środa, 30 sierpnia 2017

Prawda wychodzi na jaw

- Niech zgadnę, nie chcę wiedzieć, co powiedziałeś Evans o tym wypadzie do Hagrida? - Syriusz postanowił poruszyć drażliwy dla Jamesa temat, kiedy powoli zmierzaliśmy w stronę chatki naszego szkolnego gajowego.
- W rzeczy samej, nie chcesz wiedzieć, a ja nie chcę o tym pamiętać. - rzucił nadąsanym tonem okularnik. - Pewne rzeczy powinny zostać niewypowiedziane.
- Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co jej naopowiadałeś. - przyznałem uśmiechając się rozbawiony. James miał wrodzoną skłonność do przesady, ale kiedy z grę wchodziła jego wiecznie sceptyczna i niezadowolona dziewczyna, nawet on musiał wspinać się na wyżyny swoich umiejętności.
- I bardzo dobrze, Remusie. Ta niewiedza jest zbawienna dla twojego zdrowia psychicznego.
- A nie uważasz, że zdrowsze dla ciebie byłoby znalezienie sobie kogoś, kto akceptowałby w pełni twoje dziwactwa i nie próbowałby cię zmienić?
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, Remusie. Problem w tym, że ją kocham jak ostatni głupek.
- Przynajmniej potrafisz się do tego przyznać. - Syriusz westchnął ciężko. - Pet, dlaczego jesteś taki milczący?
No tak, Peter. Chyba niemal zapomniałem, że był z nami.
- Myślę. - odpowiedział zwięźle blondynek.
- Myślisz? - James podłapał temat. - Nie żebym w to wątpił, ale o czym ty możesz myśleć?
- O dziewczynach. - odciął się Pettigrew.
Cóż, jeśli o niego chodziło to naprawdę w jego głowie bezustannie pojawiały się tylko dwie myśli. Jedną z nich było jedzenie, zaś drugą właśnie płeć przeciwna. Dlaczego miałoby mnie to dziwić? Peter jako jedyny z naszej paczki był heterykiem – z jakiegoś powodu uwielbiałem to określenie odnoszące się do heteroseksualistów. Nie było w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Dzięki Peterowi nasza paczka była różnorodna i czasami miałem wrażenie, że gdyby nie on, prawie w ogóle nie miał być kontaktu z chłopakami, którzy gustują tylko w dziewczynach. W końcu mówi się, że „ciągnie swój do swego” i przypadku moim i moich przyjaciół naprawdę coś w tym było.
- Mam tylko nadzieję, że Hagrid jest w domu. Któryś z was to sprawdzał?
Wszyscy popatrzyliśmy na Petera trochę zaskoczeni. Oczywiście, że żadnemu z nas nie przyszło do głowy żeby wcześniej upewnić się, czy gajowy ma dla nas czas. Pojawił się pomysł, mieliśmy czas i postanowiliśmy przejść od razu do realizacji szalonej idei.
- Dobra, nie było pytania.
- Tak lepiej. - James uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. - Syriuszu, ty zapytasz Hagrida o nowe zwierzątko w szkole. Remus uważa, że nie potrafisz kłamać, ale ja sądzę, że jesteś w tym świetny, więc to należy do ciebie. My w tym czasie będziemy go zagadywać i rozpraszać, żeby chlapnął prawdę nawet jeśli nie będzie chciał. W sumie to możemy go też trochę rozpić. Na pewno ma u siebie coś mocniejszego, więc musimy tylko zmusić go do picia. Hagridzie, jesteś w domu?! - wrzasnął w pewnym momencie, nie oszczędzając moich biednych uszu.
- Mogłeś zaczekać aż podejdziemy bliżej. - Syriusz najwyraźniej także ucierpiał na tym nagłym krzyku okularnika.
- Cicho, stało się. - James machnął lekceważąco ręką, a następnie zaczął zaciekle nią wymachiwać, kiedy wielki, zarośnięty gajowy wyszedł ze swojego stosunkowo niewielkiego domku. - Witaj, Hagridzie! - i znowu się wydzierał. - Jak dobrze cię widzieć!
Na szczęście przyspieszyliśmy kroku i w chwilę później staliśmy już przed potężnym gajowym. Teraz nikt nie musiał wydzierać mi się do ucha.
- Od tak dawna was tu nie było, żem już myślał, żeście o mnie zapomnieli.
- Wszystko przez zbliżające się egzaminy. - James uśmiechnął się szeroko i promiennie, jakby naprawdę był w niebo wzięty widząc się z tak dawno nie widzianym druhem. Podejrzewam, że mogło być w tym wiele szczerości, ponieważ nawet ja czułem się teraz dziwnie rozmiękczony. Hagrid był chodzącym poczciwcem i osobą pocieszną, przy której można było zapomnieć o całym świecie. Chyba każdemu kto znał go tak jak my, musiało go czasami brakować.
- Wchodźcie do środka! - nie tylko my cieszyliśmy się ze spotkania z Hagridem, ale on również wydawał się uradowany naszą obecnością. Może i mieliśmy dodatkowy motyw, ale to wcale nie umniejszało tego, że w końcu znowu tu byliśmy. W tym małym, dziwne pachnącym domku na skraju Zakazanego Lasu. - Napijecie się czegoś?
- Piwa kremowego jeśli masz. - pełen niewinności ton Jamesa był bardzo podejrzany, ale wątpiłem żeby Hagrid miał się w nim doszukać podstępu. W końcu nie znał okularnika tak dobrze jak chociażby ja.
- Czekaj, czekaj! Zaraz sprawdzę. - mężczyzna z wielkim uśmiechem na twarzy, który było widać mimo zarostu, zaczął przetrząsać wszystkie szafki w swojej kuchni. - Jest! - oświadczył w pewnej chwili.
Dostaliśmy wszyscy po butelce kremowego piwa, zaś Hagrid swój wielki kubek napełnił winem, które sam pędził w tajemnicy przed profesorami. Teraz siedzieliśmy popijając i rozmawiając głównie o obowiązkach, w naszym przypadku szkolnych, zaś w przypadku Hagrida chodziło głównie o Zakazany Las i żyjące w nim stworzenia. Rozmowa zmierzała więc w naprawdę dobrą stronę. Musieliśmy tylko wybrać odpowiedni moment. To niestety nie było wcale takie łatwe.
Kiedy tylko zauważyliśmy, że tematy naszej rozmowy zaczynają coraz bardziej odsuwać się od tego, który chcieliśmy poruszyć, postawiliśmy wszystko na jedną kartę.
- A widziałeś ostatnio Victora Wavele? - zapytał prosto z mostu. - Wygląda jakby stoczył ostatnio jakiś zacięty bój z boksującym krzakiem róży! Wspominał nam coś o jakimś nowym magicznym stworzeniu, które go tak załatwiło, ale nie wspomniał które i teraz zastanawiamy się, od czego trzymać się z daleka żeby nie skończyć jak on.
Hagrid zachichotał jak mała dziewczynka i taktownie zasłonił usta dłonią. Próbowałem nie spojrzeć na chłopaków, ponieważ najpewniej parsknęlibyśmy śmiechem.
- Oj, widziałem go, widziałem. I widziałem to magiczne stworzenie, które go tak załatwiło.
- Tak?! - wlepiliśmy spojrzenia w mężczyznę, który znowu chichotał i kiwał głową potakująco.
- Wiem, że nie powinienem się śmiać, ale gdybyście to widzieli też nie moglibyście się powstrzymać. - dłuższą chwilę zajęło mu uspokojenie się na tyle, żeby był w stanie dalej mówić.
Przyznaję, że powoli traciliśmy cierpliwość. Byliśmy tak blisko odkrycia prawdy o jednym z naszych egzaminów!
- Nazywa się pani psor Minerwa McGonagall. - wysapał z trudem Hagrid i nagle położył głowę na stole uderzając o niego pięścią, kiedy śmiał się tak do rozpuku.
Odczekaliśmy stosowną chwilę, po czym James rzucił teatralnym tonem pytanie:
- Jak to?! - a sądząc po jego minie, miał ochotę rozerwać biednego gajowego na strzępy.
- Potknęła się na schodach i byłaby się nieźle poturbowała, gdyby nie to, że z dołu nadchodził właśnie psor Wavele. - zaczął tłumaczyć Hagrid. Co jakiś czas przerywał żeby się pośmiać. - Spadła prosto na niego, a przy tym tak machała ramionami, że paznokciami zahaczyła o jego twarz. Na szczęście to nie było wysoko, więc nikomu nic się nie stało, kiedy spadli razem na sam dół. Powiem wam w tajemnicy, że on skończył z twarzą w jej biuście. - Hagrid nawet się zarumienił bardziej niż od śmiechu. - Pani psor proponowała, że zaprowadzi psora Wavele'a do skrzydła szpitalnego, ale on się spieszył i odmówił. Poturbowany pokuśtykał dalej. Oj, widziałem, że im obojgu głupio było, że tak nieszczęśliwie wylądowali na tej ziemi.
Spoglądaliśmy po sobie zaskoczeni tymi rewelacjami. A więc Wavele kłamał, a my mu uwierzyliśmy i jak banda głupków uganialiśmy się za tajemnicą egzaminu, której w ogóle nie było! Co mu w ogóle przyszło do głowy żeby tak nas okłamać?!
- Zabiję go. - szepnął cicho Syriusz, kiedy Hagrid znowu zanosił się śmiechem na myśl o tamtym wypadku dwójki nauczycieli.
- Chcesz wylądować w Azkabanie za głupie kłamstwo Wavele'a? - szepnąłem mu na ucho. - Lepiej się zemścijmy jakoś zamiast go od razu zabijać.
- Prawda, prawda! - James wtrącił się do naszej rozmowy. - Nie wiem jeszcze jak, ale się zemścimy. - zakończył rozmowę z nami i spojrzał ostentacyjnie na zegarek. - Merlinie, ile to już godzin! - przedarł się przez śmiech gajowego, który otarł załzawione oczy i pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Wpadnijcie do mnie niebawem jeszcze raz. - zaprosił nas uradowany. - Może uda wam się wpaść na dłużej. Przygotuję moje popisowe ciasteczka!
- O tak, temu nie sposób się oprzeć. - James dopił ostatni łyk kremowego piwa. - Niebawem znowu wpadniemy i pośmiejemy się tak jak dzisiaj.
Pożegnaliśmy się z Hagridem udając zadowolonych i uśmiechniętych, podczas gdy w rzeczywistości byliśmy po prostu wściekli. Victor Wavele nas okłamał i teraz musiał za to zapłacić!

niedziela, 27 sierpnia 2017

Że niby co?!

22 marca
Zielarstwo. Syriusz wyglądał jakby miał się zaraz załamać. Mina Jamesa zdradzała dokładnie to samo. Peter najwyraźniej jeszcze nie zrozumiał, o co właściwie chodzi, zaś ja mogłem skwitować to tylko wzruszeniem ramion.
Nasza próba odkrycia, co kryły paczki Sprout spełzła ostatnio na niczym, zaś teraz wszystko stało się jasne i nie wiązało się już z żadną tajemnicą.
Motyle.
W paczkach były zakichane motyle, których nauczycielka potrzebowała do pielęgnacji niektórych swoich roślin.
- Zdarza się. - poklepałem przyjaciół po ramionach. - Nie przejmujcie się, pozostaje nam jeszcze Hagrid, tak jak podpowiedział nam Sheva. No i spójrzmy na to z innej strony. Te motyle są całkiem urocze.
Spojrzenie Syriusza było mordercze, ale powoli łagodniało. W końcu nic już nie mógł na to poradzić. Zostawało mu więc tylko zaakceptować sytuację taką, jaką była i odwiedzić Hagrida. Innego pomysłu i tak nie mieliśmy, a denerwowanie się nijak nie zmieniłoby niczego.
- Nie mogę uwierzyć, że nie przespałem nocy dla głupich motyli. - James schował twarz w dłoniach
- J., zalewałeś noce z o wiele głupszych powodów. - przypomniałem mu. - Jakieś tam motyle to wielka sprawa w porównaniu z innymi przekrętami nocą, które mamy wszyscy na sumieniu.
- Hm, fakt. - chłopak pokiwał głową z niekłamaną powagą. - Dostrzegam sens twoich słów, Remi, i dlatego przestanę rozdeptywać te głupie motyle. - Żartowałem! Żadnego nie zdeptałem, nie patrz na mnie jakbyś miał zaraz rzucić mi się do gardła.
Cóż, musiałem przyznać, że gdybym mógł wtedy zabijać wzrokiem, James miałby w tamtej chwili trochę poważnych problemów zdrowotnych. Sam nie wiem dlaczego, ale miałem nawyk wyjątkowej troski o owady. Jeśli jakiś owad wpadł do pokoju, wypuszczałem go najpierw biorąc na ręce lub po prostu wyganiałem. Największą troską otaczałem pszczoły i biedronki, zaś pająki nie wliczały się dla mnie do grupy owadów. Były istnymi potworami, a te należało eliminować.
- Dobra, zmieńmy trochę temat. - okularnik najwyraźniej wolał unikać bezpośredniej konfrontacji z wielkim obrońcą dzikiej przyrody, jakim nierzadko bywałem. - Musimy uzgodnić, kiedy zrobimy najazd na chatkę Hagrida.
- Im wcześniej tym lepiej. - Syriusz udając, że słucha wywodów Sprout na temat pożytku płynącego z motyli dla niektórych magicznych roślin zgłosił się do odpowiedzi na pytanie nauczycielki, która na jego szczęście wybrała inną osobę. - Nie odkładajmy tego. Musimy go zaskoczyć, jeśli to w ogóle możliwe.
- Jeśli nikt go nie ostrzegł przed pytaniami uczniów to sam się nie domyśli zbyt szybko. - James zauważył niezaprzeczalny fakt. Hagrid był człowiekiem prostolinijnym, toteż wystarczyło wszystko dobrze rozegrać, aby puścił parę w ust. Zresztą, kiedy Shave już o tym wspomniał, wydawało mi się oczywiste, że jeśli w jakiś nasz egzamin było zamieszane magiczne stworzenie, które pozostawia po sobie takie ślady, jak na twarzy Wavele'a, to ktoś pokroju Hagrida musi o tym wiedzieć. Nasz przyjazny wielkolud uwielbiał wszystkie zwierzaki tak bardzo, że czasami zastanawiałem się dlaczego nie został weterynarzem lub nie otworzył schroniska dla magicznych stworzeń.
- Wpadniemy do niego dzisiaj po odrobieniu wszystkich zadań, ale przed korepetycjami. Musimy mieć dobrą wymówkę żeby później wyrwać się ze szponów Hagrida. - Syriusz uśmiechnął się cwaniacko. - Powiemy mu, że ostatnio jesteśmy zajęci nauką i nie mieliśmy go jak odwiedzić, ale postanowiliśmy znaleźć chwilę, bo za nim tęsknimy lub coś takiego. Nie skłamiemy, nawet jeśli mamy dodatkowy motyw żeby do niego iść.
- A jeśli on nie będzie nic wiedział? - odważyłem się zapytać.
- Wtedy, panowie, jesteśmy w ciemnej D. - kruczowłosy wzruszył ramionami – Wracamy do punktu wyjścia. W każdym razie damy sobie radę, spokojna głowa. Jeśli będę musiał, znajdę sposób, żeby wyciągnąć z Victora informacje na temat tego egzaminu, w przygotowaniu którego pomagał.
Sprout nadal rozwodziła się na temat motyli, ale tym razem nie musieliśmy już niczego z przyjaciółmi ustalać, ponieważ wszystko zostało już ustalone. Teraz mogliśmy skupić się na lekcji, a przynajmniej mogliśmy spróbować. Cóż, łatwo nie było. W końcu temat motylków i roślinek nie należał do ulubionych w przypadku żadnego z nas. Nie zaprzeczam, że cieplarnia wyglądała przepięknie, kiedy wśród tej bujnej, żywej zieleni unosiło się tak wiele różnych barw i kształtów. Może nawet byłbym tym zachwycony, gdybym tak nie przejmował się myślami o egzaminach. Jak długo wszystko było tylko odległym terminem, czułem się swobodnie i byłem spokojny. Ale teraz, kiedy miałem świadomość, że profesorowie nie próżnują, sytuacja wyglądała zgoła inaczej.
Syri oparł się o mnie ramieniem i przysunął usta do mojego ucha. Staliśmy z tyłu i nikt nie zwracał na nas uwagi, więc mógł sobie na to pozwolić.
- Kiedyś wybierzemy się w jakieś romantyczne miejsce żeby zachwycać się motylami. - wyszeptał. - Szklarnia pełna uczniów i gadanina Sprout nie klasyfikują się jako romantyczne.
Nie mogłem się z nim nie zgodzić.
Zajęcia zakończyły się niedługo później, co sprawiło, że odetchnąłem z ulgą. Nauczycielka naprawdę się nakręciła i wiele osób przysypiało na stojąco słuchając jej głosu wśród ciepła jakie panowało w pomieszczeniu. Tym bardziej, że wcześniejszą lekcją była historia magii, co już i tak wielu ukołysało do snu.
Wszystko to sprawiło, że nagle miałem ochotę na coś bardzo słonego, a to nieczęsto mi się zdarzało. Czułem, że gdybym pozwolił sobie na łakocie, zacząłbym ziewać i powieki kleiłyby mi się do siebie. Sól mogła z tym walczyć, a przynajmniej taką miałem nadzieję wychodząc z cieplarni i idąc w stronę zamku, gdzie na pewno już czekało na nas drugie śniadanie.
- Krakersy. Mam nadzieję, że będą jakieś krakersy lub coś podobnego. - rzuciłem do niespodziewających się niczego przyjaciół. Nic dziwnego, że spojrzeli na mnie jakbym właśnie oświadczył, że planuję tańczyć w balecie.
- To ja właśnie żalę się wam, że będę musiał spławić jakoś Lily żebyśmy poszli wspólnie do Hagrida, a ty wyskakujesz z czymś takim? - James pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Hę? A mówiłeś coś w ogóle przed chwilą? - byłem naprawdę zaskoczony.
- W sumie to nie, ale planowałem.
- Zabiję cię kiedyś, James. - syknąłem nie mogąc uwierzyć w głupotę chłopaka. W odpowiedzi otrzymałem zadowolony, szeroki uśmiech. J. drażnił się ze mną i najwyraźniej bardzo mu się to podobało.
Kiedy przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali, moje nozdrza wypełniły się cudownymi zapachami. W większości słodkimi i sprawiającymi, że zacząłem marzyć o dużej porcji słodkich kalorii. Postanowiłem jednak trzymać się tego, co podpowiadał mi żołądek na samym początku i zamiast sięgać po łakocie, zapchać się czymś słonym. Miałem szczęście, ponieważ miejsce, które zajęliśmy znajdowało się akurat naprzeciwko słonych smakołyków – krakersików z twarogiem, kromeczek z szynką, serem żółtym, warzywami. Krótko mówiąc, miałem przed sobą wszystko, czego tylko mój żołądek mógłby sobie zażyczyć.
Zabraliśmy się z chłopakami za jedzenie. Najszybciej znikało to, co znalazło się na talerzu Petera, ale to akurat wcale mnie nie dziwiło. Chłopak od rana wydawał się jakiś rozespany i niewypoczęty, jakby w nocy zamiast spać robił coś zupełnie innego. Teraz wstąpiło w niego nowe życie, ponieważ mógł zapchać brzuch czym tylko pragnął.
- Gdyby tylko wiedzę przyswajał tak szybko i sprawnie, jak te góry jedzenia. - chociaż usłyszałem znienawidzony głos po mojej prawej, nie odwróciłem się w tamtą stronę. Evans siedziała koło Jamesa i byłem pewny, że to do niego właśnie mówiła. Pewnie uśmiechała się przy tym jak słodka idiotka żeby tylko mu się jakoś przypodobać. Od kiedy do siebie wrócili, robiła wszystko, co w jej mocy, żeby przywiązać do siebie chłopaka jeszcze bardziej. Okularnik wpadł w to G, jak śliwka w kompot. Mogłem mu tylko współczuć.
- James, nie zapomnij odwołać swojej dzisiejszej randki. - Syriusz rzucił to niby mimochodem, ale wiedziałem doskonale, że chciał tym uświadomić Jamesowi, że nadal nie trawi Evans oraz marzył aby dopiec samej dziewczynie uświadamiając jej, że jakiekolwiek plany ma jej chłopak, wiążą się z nami, a nie z nią.
Niemal słyszałem jak dziewczyna zgrzyta zębami, kiedy pytała okularnika czy to prawda i co to ma w ogóle znaczyć.
Cóż, James sam był tym, który wybrał sobie taką, a nie inną dziewczynę, więc teraz musiał radzić sobie z konsekwencjami.

środa, 23 sierpnia 2017

List od Shevy

Drogi Remusie,

Jak wiesz z moich poprzednich listów, u mnie zupełnie nic się nie dzieje. Nudzę się niemiłosiernie, ponieważ moi dwaj przyjaciele są zbyt zajęci żeby zaszaleć. Cyrille ugania się za swoją nową dziewczyną, zaś Aaron wyraźnie coś kombinuje i ukrywa coś przede mną, ale nie udało mi się jak dotąd dowiedzieć, co takiego ma na sumieniu. Podejrzewam jednak, że z kimś się umawia, ponieważ jest bardziej zrelaksowany niż dawniej. Raz próbowałem go nawet śledzić, kiedy wyszedł cichcem z pokoju z samego rana. Okazało się jednak, że tylko zakradł się wtedy do kuchni, więc poza tym, że jest obżartuchem nie dowiedziałem się niczego więcej.
Nadal bardzo tęsknię za Tobą i resztą naszej ferajny. Podejrzewam, że to nigdy się nie zmieni. W końcu jesteśmy przyjaciółmi na całe życie! Nawet kiedy zrobię międzynarodową karierę, hehe.
Widzisz, tak się składa, że ja również zacząłem myśleć o przyszłości i uznałem, że za nic w świecie nie chcę dorastać. A przynajmniej nie do końca. Postanowiłem więc pójść w ślady ojca. Tak, dobrze się domyślasz, Remusie. Chcę zawodowo grać w quidditcha. Nie planowałem tego, ale to jedyne rozwiązanie jeśli chcę być po prostu sobą. Zresztą, sam doskonale wiesz, że dzięki tacie, znam życie gracza lepiej niż ktokolwiek inny.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie będą na mnie patrzyć, będą komentować, snuć domysły, ale wiem jak to rozwiązać. Przedstawię światu Fabiena jako mojego opiekuna, kamerdynera, czy coś w ten deseń i wtedy nikt nie będzie mógł się czepiać, że ze sobą mieszkamy i trzymamy się razem.
Jeszcze nie rozmawiałem na ten temat z Fabienem, więc nie wiem, co on będzie myślał o tym wszystkim, ale jest rozsądnym człowiekiem, więc podejrzewam, że nie będzie miał nic przeciwko. Może nawet mu się to spodoba i uzna to za niezły element jakiejś naszej dziwacznej gry wstępnej. Na to przynajmniej liczę, ponieważ nie chcę żeby poczuł się urażony w jakikolwiek sposób.
Moi rodzice na pewno się ucieszą, ale chciałbym jeszcze poznać Twoją opinię na ten temat. Dlatego też jesteś pierwszym, któremu mówię o tym planie. Cyrille i Aaron nic nie wiedzą, ale będą drudzy w kolejce po Tobie. Fabien dowie się po waszej trójce, kiedy poznam wszystkie opinie, które poznać muszę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym dorósł do tej decyzji wcześniej to już teraz mógłbym robić karierę, ale teraz już jest na to za późno. Dopiero po skończeniu szkoły będę starał się zrealizować swój wielki plan i poproszę o pomoc ojca. Na pewno mi pomoże dostać się na szczyt. Przyznaję, że grając w szkole, nie przykładałem się szczególnie, więc nie rozwinąłem wszystkich swoich umiejętności, ale wierzę, że je mam. W końcu jestem dzieckiem mojego ojca!
No dobrze, dosyć już o mnie! Nie chcę Cię przecież zanudzić. Zmieńmy więc temat na bardziej interesujący.
Kto może szykować dla was egzamin z jakąś drapiącą bestią? Jestem bardzo, bardzo ciekawy. Nic nie przychodzi mi do głowy. Żałuję, że wypad do cieplarni okazał się porażką, ale może to jednak Sprout coś dla Was przyszykowała, a jej przesyłka, której świadkiem byliście to coś zupełnie innego. W końcu mogła już skompletować wszystko, czego potrzebowała na Wasz egzamin. Pamiętasz to dziwaczne drzewko, które obłapiało Syriusza? Może teraz będziecie mieli do czynienia z jakimś drapiącym pokroju wierzby bijącej? Możesz być pewny, że zapytam swoich nauczycielek o to, czy są rośliny, które mogłyby podrapać człowieka i zostawić ślad taki, jaki mi opisałeś. Wypytywanie psorki od opieki nad magicznymi stworzeniami nic nam nie da, jako że jest nieskończenie wiele istot, które pasowałyby do opisu. Może powinniście zapytali Hagrida, czy nie przyszło mu się ostatnio zajmować jakimś drapiącym potworkiem. Gdyby planował skłamać wiedząc, że chodzi o egzamin to i tak będziecie o tym wiedzieć, ponieważ do najlepszych kłamców to on nie należy.
Ha! Przyznaj, że o tym nie pomyśleliście! Jak Wy w ogóle dajecie sobie beze mnie radę? ;)
W każdym razie musisz dać mi znać, jeśli coś odkryjecie, a ja napiszę do Was, jeśli sam czegoś interesującego się dowiem.
No dobrze, a teraz pomyślmy, co jeszcze mogę Ci napisać.
O! Aaron właśnie wrócił do pokoju i nuci coś pod nosem. Jest zbyt zadowolony, jak na kogoś, kto nie był właśnie z kimś na sekretnym spotkaniu. Równie dobrze mógłby wytatuować sobie na czole wielkie „zaliczyłem” i utrzymywać, że jest prawiczkiem. Zapytałem go gdzie był. Wiesz, takim tonem od niechcenia, niby nic, ale pytam. Powiedział, cytuję: „W kuchni, wykradałem resztki deseru”. Czy on naprawdę myśli, że mu w to uwierzę?
Ojć, właśnie dołączył do nas Cyrille i sądząc po jego minie, nie poszło mu najlepiej na spotkaniu...
Tak jak myślałem. Zerwał z kolejną dziewczyną. No cóż, ma do nadrobienia wiele lat randkowania, więc niech szaleje. W tej szkole i tak może przebierać, wybierać i szukać ile chce. Po swojej pierwszej dziewczynie płakał i nie mógł przeboleć rozstania, a teraz jest coraz lepiej, bo szybciej przechodzi nad tym wszystkim do porządku dziennego.
Aaron zaproponował Cyrille'owi utopienie smutków i wyciągnął na stół czekoladę, ciastka i piwo kremowe. Myślę, że najlepszym sposobem topienia smutków jest robienie tego w towarzystwie, więc dołączę do nich i trochę się poobjadam. W końcu jeszcze nie muszę być na diecie.

Imprezowanie zajęło nam więcej czasu niż sądziłem. Wypiliśmy po kremowym piwie, zjedliśmy pięć tabliczek czekolady z różnymi alkoholowymi nadzieniami, trzy opakowania ciastek z galaretką oblanych czekoladą i pochłonęliśmy dwa opakowania czekoladowych pralin. Czuję jakbym miał chorobę morską płynąc po gęstej, płynnej czekoladzie. Inaczej mówiąc – mdli mnie od nadmiaru cukru we krwi. Ale Cyrille'owi się poprawił humor, więc nasze niezdrowe, czekoladowe posiedzenie uważam za bardzo udane.
Mając za sobą piwo i dwie czekolady, Pszczoła trochę się otworzył i powiedział, że dziewczyna chciała od niego za dużo, a sama niewiele dawała w zamian. Zaczęli się sprzeczać, kiedy on chciał spędzić trochę czasu z nami, a ona była o to wkurzona. Na początku to ona nie miała czasu się spotkać, bo miała dużo nauki i potrzebowała odpoczynku, a teraz nagle jej się to odwidziało i on miał znaleźć dla niej czas za wszelką cenę. Podobno nie szczególnie też całowała. Początkowo wmawiał sobie, że oboje są za mało doświadczeni i dojdą do jakiegoś kompromisu i nauczą się tego, ale z czasem uznał, że jednak to nie było to, czego oczekiwał. Nie było źle, ale też jakoś go ta dziewczyna nie kręciła na tyle, żeby miał z nią eksperymentować. Dzisiaj się spotkali, miał nadzieję, że będzie dobrze, a tymczasem ona była cały czas obrażona i więcej milczeli niż rozmawiali. Cyrille uznał więc, że to koniec i nie wymaga nawet potwierdzenia, więc po prostu postanowił to olać. Był rozgoryczony, ale teraz jest mu już tylko niedobrze po nadmiarze słodyczy. Haha! Jak i nam wszystkim.
Podobno potrzebuje teraz miesiąca lub dwóch na walkę z „urazem psychicznym”, jaki wywołał ten związek. Później znowu zacznie sobie szukać kogoś i tym razem liczy na jakiś lepszy związek. Mówi, że tym czego mu brakuje jest odczuwanie podniecenia względem dziewczyny, z którą się umawia. Podobają mu się, wydaje mu się, że go pociągają, ale kiedy się z nimi spotyka to wcale nie jest tak jak w książkach, kiedy to każda komórka ciała jest jak bomba pragnienia.
Zastanawiam się jak mu zaproponować próbę związania się z chłopakiem. Może po prostu nie uzmysłowił sobie jeszcze jakie tak naprawdę ma potrzeby i upodobania. Przecież jest tyle różnych możliwości, że wychodzenie od razu z założenia, że jest się jak inni to największy błąd na świecie.
Tak, łatwo mi mówić, ponieważ mój ojciec jest otwarcie biseksualny, więc nie miałem problemu z akceptacją tego, że jestem gejem. Ale to tak, jakby uznać, że nie lubi się szpinaku i oliwek, ponieważ większość ludzi ich nie lubi. A wystarczy raz spróbować żeby się przekonać, czy jest się jak ta większość. Nie wykluczam też, że mój mały rudzielec może także mieć swoje własne, niezidentyfikowane jeszcze przez społeczeństwo upodobania seksualne, które nie mają nawet do końca nazwy.
Dobra, postanowiłem! Pomogę mu się odnaleźć w świecie! Nie do końca wiem jak, ale porozmawiam na ten temat z Czarnym i wspólnie na pewno coś wymyślimy. Jeśli będzie trzeba, strzelimy Cyrille'owi wykład o mniejszościach, zrobimy mu z tego test i upewnimy się, że zapamiętał przekazaną mu wiedzę. Przy okazji dorzucimy mu do tego fetysze, niech się chłopak dokształci.
OK, koniec bo zaczynam pisać głupoty. Piwo kremowe i wielka ilość czekolady chyba źle działają na szare komórki. Moje najwyraźniej zaczynają obumierać. Prześpię się, może nie będę pisał takich głupot.
Kocham Cię, Remusie i tęsknię niesamowicie. Pozdrów chłopaków i ucałuj ode mnie Syriusza.

Zawsze Twój,
Sheva

niedziela, 20 sierpnia 2017

Próba poznania prawdy

Z powodu wielkiego planu odkrycia tajemnicy przesyłek dla Sprout, zostałem zmuszony do ubrania się na czarno, a nawet do założenia czarnej czapki. Czułem się głupio i nie do końca rozumiałem ideę przyświecającą takim przygotowaniom. Nauczycielka nie postawiła przecież zbrojnej ochrony przed cieplarnią. Na pewno nawet nie spodziewała się tego, że ktoś mógł ją śledzić i teraz próbować dojść do tego, co ona może ukrywać.
- Dobra, plan jest następujący - James rozłożył przed nami mapę Hogwartu oraz pergamin, na którym swoim koślawym pismem nabazgrał kilka punktów dotyczących naszej dzisiejszej akcji. - Wyjdziemy ze szkoły tym wyjściem o tutaj, przejdziemy tędy, tutaj, tutaj i w końcu dotrzemy tu. Remusie, wdrapiesz się na drzewo i sprawdzisz czy błonia są puste i bezpieczne. Wtedy przejdziemy dalej i włamiemy się do cieplarni.
Nie musieliśmy nic dodawać do jego wywodu i osobiście nawet tego nie chciałem. Wolałem przejść do działania i mieć to jak najszybciej z głowy. Im szybciej to zrobimy, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że zostaniemy złapani.
Całą czwórką, ponieważ Peter również brał w tym wszystkim udział, wyszliśmy z pokoju i cicho, na paluszkach skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Gruba Dama była zbyt zaspana żeby w ogóle przykładać uwagę do tego, że grupka dziwacznie ubranych uczniów wychodzi na korytarz. James patrzył na naszą zaczarowaną mapę szkoły, aby mieć pewność, że nie natkniemy się na żadnego nauczyciela lub innego ucznia. Skierowaliśmy się więc do przejścia, które okularnik wcześniej wybrał dokładnie tak, jak nam to na początku przedstawił. Tak naprawdę w mgnieniu oka byliśmy już pod cieplarnią i próbowaliśmy „rozbroić” zamek. Nawet to nie było trudne. Bez problemu znaleźliśmy się w środku i teraz po omacku musieliśmy szukać tego, co nas interesowało.
Byłem wilkołakiem, więc mój wyostrzony wzrok działał w ciemnościach znakomicie, ale i chłopcy nie mogli na nic narzekać, ponieważ przyzwyczaili się do panującego wokół półmroku.
- I gdzie teraz? - zapytałem szeptem, kiedy staliśmy przy wyjściu z cieplarni nie wiedząc, gdzie właściwie powinniśmy się ruszyć.
- To bardzo dobre pytanie. Nie mam pojęcia. - okularnik błysnął białymi zębami w zmieszanym uśmiechu.
- Dobra, ja i Remus idziemy na tyły cieplarni, ty i Peter zostajecie tutaj. - Syriusz przejął pałeczkę dowodzenia. - Jeden z was zacznie sprawdzać prawą stronę, drugi lewą. Szukajcie czegoś nowego, dziwnego lub po prostu podejrzanego. Ja z Remim zaczniemy robić to samo, ale od drugiej strony. - chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, kiedy J. salutował, a Pet kiwał potakująco głową.
Splatając ze sobą palce, przeszliśmy powoli na tyły i rozdzieliliśmy się, chociaż przyznaję, że niechętnie.
Powoli badaliśmy teren, ale chociaż naprawdę bardzo się starałem, nie widziałem niczego interesującego, co mogłoby mnie naprowadzić na zawartość paczek nauczycielki zielarstwa. Może naprawdę się pomyliliśmy i chodziło o jakieś głupie, delikatne roślinki. A może Sprout sprowadziła jakiś wyjątkowo wrażliwy rodzaj owadów, które miały znaczenie dla ogrodnictwa? To było przecież możliwe.
Nie wiem ile czasu zajęło nam przeszukiwanie cieplarni, ponieważ w takich miejscach czas zawsze płynie inaczej, ale kiedy spotkałem się z Jamesem w połowie cieplarni, byłem zawiedziony. Żadnemu z nas się nie powiodło. Wyszliśmy na ścieżkę dzielącą dwie strony pomieszczenia i zaczekaliśmy na brakującą dwójkę. Peter i Syriusz pojawili się niedługo później. To była totalna klapa. Nie udało się nam znaleźć zupełnie nic.
Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie spróbować ponownie, ale szybko wszyscy uznaliśmy, że nie ma to najmniejszego nawet sensu.
- Wracamy. - w głosie Jamesa brzmiało zrezygnowanie i zawód. Nie można było mu się dziwić, nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Chciał odkryć coś wielkiego, a tymczasem po prostu zarwał noc.
- Nie martw się, w końcu do czegoś dojdziemy. - poklepałem go po ramieniu. - Głowa do góry. - sam do optymistów nie należałem, ale co innego miałem mu powiedzieć?
Wyszliśmy z cieplarni i dokładnie ją za sobą zamknęliśmy, a następnie tak jak przyszliśmy, tak wróciliśmy do siebie. Ot, zupełnie jakby nic się nie stało, jakby nigdzie nas nie było.
Siedzieliśmy chwilę na naszych łóżkach patrząc na siebie nawzajem w ciszy. Byłem pewny, że każdy z nas zastanawia się nad tym, gdzie popełniliśmy błąd, co przegapiliśmy, dlaczego z dzisiejszego wypadku zupełnie nic nie wyszło. Może gdybyśmy lepiej szukali, użyli światła z naszych różdżek... Tyle pytań, tyle opcji i żadnej odpowiedzi.
- Od jutra wracamy do starego systemu i dalej sprawdzamy nauczycieli, którzy mieli kontakt z Victorem po całym zajściu. - Syriusz przerwał ciszę. - Jeśli to nie zadziała, musimy zapomnieć o całym tym planie i po prostu żyć z tym wszystkim dalej. Egzamin nas nie zabije, to pewne i jeśli dobrze pójdzie to wszyscy go zdamy. Może po prostu przesadzamy?
- Naprawdę tak myślisz? - James uniósł brew pytająco.
- Nie, ale co innego mogę powiedzieć i zrobić? Klapa i tyle, nie stworzymy sobie rozwiązania, więc po prostu dajmy sobie spokój, jeśli rozwiązanie samo do nas nie przyjdzie. - miał rację. Zadziwiająco dużo racji.
- Niech będzie. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wpadnę na jakiś pomysł. Jeśli to w ogóle nastąpi. - James zgodził się z nim i ciężko opadł na pościel, podciągając nogi do góry i opierając je o materac. - A teraz postarajmy się zasnąć.
Nie mieliśmy wiele więcej do powiedzenia. Położyliśmy się, zgasiliśmy światło i byłem pewny, że po prostu leżeliśmy na łóżkach wpatrzeni w czarny sufit. Może myśleliśmy o wszystkim, a może zupełnie o niczym. Może próbowaliśmy znaleźć rozwiązanie tej całej sytuacji, a może po prostu chcieliśmy oczyścić umysł.
Nie udało się. To nie pierwsza i na pewno nie ostatnia porażka w naszym życiu. Do tej pory zawsze albo nam się udawało, albo wpadaliśmy na coś innego, ale równie interesującego, co nasz pierwotny plan. Tym razem było inaczej. Nocna wyprawa nie przyniosła nam nic. Żadnych nowych faktów, żadnych odkryć. Jedno wielkie, tłuste zero.
Przyznaję, że chciałem udawać niewzruszonego, ale w rzeczywistości męczyło mnie to i nie pozwalało spać. Próbowałem myśleć o czymś innym, ale moje myśli same wracały do tematu, który mnie dręczył. Jeśli z chłopakami było podobnie to wcale nie dziwiłem się, że żaden z nas nie spał. Podejrzewałem, że w konsekwencji jutro z trudem zwalimy się z łóżka i będziemy nieprzytomni. Przez chwilę przyszło mi nawet do głowy, że gdybym na stałe ograniczył godziny snu to mój organizm przyzwyczaiłby się do tego. Naprawdę miałem w planach wprowadzić to w życie, chociaż już wielokrotnie próbowałem i wcale mi się to nie udawało. Może tym razem będzie inaczej? W końcu niedługo będę kończył szkołę i wysypianie się na niewiele mi się zda skoro miałem w planach karierę detektywa. Lepiej było ćwiczyć już teraz zalewanie nocy, niż później męczyć się w nieskończoność i z trudem wytrzymywać nieprzespane noce lub te, kiedy to snu miałem tyle, co na lekarstwo.
- Nie mogę zasnąć. -usłyszałem z ciemności po mojej prawej stronie głos Jamesa.
- Jak my wszyscy, J. - odpowiedział mu cicho Syriusz. - Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich porażek. Może to starość?
Mimowolnie uśmiechnąłem się, kiedy o tym wspomniał. Sam również o tym pomyślałem, ale przecież fakty były takie, że żaden z nas nie był stary. Mieliśmy przed sobą nieograniczone możliwości i wiele, wiele lat młodości, którą można wykorzystać. Nie mieliśmy jeszcze zmarszczek, nie siwieliśmy, nasze organizmy pracowały w normalnym tempie nastolatków. Brakowało nam może trochę więcej ruchu, ale i tak nieźle się trzymaliśmy.
- I tak zaśniemy zanim się obejrzymy. - również zabrałem głos. - Teraz jeszcze jesteśmy rozbudzeni po tym, co kombinowaliśmy, ale za godzinę, może pół, będziemy już całkowicie bezbronni i zaślinieni przez sen.
- Ślinisz się przez sen, Remusie? - w głosie Pottera było słychać rozbawienie i chęć dogryzania, ale ze mną nie było tak łatwo.
- Nie, ale wielokrotnie widziałem jak ty to robisz, kiedy śpisz na lekcjach historii magii, więc chciałem oszczędzić ci wstydu. No cóż, nie wyszło, ale nie przejmuj się i tak cała klasa widziała jak to robisz, a Pet i Syriusz mają cię na co dzień i wiedząc doskonale jaki jesteś, więc wszystko pozostaje w rodzinie.
James prychnął oburzony, a następnie wszyscy śmialiśmy się z tej dziecięcej przepychanki słownej. Bawet zachciało mi się ziewać, a to był naprawdę dobry znak.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Rzeczywistość tworzy fikcję

20 marca
Czułem, że zaraz zostanę buddystą i zacznę medytować aby uspokoić nerwy szargane torturami mojego słuchu.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego wyciszył wszystko poza tym cholernym korytarzem? - Syriusz był blady i złączył ze sobą dłonie jakby do modlitwy, której nikt nie wysłuchał, jeśli jakąś odmówił.
- Ponieważ uwielbia wsłuchiwać się w swój głos? - James zadrżał otulony ramionami, jakby stał na piętnastostopniowym mrozie.
A wszystko przez Slughorna, którego dziś śledziliśmy, a który uderzył ostro w amory do Sprout i wył jej serenadę pod drzwiami gabinetu. To było straszne i ten koszmarny dźwięk zapewne będzie mi się śnił po nocach bezustannie. Nie byłem na to przygotowany, ale chyba nie miałem wyjścia, skoro już i tak usłyszałem ten „śpiew”.
- Jestem pewny, że jakieś zwierzę w rui wydaje podobne odgłosy. Chyba przechodziłem koło jakiegoś sklepu z mugolskim sprzętem i akurat puszczali program na ten temat. - J. znowu zadrżał i wcale mu się nie dziwiłem. W końcu ja musiałem zatykać uszy palcami, a i tak niewiele to dawało.
- W sumie to nie rozumiem. Tyle się staraliśmy żeby się od niej odczepił, a jemu przeszło tylko na kilka chwil. - Syri przypomniał nam o zleceniu nauczycielki zielarstwa przekazanym nam za pośrednictwem Zardi jakiś czas temu.
- Ja tam się dziwię, że ona jeszcze nie uległa żeby przestał tak wyć.
- A może ona po prostu rzuciła zaklęcie ciszy na swój gabinet i nie słyszy jak Slughorn kaleczy serenadę? - zacząłem na poważnie się nad tym zastanawiać. - Chociaż przyznaję, że jednak go podziwiam. Wypił tyle wina przed wyjściem, a jeszcze mu się język nie plącze.
- Ta umiejętność akurat by mi się przydała, ale nieważne, bo chyba skończył. - J. machnął ręką wyglądając z naszej kryjówki w niszy, którą dzieliliśmy z posągiem kulawego goblina. No, może raczej on dzielił ją chwilowo z nami, ponieważ jakby na to nie spojrzeć, to on był tam pierwszy.
I pomyśleć, że cierpieliśmy w taki sposób tylko dlatego, że nauczyciel eliksirów bardzo zaciekle rozmawiał o czymś z Wavelem zaledwie dwa dni wcześniej.
- Chłopaki, otwiera mu! - głos okularnika zadrżał z podniecenia, że coś w końcu się wydarzy i nie będzie to koszmarny śpiew nauczyciela.
- Horacy, długo o tym myślałam i skoro już tu jesteś to może pomógłbyś mi przenieść kilka niewielkich skrzyneczek tu i tam?
Myślałem, że parsknę śmiechem. Nie spodziewałem się, że Sprout potrafi tak słodkim głosem dając facetowi kosza jednocześnie jeszcze go wykorzystywać.
- Ależ oczywiście, dla ciebie wszystko! - on chyba łudził się, że jej prośba coś oznacza. Mogłem mu tylko współczuć.
- Doskonale! Właśnie czekam na dostawę, więc chodźmy pod cieplarnię ósmą i wspólnie poczekajmy na miejscu.
- Ależ oczywiście, oczywiście! - nauczyciel brzmiał jak uniżony sługa.
- Ona ma łeb na karku. - szept Syriusza był ledwo słyszalny. - Na zewnątrz ma pewność, że Slughorn nie będzie jej więcej śpiewał.
Spojrzałem na chłopaka z podziwem. Miał rację. Mało tego, że profesor nie będzie wył jej za uszami, to w dodatku nie będzie musiała zapraszać go do swojego gabinetu, więc uniknie oskarżenia o dwuznaczne odpowiedzi na jego amory.
Dla nas również było to opłacalne, ponieważ mogliśmy w ten sposób śledzić dwójkę profesorów jednocześnie, z czego jeden nie był na naszej liście do śledzenia, a powinien. Skoro Sprout coś zamawiała to znajdowała się w naszym kręgu podejrzanych o przygotowywanie egzaminu.
Wciągnęliśmy brzuchy i ścisnęliśmy się za goblinem, kiedy nauczyciele przechodzili obok nas. Odczekaliśmy kilka chwil aby się upewnić, że nie wrócą, po czym cicho ruszyliśmy za nimi. Wiedzieliśmy gdzie idą, co wiele nam ułatwiało, toteż mogliśmy z powodzeniem wybrać inną, bezpieczniejszą i krótszą drogę.
Zastanawiałem się tylko, dlaczego nauczycielka nie mogła użyć magii do przenoszenia swojego zamówienia. Co takiego zamówiła, że potrzebowała tężyzny fizycznej? Jaka roślina nie znosiła magii do tego stopnia żeby nawet głupie zaklęcie lewitujące było poza zasięgiem? A może po prostu nie wiedziała, co zrobić ze swoim natrętnym adoratorem i postanowiła dać mu zajęcie żeby więcej nie śpiewał? To przecież było możliwe.
Ukryliśmy się w miejscu, z którego mogliśmy z powodzeniem śledzić każdy ruch nauczycieli pozostając niezauważonymi. Jak czytałem w jednej książce, a może nawet w dwóch różnych, nie pamiętałem do końca – ludzie rzadko patrzą do góry. Tak więc wdrapaliśmy się na drzewo rosnące obok cieplarni ósmej i siedząc na nim przyglądaliśmy się uważnie temu, co rozgrywało się poniżej. Wysilałem słuch aby usłyszeć cokolwiek z prowadzonych przez dwójkę profesorów rozmów, kiedy już pojawili się na miejscu, jednak wyłapywałem tylko urywki konwersacji oraz zdań, kiedy były wypowiadane wystarczająco głośno.
- Rozmawiają o jakimś balu z okazji kolejnej rocznicy istnienia szkoły. - relacjonowałem cicho siedzącym obok mnie na gałęziach kolegom. - Slughorn zaprasza Sprout, ale ona mówi, że umówiły się z McGonagall, że pójdą bez partnerów. Slughorn uznał to za cudowny pomysł i wszyscy powinni przyjść sami żeby się lepiej zintegrować. Powie o tym dyrektorowi i pla, pla, pla, nic ciekawego, a połowy i tak nie słyszę.
- Nie wiedziałem, że ma być jakiś bal. - James wydawał się niezwykle zainteresowany tematem.
- Nikt chyba o tym nie wiedział, a przynajmniej nie uczniowie. Może to jakaś niespodzianka? - Syriusz uśmiechnął się drapieżnie rzucając mi dziwne spojrzenie, jakby czegoś oczekiwał. Nie wiedziałem czego ode mnie chce, ale z jakiegoś powodu chyba mi się to nie podobało. Cokolwiek kwitło w głowie Syriusza musiało być istną głupotą.
- Leci poczta kurierska! - syknął James i palcem wskazał kierunek. - Cholera, wielkie te paczki. Jak te sowy sobie z tym poradziły?
- Nie mam pojęcia. Może to duże, ale lekkie paczki. - mruknąłem i machnięciem ręki uciszyłem przyjaciela, który najwyraźniej planował mówić coś dalej. Nie potrzebowałem jego bełkotu za uszami, kiedy coś zaczynało się dziać, a ja musiałem podsłuchiwać nauczycieli teraz uważniej niż kiedykolwiek.
- Czyżby to to?! - nauczyciel eliksirów powiedział to tak głośno, że nawet moi przyjaciele nie mieli problemu z usłyszeniem jego słów.
- Tak. - głos kobiety był cichy i zmęczony, jakby użeranie się z Slughornem ją wycieńczyło. - Nie! Żadnych zaklęć! - syknęła nagle naprawdę głośno i złapała nauczyciela za rękę, kiedy ten sięgał po swoją różdżkę. - Są bardzo wrażliwe i delikatne, nie można sobie pozwolić na coś takiego.
Coś jest wrażliwe i delikatne, cholercia?! Wyrzuć to z siebie, babo! Co u licha było w tych paczkach?!
No pięknie! Szeptała mu coś na ucho, a on wydawał się trochę zaskoczony, ale jednocześnie... pełen podziwu? Serio?! Co ona zamówiła?! Dlaczego była to tak wielka tajemnica, że musiała to wyszeptać zamiast normalnie powiedzieć?! Obawiała się, że ktoś mógłby przypadkiem podsłuchać? Dajcie spokój, przecież takie rzeczy zdarzały się tylko w fikcji, a nie w realnym życiu! A przynajmniej z założenia, ponieważ w praktyce ludzie byli podsłuchiwani przez swoją nieuwagę o wiele częściej niż przypuszczali. Cóż, w końcu nie do każdego dociera, że fikcja budowana jest najczęściej na prawdziwych wydarzeniach i historiach. Często ubarwionych, ciekawszych od realnego życia, ale jednak mających swoje podłoże w życiu codziennym.
- Więc to tak. Sprytne. - wyłapałem tylko ze słów nauczyciela eliksirów. Pewnie chciał zaimponować swojej lubej i dlatego bawił się w te całe konspiracyjne szepty.
Korzystając z chwilowej ciszy, kiedy to nauczycielka odbierała postawione przez sowy na ziemi paczki, wyjaśniłem chłopakom, co słyszałem, a czego nie i z jakiego powodu. Chciałem żebyśmy mieli jasność, że nie jestem super podsłuchem, ale zwyczajnym wilkołakiem, który ma swoje ograniczenia. Wiele ograniczeń, prawdę powiedziawszy.
- Będziemy musieli się zakraść do cieplarni i sprawdzić, co to jest. - Syri obserwował, jak nauczycielka czule gładzi pudła, zaś profesor podwijał rękawy, aby zabrać się za przenoszenie bezcennych paczek.
- To muszą być jakieś rośliny. - James wysilał wzrok, jakby mogło mu to cokolwiek pomóc. Ja nie dostrzegałem niczego szczególnego, a co dopiero on.
- Może. - Black pozostawał sceptyczny. - Dowiemy się dzisiaj w nocy. Wtedy zakradniemy się do cieplarni. Zabierzemy ze sobą Petera. Będzie musiał zrobić wyjątek i zaprzepaścić okazję na sen.
- Jeśli usłyszy, że może chodzić o zadanie na egzamin końcowy, od razu się zgodzi. - zauważyłem. - Za bardzo martwi się oblaniem, żeby miał zrezygnować z takiej okazji.
- A więc ustalone. Dzisiaj w nocy dowiemy się, co ukrywa Sprout. - cudownie szare oczy Syriusza rozbłysły pasją i podnieceniem. Chłopak był w swoim żywiole.

środa, 9 sierpnia 2017

Jak tu usiedzieć na tyłku?

Przyznaję, że miałem wątpliwości, co do korepetycji prowadzonych przez Syriusza, ale kiedy chłopak rozkręcił się na dobre, poszło mu znakomicie. Nikt z nas nie mógł teraz narzekać na słabe przygotowanie do egzaminów z zakresu run, a przynajmniej z tej ich części, z którą walczyliśmy w dniu dzisiejszym. Syri był znakomitym nauczycielem i nawet Wavele był pod wrażeniem, zapominając o swoich zadrapaniach. Miałem nawet nadzieję, że mój chłopak wprawił go w takie osłupienie, iż mężczyzna zapomni się i chlapnie, kto przygotował coś niebezpiecznego na egzamin, ale nauczyciel nie był głupi. Nie powiedział ani słowa, a jedynie zignorował każde pytanie, jakie mu zadawaliśmy.
- Nie macie czym ze mną handlować żeby zdobyć tę informację. - mężczyzna pokręcił głową zawiedziony, jakby spodziewał się po nas czegoś więcej niż dziecinnych pytań. - Nie możecie mi nic do zaoferowania, a ja niczego nie daję darmo, więc żegnam was i nie chcę więcej słyszeć ani słowa o cholerstwie, które tak mnie załatwiło. - powiedział twardo i wykuśtykał z sali lekcyjnej. - Szybko, bo was tu zamknę o głodzie i bez wody do jutra.
Chcąc lub nie, musieliśmy wszyscy wyjść z klasy i pozwolić mu odejść. Mogliśmy się na niego rzucić, w końcu mieliśmy przewagę, jednak...
- Jeszcze zdążymy się na niego rzucić wszyscy razem. - moje serce zabiło boleśnie, kiedy Zardi powiedziała na głos to, o czym właśnie myślałem. - Taka wielka kanapka, ale na tej bułce to ja chcę być pierwszą warstwą.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę, jakby była z innej planety, a ja niestety wcale nie patrzyłem na nią w tamtej chwili inaczej.
- Dla dobra nauki! - zarumieniła się. - Jest przystojny i dobrze zbudowany, więc jeśli będę pierwszą warstwą to pewne doświadczenia mogą mi się przydać później w tworzeniu moich głupot! Och, dajcie spokój, nie ma w tym podłoża seksualnego! Chodzi tylko i wyłącznie o naukę! No i przypominam wam, że wszyscy chcielibyśmy się dowiedzieć, co go tak załatwiło.
- Merlinie drogi, ja kocham tę dziewczynę! - Syriusz roześmiał się obejmując Zardi ramieniem i ściskając ją po przyjacielsku. - Z tobą nie sposób się nudzić, co?
- Jestem pełna niespodzianek, Black. Nawet nie wiesz jak bardzo. - pokazała zęby w głupim, cwaniackim uśmiechu. - A teraz tak serio. Ktoś z was wyłapał coś szczególnego jeśli chodzi o te zadrapania Wavele'a? Albo jakiś obcy zapach? Cokolwiek, co pomogłoby nam dowiedzieć się z czym będziemy mieli do czynienia.
- Ja nie czułem żadnego obcego zapachu. - przyznałem, a dla osób, które znały mnie najlepiej, moje słowo miało wielkie znaczenie. W końcu byłem wilkołakiem, więc moje zmysły miały swoją moc.
- Zadrapania też nie były w żadnym razie szczególne. Duże, jak od łapy wielkości ludzkiej ręki. - Nicki, puchonka, która była dobra z opieki nad magicznymi stworzeniami i pomagała nam podczas korepetycji z transmutacji złapała za rękę stojącego obok niej Nakamurę i porównała ich dłonie. - Wielkości raczej męskiej niż żeńskiej. - oceniła. - Ale nie były bardzo głębokie, więc było to coś dużego, ale słabego.
- Myślicie, że sprowadzili tu jakąś bestię i nafaszerowali ją środkami usypiającymi, które przestawały działać, kiedy napatoczył się Wavele? - oczy Jamesa błyszczały ciekawością. Przynajmniej on niczym się nie martwił, a jedynie pragnął przygód.
- To możliwe. Duże i ciężkie, ale powolne i osłabione. To mogłoby skutkować przygnieceniem przez w połowie bezwładne cielsko, przez co Wavele teraz kuleje. - Nicki skinęła głową, a jej kasztanowe, kręcone włosy opadły niesfornie na ciemną twarz w kolorze mlecznej czekolady. - Problem w tym, że nie przypominam sobie żebyśmy pracowali nad takimi stworzeniami na zajęciach. No wiecie, jakiekolwiek zadanie nam wyznaczą, nie mogą wybrać czegoś, co zagrażałoby naszemu życiu w sposób bezpośredni. Niebezpieczne stworzenia tak, ale zabójcze już nie.
- Więc może wpadł na małe grabki w cieplarni. - Sophie, najlepsza przyjaciółka Nicki, słodka, drobna blondynka o niebieskich oczach wielkich jak u lalki, uśmiechnęła się do nas nieśmiało, kiedy zabrała głos. - Mógł coś przenosić i przypadkiem potknąć się, upaść i nabawić kilku kontuzji.
- Zdajecie sobie sprawę z tego, że mógł nas okłamać i nie ma to nic wspólnego z egzaminami, prawda? - Agnes obrzuciła nas wszystkich kpiącym spojrzeniem.
- Chcesz powiedzieć, że podczas swoich zalotów do jakiejś pani stoczyli się z łóżka? Ona go podrapała przypadkiem i upadła niefortunnie na niego w taki sposób, że...
- Merlinie, Syriuszu! - czerwona na twarz Agnes uderzyła chłopaka w ramię karcąco. - Nie myślałam o tym! Nie myślałam o niczym konkretnym, co mogło mu się przytrafić, ale mówiłam ogólnie! Zboczeniec!
- Zawsze do usług. - Syri ukłonił się głęboko z czarującym uśmiechem. Na kogoś takiego nie można było się gniewać, bez względu na to jakie głupoty opowiadał.
Rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze wśród śmiechów i żartów. Wystarczyło jednak, że wszyscy nasi znajomi się rozeszli, a ja, Syriusz i James zostaliśmy sami, żebyśmy spoważnieli w przeciągu jednej, krótkiej chwili.
Myśleliśmy o tym samym, nie było co do tego najmniejszych nawet wątpliwości. Musieliśmy dowiedzieć się, co takiego przytrafiło się Wavele'owi, bez względu na to, czy miało to coś wspólnego z egzaminami końcowymi. Nie poruszyliśmy jednak tego tematu, póki nie wróciliśmy do siebie, gdzie nikt nie mógł nas podsłuchać.
- Śledzenie go nic nam nie da, jeśli już wszystkim się zajął. - Syriusz skoczył na swoje łóżko i usiadł na nim po turecku.
- Wyglądał mizernie, więc jeśli chodziło o egzamin dla kogoś innego, to na pewno będzie wielokrotnie przepraszany za wypadek, który mu się przytrafił. Możemy go obserwować żeby dowiedzieć się, z kim ma najczęściej do czynienia i kto wydaje się poczuwać do winy. - zauważyłem. - Jeśli będę wystarczająco blisko, mogę podsłuchać rozmowę jaką prowadzi z innymi nauczycielami.
- Możesz też zwrócić na siebie niepotrzebnie uwagę, jeśli będziesz się kręcił w jego pobliżu. - to wzruszające, że Syri tak się o mnie troszczył, ale czasami po prostu musieliśmy podejmować ryzyko.
- Uważam, że obserwacja z kim rozmawia, którą zaproponował Remus to dobra myśl. Nie podchodząc na tyle blisko żeby słyszeć rozmowy nauczycieli też możemy się czegoś dowiedzieć. - James poparł mój pierwszy pomysł.
- Problem w tym, że Victor może rozmawiać z naprawdę wieloma osobami. - Syri przesunął dłonią po swoich długich włosach odgarniając je do tyłu. - Nie tylko osoba pośrednio odpowiedzialna za jego wypadek będzie chciała wiedzieć, jak on się czuje, ale także wszyscy inni zainteresowani tym, co mu się stało. Musielibyśmy widzieć ich twarze, żeby z nich coś wyczytać. Na Petera nie możey liczyć, bo jest zbyt zajęty nauką z Evans i uganianiem się za Narcyzą.
Co do tego ostatniego Syri niewątpliwie miał rację. Peter mógł zamienić się w szczurka i kręcić się koło nauczycieli podsłuchując ich rozmowy. Nie mogąc jednak wykorzystać jego animagicznych zdolności nie mieliśmy niczego innego, żadnej „broni”.
- A masz inny pomysł na to od czego chociażby zacząć? - James stanął przed Syriuszem rozkładając ramiona na boki. - Nie mamy asa w rękawie, Syriuszu. Musimy zaryzykować, musimy mieć na niego oko i spróbować. Przynajmniej spróbować! - powiedział z naciskiem.
Pojawiał się jednak kolejny problem. Nie mogliśmy mieć oka na nauczyciela przez cały czas. Mieliśmy swoje lekcje, pełno zadań do zrobienia, ćwiczeń, referatów, a dodatkowo nasze korepetycje. Tego nie dało się pogodzić ze śledzeniem nauczyciela.
- Dobrze, zrobimy tak. - Syri przywołał nas do siebie machnięciem dłoni i poczekał chwilę aż usadowimy się obok niego. - Będziemy mieć go na oku dziś i jutro. W czasie posiłków i zaraz po nich oraz w chwilach, kiedy będziemy mieli wolne. Nic na siłę, nie zaburzamy naszego codziennego rytmu dnia. Tym bardziej, że James musi jeszcze pracować przy swoim cholernym ogórasowym narzędziu tortur.
- Wielkie dzięki. - prychnął oburzony okularnik.
- Nie ma sprawy, J. Później zabierzemy się za śledzenie tych nauczycieli, którzy mieli z nim dłuższy kontakt podczas tych dwóch dni. Dzień na każdego profesora. Przekonamy się, czy zachowują się tak jak powinni, czy też jakoś podejrzanie. To słaby plan, ale na chwilę obecną jedyny jaki mamy.
Kruczowłosy miał rację. Plan był bardzo słaby, ale też nic innego nie przychodziło nam do głowy. Musieliśmy spróbować czegokolwiek, jeśli planowaliśmy pomóc sobie podczas egzaminów. Poza tym, siedzenie grzecznie na tyłkach nie było w naszym stylu. My czasami po prostu musieliśmy coś kombinować dla świętego spokoju naszych niepokornych dusz.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Czas na naukę

17 marca
Uśmiechnąłem się do siebie i odetchnąłem z ulgą, kiedy w końcu uporałem się z robieniem swoich jakże niezbędnych podpórek pod książki. Nie lubiłem wprawdzie chwalić samego siebie, ale wyszły mi naprawdę dobrze. Teraz mogłem z powodzeniem upchnąć część moich książek nawet w takie miejsca, gdzie nie było bocznych ścianek. Kamień spadł mi z serca, ponieważ naprawdę potrzebowałem przemeblowania. Zresztą nie tylko w Hogwarcie, ale także w domu, kiedy do niego wrócę po szkole. Wprawdzie na chwilę obecną dzielnie walczyłem z moją manią posiadania, która oznaczała, że musiałem być szczęśliwym posiadaczem wszystkich książek, do których miałem słabość, ale i tak wiedziałem, że prędzej czy później ulegnę.
- Tata byłby ze mnie dumny. - rzuciłem do Syriusza, który do tej pory w ciszy przyglądał się moim zmaganiom z kolorowym papierem, tekturą oraz drewnianymi kwadratowymi klockami. - On uwielbia, kiedy wpadam na jakieś twórcze pomysły, ponieważ uważa, że mam to po nim. Moja mama denerwuje się, kiedy tata zaczyna budować swoje nowe projekty.
- Dobrze, przyznaję, że nie spodziewałem się takiego efektu, ale i tak uważam, że to była strata czasu. Mogłem kupić dla ciebie w prezencie jakieś podpórki.
- Nie! Muszę być samodzielny najbardziej jak tylko się da.
- Niech ci będzie. A czy teraz możemy pomyśleć trochę o spędzeniu tego popołudnia wspólnie w jakiś romantyczny sposób? - w głosie Syriusza dało się słyszeć słodką prośbę, niestety dobrze wiedziałem, co chodziło mu po głowie. Sądził, że zajęty swoimi podpórkami zapomniałem jaki mamy dzień. Niedoczekanie!
- Tak się składa, że za pół godziny zaczynają się nasze dodatkowe zajęcia przed końcowymi egzaminami i o ile dobrze pamiętam to ty musisz dzisiaj podszkolić nas wszystkich z run. Wiem, że nie chce ci się tam siedzieć i setny raz wałkować tego, co już doskonale wiesz, ale taki był układ, pamiętasz?
- Tak, tak. - chłopak machnął lekceważąco ręką. - Każdy z nas ma swojego konika i musi się podzielić wiedzą z innymi żebyśmy wszyscy dobrze zdali testy. - rzucił tak, jakby recytował jakieś kredo naszej grupki korepetycyjnej, w której skład wchodziłem ja, Siri, James, Zardi, Agnes, Ryo oraz kilkoro innych uczniów. - Dlaczego ja się na to zgodziłem... - westchnął ciężko.
- Ponieważ jesteś dobrym chłopcem i chcesz zaliczyć egzaminy oraz pomóc innym w zaliczeniu, a teraz podnoś tyłek, idziemy! - złapałem go za rękę i pociągnąłem. Na szczęście kruczowłosy nie stawiał oporu. Zabrał swoją torbę i posłusznie poszedł za mną do pustej sali, którą mieliśmy zarezerwowaną dla naszych spotkań.
Co jakiś czas, wpadał do nas jeden lub drugi zaproszony przez Zardi nauczyciel, który nie tylko przysłuchiwał się naszej wspólnej nauce, ale także podpowiadał coś czasami lub sam przejmował pałeczkę aby wyjaśnić coś, co stanowiło dla kogoś z nas największy problem. Ten system naprawdę zdawał egzamin! Wprawdzie dopiero niedawno zdołaliśmy zebrać ekipę, która potrafiła pokryć wszystkie przedmioty, na których nam zależało, ale już teraz widziałem efekty naszej wspólnej pracy. Przede wszystkim łatwiej było mi zapamiętać coś, o czym dyskutowałem z kolegami i koleżankami, a ponadto niektóre wyjaśnienia i triki pomagające zapamiętać materiał okazywały się niesamowicie przydatne. Nie mogłem uwierzyć, że przez tak długi czas nie znałem podobnych metod!
Schodząc po schodach dormitorium chłopców, Syriusz ziewnął przeciągle, jakby miał do czynienia z wyjątkowo upierdliwym zadaniem do wykonania. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, aby nawet nie próbował się wymigać. Przyszła jego kolei na nauczanie innych i chcąc lub nie, musiał się do tego przyłożyć.
- Po prostu źle spałem, nie ma w tym nic złego! - jęknął urażony. - Przecież grzecznie idę z tobą na najnudniejsze korepetycje świata.
- Przecież to ty masz je prowadzić.
- No właśnie. - chłopak uśmiechnął się ze swojego słabego żarciku i pięściami przetarł oczy. - Gdybym nie dał się na to namówić, teraz właśnie ucinałbym sobie małą drzemkę.
- I marnowałbyś dzień. - zauważyłem machając do Zardi i Agnes, które czekały na nas w przejściu za portretem Grubej Damy wraz z Jamesem. Chłopak spędzał przedpołudnie z Evans i teraz zostawił swoją uciążliwą i nielubianą przez wielu narzeczoną aby dołączyć do naszego „kółka naukowego”.
- Specjalnie z myślą o tobie od wieków nie zaglądałem do starych podręczników do run. - rzucił w ramach powitania okularnik, którego spojrzenie utkwione było w Syriuszu, do którego właśnie mówił. - Jestem jak nowo-narodzone dziecko, więc bądź dla mnie wyrozumiały i tłumacz jak należy.
- Mogę go zabić?
- Nie, Syriuszu. Może okazać się jeszcze potrzebny, więc oszczędź go. - Zardi zadowolona zaprezentowała pełny garnitur zębów. - Nigdy nie wiadomo jakiemu bogu trzeba będzie oddać kogoś w ofierze żeby zaliczyć te egzaminy.
Wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę, która trochę speszona uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Czego ona się tym razem naczytała? - zapytałem Agnes, która wzruszyła ramionami i kręcąc głową spojrzała na mnie przepraszająco.
- Nie wiem, Remusie, ale jeśli to znajdę to na pewno pozbędę się tej książki. Ja muszę spać z tym wariatem w jednym pokoju!
Wszyscy roześmialiśmy się z tego lekkiego przytyku.
Na jednym z korytarzy dołączyli do nas dwaj Krukoni, Ryo oraz Maxwell, a niedługo później dostrzegliśmy już stojącą pod zamkniętą salą resztę naszej korepetycyjnej ekipy. Znalazła się w niej nawet jedna Ślizgonka, która uznała, że woli poświęcić się dla dobra swojej przyszłości i współpracować z nami przy nauce. Teraz brakowało tylko Wavele z kluczem do sali.
Na szczęście nauczyciel nie kazał na siebie długo czekać. Po zaledwie kilku minutach zauważyliśmy go kuśtykającego w naszą stronę.
- Hę? - wydałem z siebie cichy pytający dźwięk. Kiedy widziałem go ostatnio, a więc podczas dzisiejszego obiadu, był cały i zdrowy. Teraz nie tylko dziwnie szedł, ale kiedy zbliżył się jeszcze trochę, zauważyłem, że na policzku ma śladu zadrapań. Wyglądał jakby stoczył jakąś wyjątkowo paskudną walkę z wielką, uzbrojoną w pazury bestią.
- Nie wasz interes. - powiedział chmurnie zamiast powitania, chociaż nikt o nic nie zapytał. - Wystarczy na was spojrzeć i od razu wiem, co chcielibyście wiedzieć. - prychnął otwierając przed nami drzwi sali. - Wypadek przy pracy nad waszym egzaminem.
Byłem pewny, że powiedział to specjalnie żeby nas przestraszyć! I chociaż niechętnie to przyznawałem, to naprawdę mu się udało. Cokolwiek podrapało Wavele i sprawiło, że kulał, musiało być wyjątkowo paskudne. Byłem jednak ciekaw czy chodziło o jego egzamin, czy też pomagał komuś innemu w przygotowaniach. Nie chciałem stracić życia pod koniec ostatniego roku nauki.
Rozsiedliśmy się przy dużym okrągłym stole, który stanowił nasze małe „centrum dowodzenia” i jak za każdym razem, daliśmy sobie kilka minut na przygotowanie się. Każdy z nas przejrzał swoje notatki z tematów, które sprawiały mu największy problem i wspólnie stworzyliśmy listę zagadnień, jakie powinny zostać dzisiaj poruszone.
Syriusz nie był zachwycony, ponieważ wszystko to stanowiło dla niego bułkę z masłem, jednak cierpliwie przyjrzał się problematycznym tematom i po swojemu je ułożył. Mógł podzielić je na grupy, wybierać losowo, robić z nimi co tylko chciał, jak długo wszystkie z nami dziś przerobi. Na tym właśnie polegały nasze spotkania i to nie miało być w żadnym razie inne.
- Dobra, na początek przypomnienie podstaw, bez których nie ruszymy do przodu. - zamknął oczy na kilka chwil, odetchnął głęboko i skupił się na obserwowaniu nas wszystkich w trakcie kiedy prezentował nam swój mały wykład.
Zabawne, ale mimo swojej nieprzewidywalności pasował na nauczyciela jak nikt inny. Nawet ja nie miałem w sobie tyle pewności siebie, żeby móc uczyć innych, zaś on wydawał się tym, który nie tylko potrafiłby wbić uczniom do głowy nawet najtrudniejszy materiał, ale byłby także wyrozumiałym dorosłym.
- Jakieś pytania? Nie? No to przechodzimy dalej. Opuść tę rękę, J. Doskonale wiem, że nie masz pytań tylko chcesz mnie wkurzyć.
Westchnąłem i nie skomentowałem nawet wątpliwego profesjonalizmu mojego chłopaka.
W tym czasie Wavele zajęty był lizaniem ran. Siedząc z kieszonkowym lusterkiem w ręce, smarował swój poharatany policzek bezwonną maścią i najwyraźniej nie zamierzał aktywnie uczestniczyć w naszych dzisiejszych korepetycjach.

środa, 2 sierpnia 2017

(Nie)Kartka z pamiętnika - Zardi

Była już tym wszystkim zmęczona. Tak cholernie zmęczona swoim życiem, że sama nie wiedziała, jak stanąć na nogi i iść do przodu. Próbowała ułożyć sobie życie. Oczywiście, że tak. Kilkukrotnie! Bogowie najwyraźniej strzegli jej jednak przed największymi pomyłkami, które mogłyby kiedyś wyciskać z jej oczu największe grochy łez.
Była kiedyś zakochana. Do szaleństwa, bez pamięci, w ten najbardziej romantyczny ze sposobów. Problem w tym, że ten Anioł nie był nią zainteresowany. Czuła się wtedy tak bardzo zagubiona, że poddała się depresji, z której podniosła się dopiero dzięki swoim szalonym pomysłom i zainteresowaniom.
Zmieniła się. Stała się kimś zupełnie innym. Była nową sobą. Problem w tym, że zaczęła uciekać od chłopaków, kiedy tylko wyczuła, że mogą być nią zainteresowani.
Po latach wmówiła sobie, że powinna się dostosować do społeczeństwa w jakim żyła, więc wymusiła na sobie zainteresowanie jednym takim chłopakiem. Na początku wydawał się słodki. Ot, taka ciepła klucha. Po pierwszym pocałunku poczuła, że to jednak nie to i zaczęła kwestionować swoją seksualność. Chłopak ostatecznie okazał się osłem, który nie potrafił zachowywać się szarmancko wobec dziewczyn, więc w sumie cieszyła się, że z niego zrezygnowała, chociaż jej duma ucierpiała. W końcu starała się o jego względy przez kilka miesięcy!
Nie oszukujmy się, przez pewien czas czuła do siebie obrzydzenie, ponieważ jej pierwszy pocałunek był do bani i był z beznadziejnym chłopakiem. Przebolała to jednak, pogodziła się z tym, a przy okazji odkryła, że nie jest jednak heteroseksualna, ale panseksualna i to sprawiło, że poczuła ogromną ulgę. Była inna od większości ludzi, ale jednocześnie wiedziała teraz o sobie coś więcej.
Od tamtego czasu minął rok i w jej życiu pojawił się ktoś inny. Ktoś kim ona była zainteresowana i kto od razu był zainteresowany nią. Postanowiła spróbować. Była wprawdzie dzika i niewiele wiedziała o związkach, ale chciała spróbować. Na początku było cudownie, ponieważ chłopak był czarujący i wyraźnie mu na niej zależało. Niestety on wyraźnie liczył na coś więcej niż prosty, niewinny związek, a ona zaczęła zastanawiać się nad sobą kolejny już raz w jej życiu.
„Nie jestem dla ciebie wystarczająco atrakcyjny.” powiedział jej, a ona nie chciała o tym rozmawiać. Nie miała wtedy sił na taką rozmowę. Tym bardziej, że zaczął zachowywać się dziwnie, od kiedy mając jeden dzień weekendu wolny od nauki wybrała kuzynkę zamiast niego i postanowiła spędzić czas z najbliższą sobie od dziecka osobą. To najwyraźniej nie mieściło się w jego głowie i chociaż zaprzeczał wielokrotnie to był na nią wyraźnie obrażony. To trwało, aż do dnia, kiedy dostała reprymendę od jednego z profesorów o to, że rozmawia z innymi o życiu prywatnym jego i nauczycielki, do której startował najwyraźniej z powodzeniem. Były tylko dwie osoby, które mogły mu coś powiedzieć, z czego jedna opierałaby swoje słowa na domysłach i zwykłym „co autor słów miał na myśli”. Nauczyciel mówił z przekonaniem, że ma 100% pewności, że ona z kimś rozmawiała o jego życiu prywatnym i chociaż zaprzeczył jakoby miał to być chłopak, z którym się spotykała to ona potrafiła dodać dwa do dwóch.
Tylko z nim otwarcie rozmawiała o związku profesorów, był na nią cholernie obrażony, do tego stopnia, że nawet unikał rozmów z nią. Co więcej, profesor mu ufał i chłopak miał już na swoim koncie większe i mniejsze donosy na kolegów i koleżanki.
Zaufała mu, kiedy byli w związku, a on w chwili, kiedy był na nią obrażony poskarżył na nią. Była wściekła. Tak cholernie wściekła, że zaufała chłopakowi, którego nie znała za dobrze, a który jej się podobał!
Jasne, nie miała jeszcze 100% pewności, że to on, ale wszystkie znaki na niebie i zmieni na to wskazywały. Ha! Jak dobrze, że to w końcu wyszło i że pokazał swoje prawdziwe oblicze! Przynajmniej nie popełniła największego błędu swojego stosunkowo krótkiego życia.
Poza tym odkryła coś jeszcze. Najwyraźniej wcale nie była panseksualna, ale aseksualna panromantyczna. Tak przynajmniej myślała o sobie teraz. Podobali jej się różni ludzie, ale mając z nimi styczność nie odczuwała względem nich seksualnego pociągu. Jasne, mogła sobie wyobrażać różne rzeczy, potrafiła się nawet podniecić, ale nie drugim człowiekiem, ale sytuacją, jaką sobie wymyśliła. Będąc w kimś zakochaną nigdy nie pragnęła przesadnej bliskości, patrząc na cudownego chłopaka nie chciała iść z nim do łóżka. Interesował ją, ale jako obiekt badań, które później mogłaby jakoś wykorzystać i tyle. Zresztą nawet wyobrażając sobie siebie w intymnej sytuacji nigdy, ale to nigdy w życiu nie myślała o wzajemnych pieszczotach. Gra wstępna istniała dla niej w literaturze i komiksach, które czytała, ale nie w sytuacjach odnoszących się do niej samej.
Kiedyś jedna z jej bardzo dobrych koleżanek, która była do szaleństwa zakochana w jednym nauczycielu zdradziła jej, że z chęcią „pokazałaby mu coś więcej” i wyraźnie odnosiło się to do zachowań seksualnych. Jakaż ona była wtedy zaskoczona słowami koleżanki. Sama nigdy czegoś takiego nie czuła, nigdy nic takiego nie przyszło jej do głowy. To utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest taka jak inni, że jest mniejszością wśród mniejszości.
I pomyśleć, że planowała powiedzieć o tym wszystkim temu gnojkowi, żeby spróbować może jakoś naprawić ich relacje, ponieważ naprawdę jej na nim zależało, a od wielu, wielu lat nie czuła czegoś takiego.
Bogowie okazali się jednak wyjątkowo przychylni, ponieważ kolejny raz jej związek skończył się zanim mógłby zajść zbyt daleko. Była im za to wdzięczna. Tak bardzo wdzięczna. Jednocześnie była jednak także niesamowicie wściekła na tego, który nie przyznał się do naskarżenia na nią profesorowi, chociaż było oczywiste, że musiał to zrobić właśnie on.
Cóż, nie zerwali wprawdzie ze sobą oficjalnie, ale ona była już przekonana, że to koniec. Nie ufała mu i najwyraźniej nie mogła zaufać, ponieważ tylko on mógł powiedzieć nauczycielowi to, co powiedział. Miała więc bardzo zły humor i musiała po prostu na nowo stanąć na nogach. Tym razem jako osoba zupełnie inna, nauczona kolejnym doświadczeniem.
Na nowo musiała stać się taką Zardi, jaką była po koszu od swojego Anioła. Musiała zamknąć się w świecie swoich zainteresowań, fantazji, musiała oddać się w pełni pomocy i wsparciu osobom będącym w trudnych do zaakceptowania przez ogół społeczeństwa osobom.
Uznała, że jej misją jest pomoc Remusowi i Syriuszowi w stworzeniu cudownego związku. Byli jej przyjaciółmi i chciała żeby zawsze mogli na nią liczyć. Gdyby musiała, oddałaby za nich życie. Kiedy w jej życiu zaczęli pojawiać się chłopcy, zastanawiała się, czy będzie w stanie efektywnie pomagać przyjaciołom, jeśli dodatkowo odda serce także innej sprawie. Ten problem rozwiązywał się jednak za każdym razem sam.
Gdyby tylko potrafiła odwzajemnić uczucia Noaha! Problem w tym, że on był dla niej tylko dobrym, bardzo dobrym kumplem i nikim więcej.
Remus i Syriusz. Tak, znowu o nich pomyślała. Byli dla niej wszystkim, mieli siebie nawzajem i tak powinno zostać przez długi, bardzo długi czas. Ona kiedyś kochała, ale ta osoba nigdy nie kochała jej i dlatego stała się „Zardi”. Teraz uważała, że może kiedyś ten fakt okaże się przydatny. Posiadała moc, której nie mieli zwyczajni czarodzieje, a jej źródłem była jej matka. Mogła więc się kiedyś przydać tym, na którym jej najbardziej zależało.
Uśmiechnęła się do siebie. Była „Zardi”, a więc nie miała nikogo i dlatego mogła oddać się w całości temu, do czego najwyraźniej została stworzona. Pomocy swoim najbliższym przyjaciołom za wszelką cenę.
- Zardi, nic ci nie jest? - wystraszyła się, kiedy jej uszu doszedł zatroskany głos Remusa, który niezauważenie przysiadł się do jej zawalonego podręcznikami stolika.
- Ale mnie wystraszyłeś! - pisnęła uderzając lekko dłonią o pierś. - Zamyśliłam się. - przyznała. - Musiałam pozbierać myśli zanim zacznę się uczyć na poważnie. Wiesz jak to jest, kiedy myślisz o kilku rzeczach jednocześnie i nauka nijak nie wchodzi ci do głowy, prawda?
- Hm, w sumie to jestem w stanie to zrozumieć. - przyznał chłopak z łagodnym uśmiechem na twarzy. - Gdybyś chciała porozmawiać to jestem do usług, wiesz o tym, prawda?
- Dziękuję. - rzuciła w odpowiedzi odwzajemniając uśmiech. - Ale wolę na razie z nikim o tym nie rozmawiać. Najpierw musi mi przejść mój niewyobrażalny wkurw, żeby kogoś nie zabić, a to może potrwać. Zaufałam komuś, kto nie był wart mojego zaufania i teraz obwiniam za to siebie. Przejdzie mi, więc głowa do góry. Nic mi nie jest. I jeszcze raz dziękuję, że chciałeś się poświęcić i zaoferować mi swoje ucho i czas. - jej uśmiech się powiększył, kiedy mrugnęła do niego aby swoim słowom nadać żartobliwego wyrazu.
Remus westchnął ciężko rozumiejąc doskonale, że z tą dziewczyną nie ma sensu się spierać, ponieważ jeśli nie chce czegoś powiedzieć to nie zdoła się otworzyć na nikogo.
- Jak długo nie płaczesz na notatki, które ci pożyczyłem, jest dobrze.
Dziewczyna roześmiała się, zaś Remus poszedł w jej ślady.
- Zapomnij! Ja z każdym problemem staję się coraz twardsza! Niedługo cała skamienieję i postawią mnie w jednej z nisz na korytarzu jako gargulca. - pokazała zęby w uśmiechu.
- Niech to będzie nisza z tajnym przejściem, z którego mógłbym korzystać.
- Nie ma sprawy, załatwione!
Dwójka przyjaciół znowu się roześmiała.