin. - Syriusz drwił ze mnie, ale chłopcy kiwali głowami, a przynajmniej miałem nadzieję, że Sheva to robi, gdyż nie mogłem go zboczyć pod peleryną.


Nie czekając dłużej ruszyłem do drzwi wraz z Peterem. Ja posuwałem się przodem, a on zamykał pochód starając się nie wpaść na chłopaków stanowiących niewidoczną przeszkodę między nami.


Bez przeszkód dotarliśmy na dziury za portretem i jakoś przedostaliśmy się na korytarz. Teraz droga nie sprawiała nam żadnego problemu. Posługując się swoimi zmysłami pilnowałem byśmy nie natknęli się na nieproszonych gości. Powoli, kroczek za kroczkiem, schody po schodach, korytarz po korytarzu, stanęliśmy na samym dole i odnaleźliśmy przejście, o którym wiedziała dyrekcja, a którego nie zabezpieczano bardziej niż było to konieczne.


Bez przeszkód wydostaliśmy się z zamku i przemknęliśmy przez błonia pod samą granicę Zakazanego Lasu, a następnie ukryliśmy się za najbliższymi drzewami i zdjęliśmy pelerynę. Schowałem ją w plecaku by nam nie przeszkadzała, nie poniszczyła się, ani nie zginęła. James wstałby z martwych i zabiłby nas, gdyby coś stało się z jego dziedzictwem.


Nie siedzieliśmy bezczynnie czekając aż emocje opadną, ale od razu rozdzieliliśmy się. Ja i Syriusz ruszyliśmy na prawo, zaś Sheva i Peter na lewo. Wyjąłem teraz lusterko z plecaka i udowodniłem Syriuszowi, że naprawdę działa na takiej zasadzie, jaką mu przedstawiłem. W odbiciu Sheva szczerzył do mnie zęby. Czułem się niemal jak wielki odkrywca, który poluje na jakąś nieznaną jeszcze odmianę niebezpiecznego zwierzęcia.


- Musimy szukać paśnika. - zwróciłem się do przyjaciół w lusterku i po części do Syriusza podążającego u mojego boku. - Hagrid musiał jakieś rozstawić nawet jeśli o tej porze roku będą puste. Podejrzewam, że zwierzęta i tak będą ustawiać się obok nich. Przy okazji, uważajcie na wszystkie te robale i inne okropności, które tu żyją, bo Hagrid na to pozwolił.


To nie była nasza pierwsza wizyta w Zakazanym Lesie, ale na pewno nie mogliśmy trafić na poważniejszą od tej. Poprzednie były niczym w porównaniu z czymś takim.


- Robię się głodny. - usłyszałem głos Petera od strony lustra wciśniętego za pasek spodni.


- Daj spokój, ledwo wyszliśmy z zamku. Jeszcze nie idziemy nawet od pięciu minut! - skarcił chłopaka Sheva.


- Może i nie, ale mi tu pachnie piknikiem i tyle.


Przewróciłem oczyma. Peter miał może trochę racji, ale przecież nie przyszliśmy tu by się objadać, ale by doprowadzić do końca pewną sprawę. Musieliśmy odnaleźć jelenia, który wpędził naszego przyjaciela w stan, który ciężko było mi określić.


Nagle coś przyszło mi do głowy. Jak miałem odróżnić odchody jelenia od tych saren, czy zajęcy? Czy to w ogóle było możliwe? Albo co zrobimy jeśli nasz jeleń został już zjedzony przez jakiegoś głupiego drapieżnika, który tu żył?


- Czy tu są niedźwiedzie? - pytanie Pettigrew wyrwało mnie z zamyślenia.


- Niedźwiedzie? - bąknąłem głucho. Nigdy nie słyszałem by w naszym lesie miały być niedźwiedzie, ale teraz kiedy chłopak zapytał... - Nie, nie! Na pewno nie! Gdyby były na pewno wiedzielibyśmy, że tu są! - uparcie wmawiałem samemu sobie. - Jeśli jakiś stanie ci na drodze to będzie nim Hagrid. To jedyny niedźwiedź w okolicy. - miałem nadzieję, że przynajmniej on poczuł się lepiej, gdyż sądząc po rozbawionym spojrzeniu Syriusza, wcale nie byłem przekonywający.


Nie jestem pewny jak daleko szliśmy ścieżką, by w końcu z niej zejść i zagłębić się w gęsty, ciemny i chłodny las. Teraz dziękowałem swojej przezorności, gdyż zabrałem ze sobą sweter i narzuciłem go na siebie. Teraz mogłem bez problemu poruszać się dalej przez Zakazany Las. Było mi ciepło.


Złapałem Syriusza za rękę jakbyśmy byli na niedzielnym spacerku. Tutaj nikt nas nie widział, nie mógł komentować naszej bliskości. Poza tym już zbyt długo byłem uszczypliwy dla chłopaka.


Dziwne. Byliśmy już w lesie od jakiegoś czasu, a nie natrafiliśmy na żadne zwierzę. Poniuchałem w powietrzu mając nadzieję, że to cokolwiek mi wyjaśni, ale niestety. Miałem ochotę zapytać przez lustro, czy Sheva i Peter natrafili na coś interesującego, ale wiedziałem, że gdyby tak było, słyszelibyśmy ich. Zacząłem wsłuchiwać się w świergot ptaków, ale żadnego nie słyszałem. A więc jednak, mieliśmy problem.


Przez niebo przetoczył się okropny, głuchy grzmot. Teraz wiedziałem dlaczego wszystkie zwierzęta się pochowały. Nawet przez gęste korony drzew widziałem błyski, które poprzedzały niedalekie uderzenia piorunów o ziemię.


- Remi, co robimy? U was też zanosi się na burzę? - Sheva brzmiał jak spanikowany kociak, który czuje, że zmoknie, a nie lubi wody.


- Znajdźcie sobie jakieś rozłożyste drzewo i ukryjcie się pod nim. My zrobimy to samo... Chociaż... Widzę paśnik! - zaklaskałem w dłonie. - Schowamy się pod jej dachem. Jeśli u was żadnej nie ma to zróbcie co wam poleciłem. Tylko uważajcie żeby pod drzewem nie było żadnej nory.


Z nieba zaczęły spadać pierwsze ciężkie krople. Pospieszyłem szybko w stronę paśnika wdrapując się do jej wnętrza. Nie sprawiło mi to problemu, chociaż wiedziałem, że trudniej będzie nam wyjść. Rozsiadłem się w miarę wygodnie na twardych deskach i obserwowałem to, co ukazywało mi lusterko. Peter i Sheva schowali się pod najbliższym drzewem i miałem nadzieję, że będą tam bezpieczni, jako że grzmoty stawały się bliższe i głośniejsze. A przecież nic nie zapowiadało tak bliskiej burzy! Miała być piękna pogoda! W przeciwnym razie nigdy nie wychodzilibyśmy z zamku!


Deszcz siekł teraz okropnie. Wielkie, zimne krople uderzały o drewniany dach pustego paśnika, w której siedzieliśmy z Syriuszem. Przytuliłem się do niego obserwując, jak deszcz ugniata trawę, sieje spustoszenie pośród liści.


- Niech tylko przestanie, a wyruszamy w dalszą drogę. - mruknąłem do lusterka. - Możemy być już blisko.


Niestety nie zapowiadało się na szybki koniec paskudnego deszczu.

środa, 1 maja 2013

Pomagamy

AI NO TENSHI - NOWA NOTKA! Wybaczcie spóźnienie! 

Martwiłem się o Jamesa im dłużej myślałem o tym wszystkim. Chłopcy mieli racje. Jak to możliwe, że jeleń zaatakował kogoś kto był tak bardzo związany z tym zwierzęciem? To było niemożliwe! Nienaturalne! Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości faktu, że mój przyjaciel został zraniony przez byle jelenia, który przypadkiem wybiegł z lasu! Z resztą, jelenie nie wybiegały sobie tak po prostu z lasów... To wszystko śmierdziało na odległość.
Byłem trochę zaskoczony, kiedy udało nam się bez problemu wejść do izolatki, zaś pielęgniarka nie doskoczyła do nas wyganiając i upominając. Zrozumiałem dlaczego dopiero, kiedy dostrzegłem Evans przy łóżku Pottera. Miał owiniętą bandażami głowę i paskudną różową piżamę w kwiatki. Podejrzewałem, że należała do zasobów szkoły, a nie do chłopaka. W końcu nigdy go w niej nie widziałem.
- Co wy tu robicie?! - Lisica nie ucieszyła się na nasz widok. Podniosła się gwałtownie z krzesła i rzucała w naszą stronę gromy.
- To nasz przyjaciel, mamy większe prawo by tu przebywać niż ty. - Syriusz od razu stanął na straży naszego dobrego imienia.
- Jestem jego dziewczyną! - rzuciła z naciskiem, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Od kiedy? O ile się nie mylę to na początku nie tylko go ignorowałaś, ale nawet uszkodziłaś kilka razy. - przepchnął się koło niej i pochylił nad Jamesem. - Olejcie ją, chłopaki, i chodźcie bliżej. Wygląda paskudnie.
Przecisnąłem się między łóżkiem, a dziewczyną nie reagując na jej wściekłe spojrzenie. Rzuciłem okiem na przyjaciela, który leżał przede mną. Był naprawdę blady, a pod oczyma miał ciemne sińce, jakby już od tygodnia umierał w szpitalnym łóżku.
- Wygląda paskudnie. - przyznałem z przekąsem.
- A jak ma wyglądać po starciu z jeleniem, idioto!
Zignorowałem przytyk Evans jakby jej tam wcale nie było.
- Może obudzi go pocałunek prawdziwej miłości? - Sheva uśmiechnął się szeroko. - Mam spróbować? - on wcale nie baczył na wyraźnie zdegustowaną dziewczynę, która przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- Przy Potterze cała szkoła musiałaby ustawiać się w kolejce. - zauważyłem. - Miał tyle miłości, że ciężko je zliczyć. - miałem ochotę utrzeć nosa dziewczynie, która nie lubiła nas w równym stopniu, co my jej.
- To kim była ta ostatnia Ślizgonka? - Peter podjął grę stając obok Shevy i dotykając palcem policzka Jamesa. - Dziwnie wygląda, nie wiem czy ona chciałaby go oglądać w takim stanie... Mało seksowny w tym turbanie. Nie mówiąc o piżamie...
- Daj spokój, Peter. Co tam piżama. Ty lepiej spójrz na tego motylka, który spina turban! To dopiero wstyd! - Syriusz palcem wskazał nam plastikowy klips, którego pielęgniarka użyła by bandaże trzymały się na miejscu.
- To jak, kto całuje go pierwszy?
- Idioci! - przerwała Shevie dziewczyna i wyszła z izolatki wyraźnie podminowana.
- Nie lubię jej. - przyznał zielonooki.
- Więc jest nas więcej, bo ja też jej nie znoszę. Nie wiem, jak James mógł się w niej zakochać. Już wolałem jego wcześniejsze wybory. Wykluczając Severusa. Ten Smark, to za wiele. Jak nie śliska gnida to paskudna lisica. Ma chłopak gust, nie ma co.
Milczeliśmy przez chwilę wpatrując się w bladego chłopaka, który był przecież naszym przywódcą duchowym w sprawach szalonych eskapad i głupich pomysłów.
- Widzę, że nastąpiła zmiana warty. - to pielęgniarka wyszła ze swojego pokoiku. - Mocno oberwał. Prosto w żebra. Dobrze, że jakimś cudem wyszły z tego starcia cało. Głową również mocno przywalił w ziemię. Było sporo krwi bo rozciął łepetynę. - jakaż ona była subtelna.
- Kiedy się obudzi? - zapytałem od razu.
- Nie wiem. To mój pierwszy tego typu przypadek, a mam wrażenie, że nie tylko się zderzyli, ale jeleń był w jakiś sposób zaczarowany, bo zostawił po sobie pewien ślad. Na ciele Pottera widać poparzenia po zetknięciu się z bestią, bo inaczej tego nie nazwę.
- Więc ktoś rzucił zaklęcie na jelenia, który później wpadł na Jamesa, tak? - Syri chciał mieć pewność.
- Tak, wszystko na to wskazuje.
- Więc trzeba znaleźć jelenia i sprawdzić, co to za zaklęcie i kto je rzucił. - Black spojrzał na mnie, a następnie na resztę chłopaków wymownie. - Nie złapaliście jelenia, prawda?
- Nie, jeszcze nie... - kobieta zawahała się. - Co ty kombinujesz?
- Nic, proszę się uspokoić. Tak tylko głośno myślimy. Z resztą wiemy, że pan dyrektor na pewno wysłał kogoś w pościg za jeleniem. I wiemy kogo... - dodał cicho. Nawet ja miałem świadomość, że w zamku była wyłącznie jedna osoba, która mogła podążać w ślad za zwierzęciem w lesie, a bynajmniej nie był to człowiek stworzony do tropienia. Hagrid nigdy nie skrzywdziłby żadnego stworzenia, a co dopiero je schwytać! Już widziałem, jak jeleń patrzy na niego smutnym wzrokiem, a ten puszcza go wolno wymawiając się później, że wcale go nie znalazł.
- Myślę, że zostawimy Jamesa pod pani opieką i wierzymy, że będziemy informowani o każdej zmianie jego stanu. - Sheva wyczuł, że musimy porozmawiać na osobności. - Proszę wysyłać nam wiadomości, jak tylko coś więcej będzie wiadomo. To niezbędne do dalszej naszej współpracy. - kobieta spojrzała na niego tak, jakby to on wymagał pomocy, nie zaś Potter. - Nie ważne. - Andrew machnął ręką.
- Myślę, że J. lepiej wypocznie kiedy nas tu nie będzie. Nikt nie będzie jęczał mu nad głową i dzięki temu odpocznie jak należy. - Syriusz uśmiechnął się do kobiety. - A pani nie będzie nad nami stać i martwić się, że nigdy się stąd nie wyniesiemy. Powierzamy pani pieczę nad naszym przyjacielem, więc proszę dać z siebie wszystko by wydobrzał! - z rozbrajającym, niemal słodkim uśmiechem Black minął pielęgniarkę, a my podążyliśmy za nim. Teraz, kiedy J. był nieprzytomny, to właśnie Syriusz przejął nad nami władzę. To on dowodził.
Wspólnie opuściliśmy Skrzydło Szpitalne i zamelinowaliśmy się przy bibliotece. Tam mogliśmy porozmawiać w spokoju, jako że nikt nie podejrzewałby nas o jakieś ciemne intencje, dziwne pomysły i niecne zamiary. O czym mogła rozmawiać grupka chłopców pod biblioteką? Oczywiście, że o nauce! Nawet jeśli w jej skład wchodził leń i kombinator.
- Wiecie o co chodzi. - zaczął bez ceregieli Syri. - Jeśli jeleń był zaczarowany to musimy się dowiedzieć przez kogo i dlaczego. Nie wiem, czy go rozpoznamy, ale po zderzeniu powinien nosić na sobie jakieś ślady. Czy to uderzenia, czy magi, która jego również powinna poparzyć. Jeśli się nam nie uda, wtedy się poddamy, ale jak długo mamy okazję dowiedzieć się, kto nastawał na zdrowie Jamesa, tak długo będziemy próbować!
- Najbliższy weekend to chyba nie najlepszy pomysł, więc myślę, że po zajęciach będzie dobrze. Może nie dziś, bo to zbyt ryzykowne, ale na pewno już niedługo. W ostateczności poświęcimy weekend na poszukiwania. Nikt nie może wiedzieć, że idziemy. - planowałem. - Potrzebujemy wszystkiego, co tylko może się przydać. Światło, okrycia, może zbierzemy jakieś próbki żeby dostarczyć je do badania. Do tego czasu sprawdzę, jak dotrzeć do czarodzieja rzucającego zaklęcie. Wytropimy go, a nie uda nam się to, jeśli nie znajdziemy sposobu na rozpoznanie jego magii.
- Nic z tego nie rozumiem. - przyznał szczerze Sheva. - Ale cokolwiek masz robić, rób. Jesteśmy z tobą.
- Znikam w bibliotece, a wy przygotujcie to co może się przydać. Nie ważne skąd i jak. Jeśli będzie trzeba, wkradniemy się do gabinetów profesorów, czy nawet do ich sal lekcyjnych. Teraz najważniejszy jest Potter.
- Tak jest! - chłopcy zasalutowali i uśmiechnęli się do mnie przekornie.
- Tylko się nie przeczytaj i nie odchodź od tematu. Nie chciałbym żebyś zabawił tam zbyt długo, a nic nie znalazł. - Syriusz uśmiechał się do mnie w sposób, który wcale nie świadczył o tym, że niedawno przerwano nam odrobinę czułych zabaw. Prawdę mówiąc wcale o tym nie pamiętaliśmy. Mieliśmy na głowie zdecydowanie ważniejsze sprawy niż nasze małe całusy i dotyki. Musieliśmy odkryć kto stał za przykrym wypadkiem okularnika!
Skinąłem głową i odwróciłem się maszerując w stronę wejścia do biblioteki. Nie było czasu na zbędne myśli, czy plany na przyszłość. Liczyło się tylko jedno – dojść do tego, który zaszkodził naszemu przyjacielowi. Byłem gotowy poświęcić wszystko byleby dotrzeć do prawdy. Może to w jakimś stopniu pomoże okularnikowi wydobrzeć. Nie mogliśmy siedzieć z założonymi rękami!