środa, 31 stycznia 2018

Kartka z pamiętnika CCCXIV - Aaron

Milczałem, kiedy wpatrywali się we mnie wielkimi oczyma. Milczałem, kiedy próbowali wydusić z siebie jakikolwiek komentarz otwierając i zamykając usta bez słowa.
Milczałem i obejmowałem ramieniem zmieszanego Florina, który na pewno marzył o tym, żeby znowu narzucić na głowę kaptur bluzy i skryć się pod nim przed wzrokiem dwójki moich przyjaciół.
Obiecałem chłopakom, że poznają moją skrywaną od miesięcy tajemnicę, że przedstawię im osobę, do której wymykałem się codziennie za ich plecami.
Dotrzymałem słowa.
Po osobie Shevy przesunąłem tylko szybko spojrzeniem. Wiedziałem, że jest urażony ukrywaniem przed nim w szkole mojego mugolskiego chłopaka, ale byłem też świadom tego, iż jemu szybko przejdzie. Ot, żaden problem. Cyrille to jednak zupełnie inna para glanów. Rudzielec nie miał pojęcia o moich seksualnych preferencjach. Przez lata sądził, że jestem „normalny”, cokolwiek mogła oznaczać normalność. Wiedział, że umawiałem się z kilkoma dziewczynami, ale nie miał pojęcia o moich schadzkach z innymi chłopakami. Nie domyślił się niczego, nawet kiedy dobierałem się do niego rok temu i doprowadziłem go do płaczu. Teraz odkryłem przed nim karty i nie żałowałem, że to zrobiłem.
Wracaliśmy do domu na Wielkanoc, więc Cyrille miał wystarczająco dużo czasu aby dojść do ładu z rewelacjami na mój temat. Chciałem żeby wiedział zanim skończy się szkoła, żeby poznał mnie lepiej, niż dotychczas. Nie musiał wiedzieć, że się w nim kochałem, że masturbowałem się wielokrotnie myśląc o nim i chciałem z nim chodzić. Nie, na tym akurat mi nie zależało.
- Myślałem, że odesłałeś go do domu! - jak mogłem się domyślić, to Sheva przerwał w końcu przeciągające się milczenie.
- Cóż… - westchnąłem opadając na swoje siedzenie w przedziale pociągu, którym wracaliśmy do domu, sadzając sobie Florina na kolanach. Uznałem, że najlepszym sposobem na oswojenie Cyrille’a z pewnymi faktami będzie wręcz ordynarnie swobodne zachowanie. - Wynikły pewne komplikacje i ostatecznie zrobiłem po swojemu. Przy okazji, powiedziałem Florinowi wszystko o nas, o naszej szkole i o naszym świecie. - przyznałem się i odwróciłem wzrok od przyjaciół, aby nie patrzeć na ich reakcje.
- Co zrobiłeś?! - Pszczoła w końcu wyrzucił z siebie pierwsze słowa, od kiedy oficjalnie przedstawiłem Florina jako swojego chłopaka.
- Może… może powinienem wyjść? - blondyn zaczął kręcić się niespokojnie na moich udach, a jego głos brzmiał niczym szept.
- Bzura! - od razu odrzuciłem tę propozycję i objąłem go mocno ramionami, aby mi się przypadkiem nie wymknął. - Cyrille’u, Florin niemal zamarzł pod drzwiami szkoły chcąc mnie odnaleźć i jest moim chłopakiem od miesięcy, więc ma prawo wiedzieć kim jestem. - zwróciłem się do przyjaciela tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie chciałem się z nim kłócić, ale wiedziałem, że zrobiłem dobrze wyznając mojemu kochankowi prawdę o sobie. - Stary, to co jest między mną a nim to coś poważnego. To nie zabawa w odkrywanie nowych doznań.
- Doprawdy? - wycedził przez zęby Cyrille i zamilkł kolejny raz, ale tym razem chyba na dobre.
Zabolało. I to jak cholera. Nigdy nie sądziłem, że jedno słowo wypowiedziane przez niego tonem podważającym moje uczucia może sprawić mi taki ból.
Rudzielec odwrócił głowę do okna i widziałem po jego minie, że nie zamierza dalej o tym ze mną rozmawiać. Był wściekły, dotknięty wszystkim co przed nim ukrywałem, a przynajmniej miałem nadzieję, że chodzi tylko o to. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że moim problemem nie był tylko związek z osobą tej samej płci, ale na dodatek z mugolem. Nigdy nie rozmawialiśmy z Cyrillem na ten temat, więc nie wiedziałem, jak zapatruje się na mieszane związki.
Sheva westchnął ciężko i bezceremonialnie zdzielił rudzielca w tył głowy. Cyrille cudem uniknął uderzenia czołem o szybę okna.
- To, co powiedziałeś było wyjątkowo wredne! - skarcił okularnika ostro, co było zaskakujące, ponieważ nigdy tego nie robił. Sheva zawsze zachowywał się w stosunku do niego raczej protekcjonalnie, po bratersku, ale najwyraźniej nawet on potrafił naprawdę się zdenerwować. - Nie obchodzi mnie dlaczego się teraz wściekasz na Aarona, ale kwestionowanie jego uczuć to za wiele! Znasz go dłużej ode mnie do cholery!
Wydawało mi się, że Cyrille miał łzy w oczach, ale nie mogłem być pewny, ponieważ podniósł się gwałtownie z miejsca i wyszedł z przedziału.
Zapadła cisza, której nie chciałem przerywać, ale czułem mocno zaciśnięte na moich kolanach dłonie Florina i wiedziałem, że muszę jakoś rozładować napięcie, muszę uspokoić mojego wystraszonego tym wszystkim chłopaka. Był jak owca w stadzie wilków. Mugol pośród czarodziejów. Nic dziwnego, ze drżał na całym ciele.
Zepchnąłem go lekko ze swoich kolan i posadziłem obok siebie, a następnie wstałem i stanąłem między jego nogami. Patrzyłem na niego z góry na tyle łagodnie, na ile byłem w stanie. Objąłem jego twarz dłońmi i pocałowałem go delikatnie, ale krótko.
- Twoje miejsce jest przy mnie, rozumiesz? Jestem twoim wymarzonym księciem, a ty jesteś moją wyrośniętą księżniczką. - wyszeptałem w jego rozchylone wargi. - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że zanim się tu pojawiłeś podkochiwałem się w kimś u kogo nie miałem szans? To był Cyrille. - uznałem, że powinienem to powiedzieć właśnie teraz. Nie wiem dlaczego, ale tak czułem.
Różnokolorowe oczy chłopaka stały się o wiele większe, kiedy dotarło do niego znaczenie moich słów. Spojrzał przelotnie na drzwi przedziału i znowu popatrzył na mnie. O czym teraz myślał? Czy porównywał się z tym niskim, słodkim okularnikiem, który tak się przed chwilą zdenerwował? Czy zastanawiał się, jak to możliwe, że oddałem serce jemu, tak diametralnie różnemu od mojej ostatniej miłości?
- Pójdę teraz z nim porozmawiać, a przynajmniej spróbuję. - przesunąłem dłonią po jego gęstych, jasnych włosach, odgarniając je do tyłu. - Ale chcę żebyś wiedział, że złapałeś tę cholerną złotą rybkę – popukałem się palcem w serce – i nie musisz być zazdrosny.
Uśmiechnąłem się, kiedy na bladych policzkach Florina wykwitł obfity, ciemny rumieniec. Bingo! Był zazdrosny o Cyrille’a.
Drzwi przedziału rozsunęły się gwałtownie i Pszczoła wpadł do środka równie gwałtownie, jak wcześniej stąd wyszedł. Odwróciłem się w stronę wchodzącego, coś mignęło mi przed oczyma i nagle poczułem ból w szczęce.
- Kurwa! - Cyrille pisnął łapiąc się za dłoń w tej samej chwili, w której ja złapałem się za policzek, w który uderzył mnie z pięści.
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliście. - w głosie Shevy słychać było śmiech.
- Przez tyle lat nie miałeś czasu mi powiedzieć, że lecisz nie tylko na dziewczyny?! - małe ciało rudzielca trzęsło się ze złości.
- To niczego nie zmieniało… - zacząłem, ale mi przerwał.
- Niczego nie zmieniało?! Przebierałem się przy tobie! Ile razy widziałeś mnie nago?!
Już otwierałem usta by powiedzieć, że to bez znaczenia, gdy nagle uzmysłowiłem sobie, że byłoby to jawnym kłamstwem. To miało znaczenie. Dziewczyny nie przebierały się przy chłopakach nie ze względu na inną płeć, ale na przyjętą domyślnie orientację seksualną. Nie chodziło o różnice w budowie ciała, ponieważ z nich każdy zdawał sobie sprawę, ale o pożądanie, o podnietę i możliwe konsekwencje wystawiania ludzi na pokuszenie.
- Przyznaję, trochę skorzystałem na trzymaniu języka za zębami. - wyszczerzyłem się mimowolnie i jęknąłem, ponieważ miejsce, w które uderzył mnie przyjaciel zabolało jak cholera.
- Zaraz uderzę cię z drugiej strony! - ostrzegł nadal zły jak osa okularnik, ale miałem wrażenie, że jego złość malała z każdą chwilą.
Usiadłem na kolanach Florina i przystawiłem obolałą szczękę do jego ust.
- Pocałuj żeby mniej bolało. - zamruczałem, a on zrobił o co prosiłem, chociaż był trochę zawstydzony obecnością moich przyjaciół. Jego wargi musnęły delikatnie mój policzek raz, a następnie drugi i trzeci w obrębie obolałego miejsca.
- Niemal połamałem sobie palce, a twój irokez nawet się nie zachwiał. - mruknął nadąsany Cyrille, a jego komentarz sprawił, że zarówno ja, jak i Sheva ryknęliśmy śmiechem. Pożałowałem tego od razu, ponieważ ból w szczęce był nieznośny, ale na dłuższą metę nieszczególnie mnie to obchodziło, ponieważ mój kochanek także był rozbawiony, nawet jeśli starał się to ukryć wtulając twarz w moje ramię.
Teraz miałem już pewność, że wszystko jakoś się ułoży.

środa, 24 stycznia 2018

Brak notek do 31 stycznia

Ponieważ potrzebuję chwili dla nabrania oddechu, wracam z nową notką dopiero 31 stycznia!

Aktualnie czytam Czerwoną Królową i targają mną gwałtowne emocję, ponieważ nie spodziewałam się, że ta powieść tak mi się spodoba. Do tego uświadomiła mi ona także moją własną beznadzieję i problemy, z którymi borykam się przy pisaniu już od dłuższego czasu.
Dawniej szło mi to łatwiej, zaś teraz nie potrafię stworzyć własnych interesujących bohaterów, ani własnego w pełni ukształtowanego świata, nie mam żadnych oryginalnych pomysłów na fabułę, której i tak nie potrafię pociągnąć należycie. Co więcej, mój warsztat ssie, a formie brakuje płynności. Nie potrafię już nawet pisać recenzji!
Muszę więc odetchnąć i pogodzić się sama ze sobą, odnaleźć nową drogę, jeśli to w ogóle możliwe.
Wiem, że tydzień na pewno mi na to nie wystarczy, ale nie planuję dłuższej przerwy.

Do zobaczenia za tydzień!

niedziela, 21 stycznia 2018

Przyjemnie

Na piętnaście minut przed wyznaczonym przez Pomfrey minimalnym czasem snu mojego chłopaka, udałem się do Skrzydła Szpitalnego planując wykrzesać z siebie nieistniejące pokłady słodyczy i daru przekonywania. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli nie istniały to jakakolwiek próba użycia ich nie miałaby sensu, ale i tak wolałem nastawić się na totalną klapę, żeby później poczuć się mile zaskoczonym, gdyby jednak coś udało mi się zdziałać. W pewnym sensie sam nie rozumiałem tego pesymistycznego podejścia, ale czasami było to silniejsze ode mnie. Tak czy inaczej, będę u boku Syriusza, kiedy się obudzi, to postanowione!
- Przepraszam, czy mogę? - zapytałem pukając do drzwi gabinetu pielęgniarki.
- Och, Remusie, o co chodzi? - spojrzała na mnie uważnie, jakby spodziewała się, że i mi coś dolega.
- Chodzi o Syriusza. - sprostowałem już na wstępie i przedstawiłem jej moją prośbę. - Kiedy coś mi dolegało, on zawsze był przy mnie, dlatego i ja chciałbym zrobić dla niego chociaż tyle. To dla mnie bardzo ważne. - dodałem, kiedy milczała.
- Wiesz, że w takich sytuacjach zazwyczaj odmawiam… - westchnęła w końcu, a ja spróbowałem zrobić wielkie, błagalne oczy. - Ech, dobrze,ten jeden raz niech ci będzie. - machnęła ręką odsyłając mnie. - Kiedy się obudzi, zawołaj mnie i zachowuj się jak należy, żebym nie zmieniła zdania.
- Oczywiście, dziękuję! - byłem tak szczęśliwy, że mógłbym ją w tamtej chwili pocałować.
Zerwałem się z miejsca i wypadłem przez drzwi w pośpiechu. Usadowiłem się przy łóżku śpiącego Syriusza, łapiąc go za rękę i gładząc ją kciukiem.
- Kiedy się obudzisz, mój książę, wycałuję cię jak nigdy dotąd. - szepnąłem cicho do jego ucha. - Przez najbliższe dni będziemy na przerwach zaszywać się w ustronnych miejscach i cieszyć sobą nawzajem. Będziesz miał mnie dosyć, bo tak wiele czasu będziemy spędzać razem, tylko we dwóch. Będę cię rozpieszczał i pozwolę abyś ty rozpieszczał mnie, jeśli tylko będziesz chciał. - snułem dalej swoje plany. Sprawiało mi to radość, a Syriusz nie miał jak na razie nic do powiedzenia, więc mogłem mówić wszystko, na co tylko miałem ochotę.
Zacząłem więc opowiadać Syriuszowi o tym, jak bardzo go kocham i jakim jestem szczęściarzem mając go dla siebie. Mówiłem, mówiłem i mówiłem. Więcej niż kiedykolwiek wcześniej lub po prostu tak mi się wydawało.
- Więc mogę liczyć na to, że zrobisz mi dzisiaj bardzo dobrze?
- Syriuszu! Obudziłeś się! - nie było to zbyt odkrywcze, ale tylko to przyszło mi wtedy do głowy.
- O tak. Obudziłem się i nasłuchałem bardzo interesujących wyznań. - na jego twarzy pojawił się jego typowy, zawadiacki uśmiech, a ja zarumieniłem się znacznie. - Więc? Zrobisz mi dzisiaj dobrze? - domagał się odpowiedzi.
- Tak. - powiedziałem cicho i podniosłem się z krzesła. - Pójdę po Pomfrey. - rzuciłem odchodząc pospiesznie. Musiałem ochłonąć, ponieważ mówienie do śpiącego kochanka to jedno, a świadomość, że wszystko słyszał to coś zupełnie innego.
Pani Pomfrey zbadała Syriusza uważnie i zadała mu kilkanaście pytań, na które musiał szczerze odpowiedzieć. Ton, jakim udzielił odpowiedzi na kilka z nich nie pozostawiał wątpliwości, że był już moim Syriuszem Blackiem, nie zaś słodkim przygłupem, którego zrobił z niego jad owada. Pielęgniarka wcisnęła w niego jeszcze jakiś odtruwający napój i dopiero po jego wypiciu wypuściła mojego chłopaka ze Skrzydła Szpitalnego.
- Panie Lupin, gdzie chciałby pan się ze mną zaszyć na najbliższą godzinę? - Syri złapał mnie za rękę i zatrzymał, kiedy szliśmy obok siebie korytarzem.
Pomyśleć, że jeszcze niedawno byłem taki pewny siebie, a teraz rumieniłem się, jak niewinna dziewczyna.
Black położył dłoń na moim biodrze i przysunął się do mnie na tyle blisko, że nasze ciała stykały się ze sobą. Czułem, jak ciało chłopaka porusza się subtelnie, ocierając o moje. Było to przyjemne i jednocześnie zawstydzające, ponieważ czułem każdy ruch Syriusza na tyle wyraźnie, że moje krocze w każdej chwili mogło na to entuzjastycznie zareagować.
- Nie wiem, ale na pewno nie chcę jeszcze wracać do dormitorium. - wyznałem spuszczając głowę i jednocześnie wzrok. Niestety padł on na nasze złączone ze sobą biodra, więc szybko zadarłem głowę do góry. Syriusz tylko na to czekał, ponieważ nakrył swoje usta moimi w pocałunku.
Zamruczał, a ja w odpowiedzi objąłem go ramionami za szyję. Jego usta były suche i trochę spierzchnięte, ale moje bez wątpienia były na tyle wilgotne, że część tej wilgoci oddały Syriuszowym.
Chociaż niechętnie, oderwałem się od chłopaka, kiedy wyczułem, że powoli się ode mnie odsuwa. Na jego twarzy zakwitł cudowny uśmiech.
- Kto by pomyślał, że kilka godzin pozwoli ci tak się za mną stęsknić. - ujął moje dłonie w swoje i pocałował je w geście, który miał w sobie więcej z perwersji, niż z dżentelmeńskiego odruchu. Nic dziwnego, w końcu byłem mężczyzną, a nie kobietą. - Nie pójdziemy dziś na całość, bo nie czuję się na siłach po tam długim śnie, ale możemy znaleźć sobie cichy kącik na pieszczoty. - zamruczał i pochylił się nade mną. Ukąsił mnie w wargę zaczepnie. - Chodź. - powiedział ciągnąc mnie za sobą.
Tajnymi przejściami, które znaliśmy już na pamięć, przeszliśmy niewidoczni dla nikogo prosto pod jedną z zawsze pustych sal lekcyjnych. To właśnie w niej uwiliśmy sobie miłosne gniazdko w kącie osłoniętym przez biurko i dzięki temu niewidocznym z drzwi. Rozsiedliśmy się na tyle wygodnie, na ile było to możliwe i przytuliliśmy do siebie.
Z początku wsłuchiwałem się w spokojny oddech Syriusza i jego mocno bijące serce, ale kiedy usłyszałem jak jego bicie przyspiesza, odsunąłem głowę od piersi chłopaka. Ująłem jego twarz w dłonie i pocałowałem go. Od razu wiedziałem, że o tym myślał, ponieważ jego usta odpowiedziały bez żadnej zwłoki, a język Syriusza wdarł się między moje chętne wargi. Całowaliśmy się przez długi czas, to oddychając przez nos, to odsuwając się od siebie dla nabrania głębokiego oddechu. Moje dłonie wodziły po karku i plecach Syriusza, jego zaś sunęły po mojej piersi i ramionach.
W pewnym momencie nasze koszulki wylądowały na podłodze, a usta przestały nam wystarczać jako odbiorcy pocałunków. Wargi Blacka drażniły skórę na mojej szyi i sutkach, to znowu moje zajęte były jego uchem i piersią. Czułem wszystkie te pieszczoty w spodniach i kiedy położyłem swoją rękę na kroczu mojego chłopaka, wyczułem, że i w jego przypadku było podobnie.
Oparłem brodę na ramieniu Syriusza, wdychając zapach jego skóry oraz szamponu do włosów. Roześmiałem się cicho, kiedy jednocześnie sięgnęliśmy do guzików swoich spodni. Myśleliśmy o tym samym, to dobrze. Rozpiąłem więc guzik i odsunąłem zamek spodni mojego chłopaka, a w tym samym czasie on robił to samo z moim.
Powoli wodziłem palcami po brzuchu Syriusza, podczas kiedy on bezpardonowo nakrył swoją dłonią moją erekcję i zaczął ją pocierać. Wiele wysiłku kosztowało mnie zapanowanie nad sobą. Zdołałem jeszcze chwilę pobawić się jego ciepłą skórą, zanim nie wsunąłem dłoni pod materiał bielizny kruczowłosego. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, podobnie jak ja zrobiłem to chwilę wcześniej. Teraz obaj w tym samym tempie pieściliśmy siebie nawzajem. Jego ciało było tak gorące, że niemal wydawało się topnieć, kiedy moje pieszczoty wycisnęły z jego erekcji pierwsze krople nasienia. Nie wątpiłem, że ze mną było podobnie, ponieważ duża, szorstka dłoń Syriusza stymulowała mnie w niebiański niemal sposób.
- Syriuszu… - wydyszałem imię chłopaka. Przymknąłem oczy i chłonąłem wszystkie cudowne doznania.
Objąłem członek Syriusza dłonią w chwili, kiedy on obejmował mój. Teraz sunęliśmy palcami w górę i w dół, dzięki czemu stymulacja była tym przyjemniejsza. Czułem na swoim penisie każde zgrubienie dłoni mojego chłopaka, każdy skurcz mięśni, po prostu wszystko. Słyszałem przy uchu jego ciężki oddech i ciche westchnienia, kiedy kciukiem pocierałem o główkę jego członka.
- Remusie, chciałbym żebyśmy doszli razem. - szepnął mi na ucho i ugryzł je mocno.
Jęknąłem, ponieważ był to jeden z tych wrażliwych punktów, które mogły przybliżyć mnie do orgazmu w zatrważającym tempie.
- Jeśli przestaniesz lizać moje ucho, to może uda mi się wytrzymać na tyle. - burknąłem w odpowiedzi.
Zaśmiał się tylko. Skoro on grał nieuczciwie to i ja mogłem. Wsunąłem więc do jego bokserek drugą rękę i objąłem nią jądra chłopaka. Teraz to on zajęczał wyraźnie bliższy orgazmu.
Rozpoczęła się nasza gra, w której przegranym będzie ten, który jako pierwszy osiągnie szczyt. Znając wszystkie swoje „dobre” miejsca, wykorzystywaliśmy swoje słabości i najczulsze punkty, a ostatecznie i tak doszliśmy niemal jednocześnie. Nie byłem jednak pewny, który z nas tak naprawdę doszedł jako pierwszy, ponieważ było mi zbyt dobrze i wcale się już tym nie przejmowałem.


środa, 17 stycznia 2018

Co ze mną nie tak?

Peterowi nic nie było. Dołączył do nas w Pokoju Wspólnym i nawet nie miał pojęcia, że zwyczajnie o nim zapomnieliśmy. Może i dobrze. I tak mieliśmy świadomość tego, że przyjaciele z nas do kitu, więc po co rozdrapywać to jeszcze bardziej? Nie chcieliśmy przecież żeby było mu przykro. Zapominanie o Peterze było łatwe, ponieważ chłopak spędzał z nami ostatnio tak niesamowicie mało czasu. Dawniej dużo się uczył z Evans podczas udzielanych mu przez dziewczynę korepetycji, ale teraz było inaczej. Peter Pettigrew chadzał własnymi drogami, głównie uganiając się za dziewczynami, a my zwyczajnie się do tego nie nadawaliśmy. James miał swoją zazdrosną byłą, ale i przyszłą dziewczynę, zaś ja i Syriusz nie przejawialiśmy najmniejszego nawet zainteresowania płcią przeciwną. Pet najwyraźniej źle dobrał sobie przyjaciół, jeśli o miłosne podboje chodzi.
- Nie mogę uwierzyć, że wśród książek gnieździło się jakieś świństwo! - nieświadom naszej zdrady blondynek trajkotał nakręcony książkami, które czytał, kiedy przyszła po niego McGonagall oraz faktem, że szczęśliwym trafem uniknął kłopotów zdrowotnych.
- Taaaak, to niewiarygodne. - mruknął z udawanym entuzjazmem James. - I teraz przez najbliższe dwa dni nie możemy wrócić do naszej jakże fascynującej pracy na rzecz biblioteki.
- A robiło się tak interesująco! - Peter zrobił zbolałą minę. - Kiedy przyszła po mnie McGonagall, elfia kapłanka właśnie została porwana przez złego czarnoksiężnika i… - wyłączyłem się, więc dalsze streszczenie erotyku, który czytał blondynek było już dla mnie zwykłym „pla, pla, pla, pla, pla, pla”. Jakoś nie interesowało mnie to, co czarownik zrobił z elfką, ile razy i w jakich pozycjach, a nie wątpiłem, że Pet miał zamiar w pewnym momencie dojść właśnie do tego fragmentu książki.
- Szkoda, że dopiero teraz dowiedziałeś się o istnieniu tego działu, prawda? - przerwał mu James, chcąc oszczędzić nam szczegółów fabuły, czy też tego, co najwyraźniej zdaniem Pettigrew mogło za fabułę uchodzić.
- To prawda! - przytaknął okularnikowi Peter i pociągnął teatralnie nosem.
Zacząłem się zastanawiać, czy gdyby podobne książki dotyczyły innej orientacji seksualnej to uznałbym je za warte przeczytania. W końcu kiedyś dokształcałem się z Syriuszem komiksami Zardi, które były niczym innym, jak zwykłymi erotykami w formie obrazkowej. Wydawało mi się, że przyjaciółka opowiadała kiedyś o jakiejś powieści, gdzie rodzi się uczucie między władającym magią druidem a uwielbiającym naukę i książki księciem elfów, a w międzyczasie książę podkochuje się także w dzielnym i niesamowicie seksownym człowieku, będącym kapitanem samobójczych oddziałów. Chociaż nie, tamta książka nie była erotykiem. To Zardi pisała swoje własne fanowskie opowiadania do tej historii i to one ociekały seksem.
- Zawsze masz kilka miesięcy żeby nadrobić zaległości. - zauważyłem i uśmiechnąłem się do Petera. Chyba właśnie zaczynałem lepiej rozumieć jego zamiłowanie do erotyków lub po prostu nie wydawały mi się już tak dziwne, kiedy uzmysłowiłem sobie tę drobną różnicę między tym, co czytywał Pet, a tym, co interesowało mnie.
- Prawda?! - blondynek pokiwał głową z entuzjazmem i wyszczerzył się do mnie. Od bardzo dawna nie widziałem go tak radosnym i poruszonym, jak teraz. Miałem wrażenie, że moja uwaga sprawiała mu przyjemność, jakby wyczuł, że zaakceptowałem jego małe zboczenie.
Znowu zaczął opowiadać nam o tym, co czytał, a ja ponownie się wyłączyłem. Udawałem jednak, że nadal go słucham, ponieważ właśnie tego w tej chwili chciał przyjaciel. Zasługiwał na to, aby być jednym z nas tak jak dawniej, ponieważ nie zrobił nic złego. To, że ja, Syriusz i James mieliśmy kogoś, nie znaczyło, że Peter jako jedyny singiel nie należy już do naszej paczki.
- A co McGonagall na to wszystko? W końcu nakryła cię na czytaniu tej książki, prawda? - zapytałem, kiedy chłopak doszedł dokładnie do momentu, o którym wspominał, że był ostatnim przeczytanym przez niego.
- Ma nadzieję, że z równą pasją uczę się do egzaminów. - entuzjazm blondyna nagle osłabł, kiedy przypomniał sobie nauczycielkę transmutacji. - Pewnie będzie mi to wypominać, kiedy obleję następny test lub zawalę jakieś zadanie.
- Chciałbym temu zaprzeczyć, ale mówmy o McGonagall, więc nie ma sensu się oszukiwać. - James potwierdził obawy Petera.
Moje myśli uciekły w stronę Skrzydła Szpitalnego i Syriusza, który dochodził tam powoli do siebie. Miałem nadzieję, że kiedy się obudzi, nie będzie sam. A może Pomfrey pozwoli mi poczekać przy jego łóżku na chwilę, kiedy mój chłopak dojdzie do siebie? W końcu miał tam spędzić kilka godzin, więc istniała możliwość, nawet jeśli stosunkowo niewielka, że będę mógł wyprosić u kobiety tę niewielką przysługę. Syri tak wiele razy był przy mnie, kiedy to ja leżałem w SS, że teraz musiałem mu się za to odwdzięczyć.
Poza tym, dziwnie było mi za świadomością, że Syriusza nie ma przy mnie. Jako przyjaciele i jako para, niemal bezustannie byliśmy obok siebie. Czasami nasze drogi się rozchodziły, ale zazwyczaj nie trwało to długo, więc teraz naprawdę czułem się nieswojo, musząc spędzić bez Blacka dobrych kilka godzin. Niczym nastolatka w rzewnym romansidle dla dziewcząt, zaczynałem odczuwać brak mojej drugiej połówki. To było upokarzające. Byłem mężczyzną, więc takie emocje nie powinny mieć do mnie dostępu! Ileż to razy nabijałem się z koleżanek z mojego Domu, kiedy wzdychały ciężko i żaliły się swoim przyjaciółkom, jak bardzo tęsknią za swoimi chłopakami, chociaż nie widziały się z nimi zaledwie do pół godziny. Wydawało mi się to takie dziecinne, a teraz sam miałem w tym swój udział.
Albo dorastasz, albo się cofasz, Remusie – pomyślałem.
Zastanawiając się nad tym dogłębniej, dostrzegłem w tym pewną zależność. Może tu nie chodzi tak naprawdę o obecność tej drugiej osoby, ale o to przyjemne uczucie, jakie ona ze sobą niesie? Może uzależniające są te „motylki” w brzuchu, rozpierająca cię od środka radość, uczucie spełnienia, komfortu i zadowolenia, a nie czysta fizyczna obecność? W końcu sprzeczki wiążą się z tym, że woli się czasami nie widzieć tej drugiej osoby przez pewien czas, a przecież obie strony są wciąż takie same. Zmieniają się tylko okoliczności.
Remus Lupin i jego rozważania na temat miłości… Może i mnie coś ukąsiło? A może po prostu coś znowu się we mnie zmieniało? Może po fazie dorosłego, wyważonego uczucia powracałem do tej szczenięcej? W końcu ostatnio często miałem ochotę trzymać Syriusza za rękę, przytulać się do niego, całować go i spędzać z nim czas nie jako przyjaciel, ale jako kochanek, jako chłopak.
To było trochę tak, jakbym na nowo się zakochał, na nowo przeżywał wszystko to, co przeżywałem dawniej. Zachwyt nad aparycją mojego chłopaka, podniecenie na dźwięk jego głosu i problemy z oddychaniem, kiedy się uśmiecha. Drżenie dłoni na myśl o tym, że go dotknę, szybsze bicie serca, kiedy dzielą nas tylko milimetrowe warstwy ubrań, nieumiejętność oderwania od niego wzroku, kiedy porusza się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
Miałem wrażenie, że moje oczy zrobiły się wielkie, jak spodki pod ulubioną zastawą mojej mamy. Wszystko wskazywało na to, że naprawdę znowu przeżywałem zakochanie. Wprawdzie w tej samej osobie, w której kochałem się od wielu, wielu lat i z którą byłem w związku, ale jednak ponownie traciłem dla niego głowę.
Ogarnęło mnie przemożne uczucie, aby spotkać się z Syriuszem w tej chwili, upewnić się, co do swoich przypuszczeń i ogarnąć umysłem wszystko to, co działo się właśnie w moim sercu. Dlaczego akurat teraz Syri musiał przebywać w Skrzydle Szpitalnym i odsypiać ukąszenie robala?! A może to efekt tej opowieści, która zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie zaledwie godzinę temu?
Czułem, że zaraz zwariuję od natłoku myśli i pytań na temat tego, co właśnie się ze mną działo. Nie zostałem ukąszony, nie czułem żeby coś mnie dziabnęło i na pewno nie miałbym świadomości, że coś ze mną jest nie tak, gdyby chodziło o zatrucie jadem Librisa Cholerusa.
- Idę pod prysznic. - rzuciłem do przyjaciół.
- Słusznie, my też powinniśmy! - poparł mój pomysł James. - Jestem po tobie!
Zabrałem swoje szacowne cztery litery do naszego pokoju. Uznałem, że kąpiel dobrze mi zrobi, oczyści umysł lub przynajmniej zmyje ze mnie kurz i pył książkowy, a nawet robactwo, jeśli jakieś łaziłoby teraz po moim ciele i wpływało na moje zachowanie. Postanowiłem już, że kiedy tylko będzie zbliżała się godzina, kiedy to Syri powinien się budzić, pójdę do Skrzydła Szpitalnego, nawet jeśli miałbym ukrywać się pod Peleryną Niewidką.
Musiałem zobaczyć Blacka, musiałem zrozumieć, co się ze mną dzieje. W końcu każdy człowiek bezustannie się zmienia, ale tylko ten, który potrafi pojąć zachodzące w nim zmiany jest w stanie odnaleźć równowagę między tym, co było i tym, co jest. Zmyśliłem to na poczekaniu, ale z jakiegoś powodu naprawdę w to wierzyłem. Zresztą, nic nie traciłem próbując udowodnić tę teorię.


niedziela, 14 stycznia 2018

Libris Cholerus

Chociaż ciężko w to uwierzyć, James uwinął się całkiem szybko ze sprowadzeniem do biblioteki McGonagall. Sądziłem, że zajmie mu to więcej czasu, jako że był zdany na swoje ludzkie nogi, ale okazał się sprawniejszy niż przypuszczałem lub zwyczajnie miał szczęście i nauczycielka była gdzieś niedaleko.
- Czy teraz dowiem się o co chodzi? - usłyszałem jej pełen pretensji głos, kiedy tylko weszła do biblioteki i za nią oraz Jamesem zamknęły się drzwi.
- Po pierwsze. - J. wskazał alejkę półek wypełnionych książkami, z której dochodziło mało rytmiczne mruczenie Slughorna.
- Merlinie, on nawet tańczy! Jego zadek podskakuje jak u…. Ykhm, przepraszam. W każdym razie, kontynuując. Po drugie. - okularnik wskazał ręką na tył biblioteki, gdzie staliśmy ja i Syriusz. Mój chłopak uśmiechał się słodko, jak skończony kretyn.
Mina nauczycielki nie wyrażała niczego, była nieprzenikniona. Z powodzeniem mogła pochwalić nas za zaalarmowanie jej, jak i wściec się, że zawracamy jej głowę głupotami.
- Gdyby miała pani jakieś wątpliwości, zaznaczę. To jest Syriusz Black i to nie jest jego zwyczajowy uśmiech.
- Wiem kto to jest i jak się zachowuje, Potter. - McGonagall obrzuciła chłopaka chłodnym, zmuszającym do przymknięcia się spojrzeniem. Następnie podeszła do nas bliżej, nie spuszczając oczu z Syriusza. - Kiedy zauważyliście, że coś z nim nie tak? - zwróciła się do mnie.
- Może koło pięciu, dziesięciu minut temu.
- A profesor Slughorn? - odpowiedź na to pytanie była trudniejsza.
- Już kiedy podszedł do nas po obiedzie był wyjątkowo radosny. Na początku nie zwróciliśmy na to uwagi, myśleliśmy, że ma po prostu dobry dzień, ale kiedy zaczął mruczeć i niemal śpiewać…
- Współczuję, że musieliście to słyszeć. - przyznała krzywiąc się, ponieważ nauczyciel eliksirów właśnie zaczął głośniej zawodzić. - Czy w tym czasie nie wydarzyło się nic dziwnego? Nic, co zwróciło waszą uwagę? Poza tym uśmiechem, który mrozi mi krew w żyłach… - wyraźnie nie była fanką niewinnego Syriusza i jego uroczego uśmiechu niewiniątka.
- Nie. - J. pokręcił głową udzielając odpowiedzi. Ja zrobiłem to samo.
Nauczycielka westchnęła ciężko.
- Zabierzemy ich do Skrzydła Szpitalnego. Wy zajmijcie się Syriuszem, ja biorę na siebie profesora Slughorna. Nie bójcie się, możecie go dotknąć. Mam pewne podejrzenia, co do tego, co im dolega, ale musimy się upewnić. Tutaj tego nie zrobimy.
Posłuchaliśmy jej bez zadawania zbędnych pytań. Złapałem Syriusza za rękę, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, kiedy w odpowiedzi na dotyk dostałem kolejny z tych jego uśmiechów. J. złapał go pod ramię z drugiej strony i niczym straż eskortująca niebezpiecznego więźnia, wyprowadziliśmy Syriusza z biblioteki. Na szczęście nikogo poza nami tu nie było, więc nie zwracaliśmy na siebie niepotrzebnie uwagi.
McGonagall dołączyła do nas niedługo później. Ona również trzymała „swojego podopiecznego” za rękę.
W Skrzydle Szpitalnym, jak zwykle na wiosnę, nie było nikogo. Nauczycielka transmutacji zamieniła kilka słów na osobności z panią Pomfrey. Ponieważ dzieliły nas zamknięte drzwi gabinetu, zaś Slughorn nadal nucił pod nosem, nie słyszałem o czym rozmawiały. Kiedy jednak do nas wyszły, byłem pewny, że zgodziły się, co do postawionej przez McGonagall diagnozy.
- Chłopcy, zasłonicie się parawanem, rozbierzecie swojego kolegę i sprawdzicie uważnie jego skórę. - szkolna pielęgniarka wskazała nam odpowiednie miejsce. - Szukajcie jakichkolwiek śladów ukąszenia przez owada. Zaczerwienienia, zgrubienia skóry lub rozdrapanej rany. Jeśli na coś traficie, dajcie mi od razu znać, dobrze?
Skinieniem daliśmy jej do zrozumienia, że wiemy, co mamy robić. Zabraliśmy więc Blacka za parawan i wspólnymi siłami rozebraliśmy do naga. James mruczał przy tym pod nosem litanię przepełnionych niezadowoleniem komentarzy, ale nie zostawił mnie samego z tym wszystkim. Zastrzegł jednak, że planuje sprawdzać górną część ciała chłopaka, podczas kiedy mi przypadało w udziale oglądanie go od pasa w dół.
Prawdę mówiąc nie miałem nic przeciwko. Znałem ciało Syriusza na pamięć, tak jak on znał moje, więc nie czułem szczególnego skrępowania przyglądając się jego skórze i wodząc po niej palcami, aby mieć pewność, że niczego nie przeoczyłem.
Zajęło nam to sporo czasu, ale ostatecznie trafiliśmy na dwa miejsca, które mogły być śladami po ukąszeniu. Jedno było na łydce, drugie zaś na wewnętrznej stronie ramienia. Ubraliśmy Syriusza w bieliznę i podkoszulek bez rękawów, zanim zawołaliśmy Pomfrey. Nie chciałem żeby więcej osób musiało oglądać mojego chłopaka nago. Może i zachowywał się jak bezmózgi święty, ale na pewno mógłby poczuć się zakłopotany, gdyby dorosła kobieta miała oglądać go takim, jakim go Pan Bóg stworzył.
- Spójrzmy… - pielęgniarka posmarowała znalezione przez nas dwa miejsca jakąś intensywnie pachnącą maścią i odczekała trzydzieści sekund. Jeden punkt, ten na ramieniu, zabarwił się na zielono, zaś ten na łydce przybrał kolor bordowy. - Tak, trafiony-zatopiony. - skomentowała. - Możecie go ubrać, ale może poza spodniami, bo będę musiała jeszcze mieć dostęp do jego łydki. Wejdźcie z nim do gabinetu i zaczekajcie na mnie chwilę.
Wykonaliśmy polecenie.
- Trochę mi jajeczka podwiewa. - zauważył niewinnie Syriusz, a jego komentarz wywołał wybuch śmiechu u Jamesa. Ja po prostu przetarłem twarz dłońmi ze zmęczonym westchnieniem.
- Rozgrzeję ci je, kiedy tylko wrócisz do siebie. - wyszeptałem chłopakowi na ucho, ale obawiam się, że wcale nie zrozumiał znaczenia moich słów, ponieważ tylko uśmiechnął się szeroko i energicznie skinął głową, jakbym zapytał dziecko, czy ma ochotę na czekoladowy budyń.
Po dziesięciu, może nawet piętnastu minutach, dołączyła do nas pozostała trójka. Slughorn był bez koszuli i żałowałem, że muszę go takim oglądać. Jego brzuch był wielki, owłosiony i biały, jakby od wieków nie widział światła słonecznego. W dodatku na jego boku widniał czerwony ślad, taki sam jak na łydce Syriusza.
- Dobra wiadomość jest taka, że to nic poważnego. - zaczęła od razu Pomfrey. - Wasz kolega i nauczyciel zostali ukąszeni przez bardzo uciążliwego owada, który uwielbia gnieździć się wśród starych książek. Wstrzykuje do organizmu człowieka odrobinę jadu, na który każdy organizm działa inaczej, ale zawsze wiąże się to z pozytywnymi doznaniami.
- Dawniej jego jadu używało się jako leku na depresję. - podjęła wątek McGonagall. - Jak łatwo się domyślić, silnie uzależniał i ostatecznie znalazł się na liście substancji zakazanych przez Ministerstwo Magii. Nie musicie się przejmować, uzależnia podany doustnie, nie poprzez ukąszenie.
- Owad nazywa się Libris Cholerus. Nie patrzcie tak na mnie, nie ja wymyślałam tę nazwę! - ciągnęła dalej Pomfrey. - Teraz podam naszym panom antidotum, ale poczują się po nim senni, więc będą musieli zostać tutaj ze mną przynajmniej na pięć godzin. A teraz zła wiadomość. Biblioteka zostanie poddana kwarantannie, póki nie pozbędziemy się wszystkich owadów, jakie mogą się tam jeszcze gnieździć. Będziecie mogli tam wrócić dopiero za dwa dni i wtedy zabrać swoje rzeczy, jeśli jakieś tam zostawiliście.
Przypomniałem sobie o cudownej historii, która tak mnie zachwyciła, a którą naturalnie zostawiłem wśród innych książek w bibliotece. Nie mogłem uwierzyć, że będę musiał wytrzymać bez niej dwa długie dni! Chciałem podzielić się nią z Zardi, a także pokazać ją Syriuszowi, ale patrząc na niego teraz, wolałem jednak odczekać tych kilka dni, aż będzie bezpiecznie.
Pomfrey kazała Syriuszowi położyć się na leżance na brzuchu i przyłożyła do rany na jego łydce niewielki flakonik w kształcie łzy. Dłuższy i cieńszy koniec szklanego naczynia wsunęła do wielkiej strzykawki i zaczęła nią wysysać powietrze z flakonu oraz wciągać w niego skórę Syriusza. Z czerwonego nakłucia na skórze chłopaka wypłynęło kilka kropel galaretowatej, żółtawej substancji zmieszanej z odrobiną krwi. Black zniósł to dzielnie. Pielęgniarka usunęła sprawnie szklaną łzę wraz z jadem, a mocno zaczerwienione miejsce posmarowała śmierdzącą woskiem pszczelim maścią. Następnie dała chłopakowi do wypicia równie nieprzyjemnie pachnący płyn. Podobnie postąpiła ze Slughornem, wyciągając jad z boku jego wielkiego brzucha.
Odprowadziliśmy Syriusza do łóżka, które dla niego wydzielono i zostaliśmy z nim do chwili, kiedy ziewając zamknął oczy. Kiedy jego oddech się wyrównał i mieliśmy już pewność, że śpi, cicho wyszliśmy z Jamesem ze Skrzydła Szpitalnego.
- Libris Cholerus? - rzucił zamyślony James i nagle spojrzał na mnie wielkimi oczyma. - Zapomnieliśmy o Peterze!
- Merlinie! - zasłoniłem usta dłonią przejęty. Naprawdę zapomniałem o blondynku, który swój dział miał w zupełnie innym miejscu niż my wszyscy.
Zawróciliśmy szybko i pobiegliśmy do nadal przebywającej w SS McGonagall.
- W bibliotece był też Peter! - wyrzuciliśmy z siebie jednocześnie jeszcze w progu. - Na zapleczu!
- Idźcie do siebie, my zajmiemy się resztą. - upomniała nas nauczycielka i pospiesznie opuściła Skrzydło Szpitalne.
- Ale z nas przyjaciele… - skomentował krótko James, a ja nie miałem już nic do dodania.

środa, 10 stycznia 2018

Biblioteka

Otarłem spływającą po policzku łzę i wysmarkałem nos. Podczas układania swojego przydziału książek, natrafiłem na krótką, ale piękną historię, która wzruszyła mnie do głębi. Nie miałem wątpliwości, że znalazła się w niewłaściwym miejscu przypadkiem, jako że zupełnie nie pasowała do działów, które miałem posprzątać. Była to opowieść o chłopcu, który uwielbiał ubierać się w sukienki z falbankami i wplatać wstążki we włosy. Nie miał przyjaciół, ponieważ uważano, że jego upodobania nie są normalne. Nie był jednak sam. Jako dziecko pomógł wróbelkowi i to właśnie drobny ptak stał się jedną z najbliższych chłopcu osób. Po latach, już jako licealista, chłopak natknął się na nastolatka, który obiecał go chronić i zaproponował mu przyjaźń. Tym młodzieńcem był właśnie uratowany przed laty wróbelek, który okazał się posiadać umiejętność przemiany w człowieka, o czym chłopak nie ma pojęcia. Naturalnie była to historia miłosna. Miłości, która wzięła swój początek w przyjaźni, wiążąc ze sobą dwa krystalicznie czyste serca. Nic dziwnego, że płakałem.
Syriusz wyjrzał zza regałów i zmarszczył brwi. Całym sobą pytał, co się dzieje, kiedy zobaczył, że się rozkleiłem. Machnąłem mu więc ręką i pokręciłem głową, żeby się nie przejmował. Pokazałem mu również cienki wolumin mojej ulubionej w tej chwili opowieści. Black przewrócił oczyma ostentacyjnie i rozbawiony zniknął za swoim działem.
Nagle coś sobie uświadomiłem. Przejrzałem wolumin kolejny raz i jeszcze jeden, ale nie znalazłem żadnej pieczątki. To niewielkie cudo nie należało do biblioteki. Ktoś najwyraźniej zostawił je tutaj, Merlin wie z jakiego powodu i kiedy. Zastanawiałem się przez chwilę, co powinienem zrobić i w końcu podjąłem decyzję. Odłożyłem tę wzruszającą historię na bok, postanawiając zabrać ją ze sobą i dołączyć do swojej kolekcji. Ktokolwiek ją tutaj zostawił, najwyraźniej nie planował jej odzyskać. Sądząc po książkowym burdelu, z którym musiałem się uwinąć, nie mogła leżeć między wszystkimi tymi wielkimi, starymi i nudnymi książkami od wczoraj.
A więc postanowione! Teraz mogłem zabrać się spokojnie do pracy. Takie przynajmniej było założenie. Problem w tym, że moje myśli krążyły wokół jednego tylko tematu. Miałem nieodpartą ochotę raz jeszcze zabrać się za czytanie, a może nawet nauczyć się na pamięć każdego słowa tej opowieści. W końcu byłem nią tak oczarowany, że niemal czułem fizyczny ból w piersi. Zakochałem się. Naprawdę się zakochałem.
Jak to w ogóle możliwe, że nie ma drugiej części?! A może była, ale ja o niczym nie wiedziałem? Nie… Na pewno nie. Po dłuższym zastanowieniu uznałem, że gdyby było coś więcej, na ostatnich stronach na pewno znalazłaby się jakaś informacja na ten temat. Przecież czegoś tak istotnego nie można ot tak pominąć. Mimo wszystko obiecałem sobie, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, sprawdzę prawdziwość swoich domysłów. Chciałem mieć stuprocentową pewność, że nic mnie nie ominie.
Gdybym zapytał w Esach Floresach na Pokątnej, któryś z pracowników na pewno udzieliłby mi wielu szczegółowych informacji na temat interesującego mnie tytułu. Problem w tym, że ten sklep był zbyt daleko, a ja nie miałem cierpliwości, aby czekać. Pozostawało mi więc wyłącznie Hogsmeade. Na początek lepsze to niż nic, więc postanowiłem, że przy najbliższym wypadzie do miasta, zahaczę o księgarnię. Jeśli nie konkretna kontynuacja to może gdzieś czekała na mnie jakaś historia poboczna po innych wróblach. W końcu tak bardzo je pokochałem, że z rozkoszą dowiedziałbym się czegoś więcej o nich oraz o ich życiu miłosnym.
- Czy ty się przypadkiem nie obijasz? - nawet nie wiem, kiedy James znalazł się naprzeciwko mnie, zerkając przez szparę ponad układanymi książkami. Dział, którym się zajmował zaczynał się naprzeciwko mojego, ale mimo moich wilczych zmysłów nie wyczułem go tak bez reszty pochłonięty własnymi myślami.
- Mój analityczny umysł oblicza właśnie czas, potrzebne miejsce oraz szacuje liczbę książek, które muszą iść do odnowy i tych, które mogą wylądować na półkach. - rzuciłem prychając. Nie miałem zamiaru przyznawać się do tego, że naprawdę się obijałem i to przez dłuższy czas. Nie żebym naprawdę musiał to ukrywać, ale po prostu uznałem, że tak będzie lepiej.
James mierzył mnie przez chwilę spojrzeniem, jakby potrafił odgadnąć moje myśli, ale ostatecznie chyba uznał, że w tym, co powiedziałem może być chociaż trochę prawdy, ponieważ odpuścił, a jego twarz złagodniała.
- A tak w ogóle to co tu robisz, skoro twój dział jest na drugim końcu biblioteki? - teraz to ja byłem podejrzliwy.
- Mam do Slughorna kilka pytań dotyczących mojej góry książek. - odpowiedział zwięźle.
- Chcesz go przekabacić i nic nie robić, przyznaj się! - Syriusz wychynął zza swojego regału. Jak na człowieka, miał całkiem niezły słuch.
- Wcale nie! - James oburzony prychnął kilka razy. - No, może trochę bym chciał, ale nie o to chodzi! Dostałem najnudniejsze i najtrudniejsze działy, więc muszę się upewnić, co do kilku rzeczy. Zresztą nie będę wam tego tłumaczył bo i tak nie zrozumiecie. Zamiast tego wracajcie do swojej pracy.
James przegonił nas machnięciami dłoni, jakbyśmy byli uciążliwymi muchami, co wywołało nasz szczery śmiech. Potter zawsze wiedział jak się z nami obchodzić, żeby nic nie wskórać. Poprychał więc jeszcze chwilę i udając urażoną dumę, skierował się w tę stronę biblioteki, z której dochodziło nas denerwujące, radosne mruczenie Slughorna.
Zacząłem wtedy zastanawiać się na poważnie nad tym, co już wcześniej przyszło mi do głowy, chociaż nie dałem się temu pytaniu rozwinąć. Dlaczego nauczyciel eliksirów był w tak doskonałym humorze? Co tak bardzo go cieszyło i napełniało energią? Na pewno nie była to zasługa Sprout, ponieważ profesorka zielarstwa ignorowała go, dając tym do zrozumienia, że nie ma u niej najmniejszych szans. Ale skoro nie ona była powodem jego doskonałego nastroju to kto lub co?
- Im szybciej to skończymy, tym więcej czasu będziemy mieli do zagospodarowania tak, jak byśmy sobie tego życzyli. - Syri uśmiechnął się do mnie wyjątkowo słodko. Niemal niewinnie, co w jego przypadku nie było zbyt częste.
- Masz rację. - wydusiłem zachwycony tym, jaką łagodnością się właśnie odznaczał. Ciężko było uwierzyć, że to w ogóle możliwe, a jednak.
Radosny Slughorn i łagodny Syriusz?
- Syriuszu?
-Tak? - spojrzał na mnie wielkimi oczyma.
Cholera! Coś było nie w porządku. Bardzo nie w porządku. Przyszło mi do głowy, że może zarówno nauczyciel, jak i mój chłopak dotykali jakiejś zatrutej książki lub takiej obłożonej klątwą. W końcu zachowanie Blacka nie było normalne, podobnie jak radosny nastrój profesora.
- James! - krzyknąłem na przyjaciela, mając w nosie fakt, że jesteśmy w bibliotece, nawet jeśli pustej. J. wyjrzał zza regału, za którym zniknął przed chwilą. - Wracaj tu szybko, jeśli chcesz dupę ocalić! - przywołałem go.
Nie był zachwycony faktem, że musi się wracać, ale posłusznie stanął przede mną po zaledwie kilku lub kilkunastu sekundach.
- Co? - zapytał raczej mało uprzejmie, ale bez złości.
Wskazałem palcem Syriusza, który przyglądał nam się zaciekawiony, a kiedy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem okularnika, uśmiechnął się do niego w ten sam pełen niewinności sposób, w jaki wcześniej uśmiechał się do mnie.
- O Merlinie! - oczy Jamesa stały się wielkie. - Co mu się stało?!
- Nie mam pojęcia. Przed chwilą był zupełnie normalny, a tu nagle coś takiego. Nie jestem pewny, co się dzieje, ale wydaje mi się, że to ma jakiś związek z tym koszmarnym mruczeniem Slughorna. - przedstawiłem przyjacielowi swoją teorię, a ten słuchał z uwagą. Na koniec odsunął się na dwa kroki od Syriusza i zabronił mu się dotykać, aby przypadkiem nie zarazić się „dziwnym zachowaniem”, jak postanowiliśmy to nazwać. Nie mówiłem mu o możliwości przenoszenia się tego czegoś, czymkolwiek to było, drogą kropelkową lub poprzez wdychanie oparów. I bez tego James nie wiedział, jak się zachować.
- Musimy to zgłosić. - postanowił.
- Nikt nam nie uwierzy, że coś jest z nimi nie tak. Tylko nam pewnie wyda się to podejrzane.
- Hmm… - okularnik zamyślił się. - Nie tylko nam! - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - McGonagall zna Syriusza niemal tak dobrze, jak my. Od razu zauważy, że ta zmiana i ten uśmiech nie są czymś naturalnym. Zna też Slughorna. Zostań tutaj z nimi, a ja po nią pobiegnę.
Rzuciłem mu mroczne, wymowne spojrzenie. Wiedziałem, że bał się o siebie i dlatego nie chciał zostać dłużej w bibliotece. Nie planowałem się z nim kłócić.
- Idź. - powiedziałem tylko, mając nadzieję, że nauczycielka transmutacji zdoła nam jakoś pomóc. Nie chciałbym żeby Syriusz został taki miły, słodki i niewinny do końca swoich dni. To byłoby zbyt dziwne, nawet jak dla mnie, a przecież byłem wilkołakiem.

niedziela, 7 stycznia 2018

Jak śliwki w kompot

5 kwietnia
Chociaż żaby zostały usunięte, a uczniowie mieli obiecany dzień wolny od nauki szkolnej, w Wielkiej Sali, na korytarzach, a nawet w bibliotece nie mówiło się o niczym innym, jak o wydarzeniach poprzedniego dnia. Chłopak, który za tym stał, a okazało się, że rzeczywiście był to chłopak, był obiektem kpin kolegów oraz wściekłych spojrzeń koleżanek. Żabi Cassanova, ponieważ tak go teraz nazywano, nie miał łatwego życia. Gdziekolwiek by się nie pojawił, ktoś rzucał jakimś zgryźliwym komentarzem. W odpowiedzi otrzymywali zazwyczaj warknięcia typu: „Wal się”, „Tylko byłem dla niej miły!”, „To ona coś sobie uwaliła!”, „Jestem mężczyzną! Tylko flirtowałem!”, „Pieprz się”. Nie było więc wątpliwości, co do tożsamości winnego.
Zardi odetchnęła dzięki temu z ulgą, ponieważ nie musiała rzucać się na pomoc przypadkowej osobie w tarapatach. Podejrzewałem, że za wspomnianą ulgą jaką odczuła kryło się coś więcej, ale uznałem, że gdyby chciała mi o tym powiedzieć, zrobiłaby to, więc nie pytałem.
- Jestem ciekaw, jak dyrektor to wszystko rozwiązał. - westchnąłem podczas obiadu, spoglądając na stół nauczycielski. Naprawdę zżerała mnie ciekawość, w jaki sposób Dumbledore zdołał załagodzić całą sprawę, pozbyć się żab oraz ocalić życie Ślizgona, który tak naraził się nimfie. W końcu ta wiedza mogłaby mi się kiedyś przydać. Nigdy nie wiadomo.
- Pewnie obiecał jej coś w zamian. - Syriusz wzruszył obojętnie ramionami i porwał z mojego talerza jednego klopsika.
- Albo powiedział, że Ślizgon jest nieletni i pójdzie siedzieć za dobieranie się do niego. - James uśmiechnął się zadowolony ze swojego żartu. Cóż, dobrze, że przynajmniej jego to bawiło.
Syri ukradł mi kolejnego klopsa, więc uderzyłem go lekko po dłoni.
- Nie wolno! - skarciłem chłopaka. - Chcesz to sobie nałóż.
- Nie, nie. Chciałem tylko skosztować i właśnie to zrobiłem. Więcej nie chcę.
Westchnąłem i pokręciłem głową z rezygnacją. Dołożyłem sobie klopsów w zamian za te, które mi zjadł i w spokoju dokończyłem swój obiad. W tym czasie przyjaciele zastanawiali się nad tym, w jaki sposób powinniśmy spożytkować pozostałą resztę tego wolnego dnia, jako że jego bezowocną połowę już mieliśmy za sobą.
Jak łatwo się domyślić, nie doszli do niczego. Pragnęli dodatkowego dnia wolnego od nauki, ale teraz kiedy go mieli, nie potrafili wpaść na żaden sensowny pomysł pozwalający na jego wykorzystanie.
- Możemy pouczyć się do egzaminów. - zaproponowałem, ale spojrzenia jakie mi posłali były więcej niż wymowne. Nauka nie wchodziła w grę. Bezczynne leżenie również nie było opcją do zaakceptowania, ponieważ nie planowałem marnować cennego czasu.
- Nie możemy się nudzić, ale nie planuję też wkuwać, więc naprawdę musimy znaleźć coś innego. - James oparł łokcie o stół i na dłoniach złożył głowę. - Chętnie bym coś przeskrobał, gdyby tylko była ku temu okazja.
- Szkoda więc, że takiej okazji nie ma i nie będzie, ponieważ ci na to nie pozwolę. - powiedziałem poważnie. - Nie chcę pod koniec szkoły narobić sobie większych kłopotów niż dotychczasowe.
- A jakie ty masz teraz kłopoty, Remi? - okularnik spojrzał na mnie z wyraźną wyższością i z zadowoleniem. - Czekaj, czekaj! Nie mów mi, niech sam zgadnę. Żadne!
Pokazałem mu język. Nie miałem kłopotów i chciałem żeby tak zostało. Co w tym złego?
- Nie wierzę, że to mówię, ale chyba się starzejemy. - Black powoli sączył sok. - Mamy osiemnaście lat i zachowujemy się jak banda tetryków. Zboczony dziad uganiający się za krótkimi spódniczkami – wskazał Petera, - wiekowy profesor, który poza swoimi badaniami naukowymi świata nie widzi – tym razem jego palec wystrzelił w moim kierunku, - stary emeryt, który chciałby wykorzystać ostatnie lata życia na szaleństwa, ale wśród ludzi zachowuje się jak neandertal – tym razem był to opis Jamesa, - i w końcu ostatni z tej czwórki, leniwy staruszek, który mógłby robić wiele, gdyby tylko mu się chciało tak jak mu się nie chce. - Black uderzył kciukiem o swoją pierś. - Granica między tak zachowującymi się starymi a młodymi jest cienka, ale wydaje mi się, że w naszym przypadku bardziej pasujemy do tej pierwszej grupy.
Nie mogłem temu nawet zaprzeczyć. Chyba naprawdę przedwcześnie się starzeliśmy. Czy to normalne w przypadku tak młodych osób? Gdybyśmy mieli… trzydzieści, no może czterdzieści lat, uznałbym to za coś naturalnego, ale w wieku głupich osiemnastu lat na pewno nie powinno tak być.
- Musimy zrobić coś, co pozwoli nam się odmłodzić i nie, nie mówię o twoim fotelu tortur ogórkowych, James. - Syri rzucił okularnikowi poważne spojrzenie, nie pozwalając mu dojść do słowa.
- Gdybyśmy mieli jakieś pomysły, nie byłoby tej rozmowy, więc problem nadal pozostaje. - zauważył nieśmiało Peter. - Ja nie mam nic przeciwko podglądaniu przez cały dzień dziewczyn.
Jego słowa wywołały zbiorowe ciężkie westchnienie.
- W to nie wątpimy, Pet. Możesz nam wierzyć. - mój Black chyba się trochę załamał, jeśli wziąć pod uwagę jego minę.
- O, panom się najwyraźniej nudzi! Doskonale! - poczułem na ramieniu uścisk pulchnej dłoni Slughorna, a za sobą jego radosny głos.
„Cholera!” pomyślałem szybko rozglądając się wokół. A więc to dlatego wszyscy tak szybko zaczęli opuszczać Wielką Salę. Musieli zauważyć, że nauczyciel eliksirów szuka jeleni do pomocy i oto udało mu się trafić na takich, którzy zajęci głupią rozmową nie dali nogi na czas.
- Poproszono mnie o pomoc przy porządkach w bibliotece i na jej zapleczu, więc idealnie się nadacie. Tyle par rąk, jestem szczęściarzem! - świergotał uradowany.
- Co on dzisiaj wypalił? - James szepnął cicho do Syriusza, który wzruszył niemal niezauważalnie ramionami.
- Pytanie powinno brzmieć „ile on dzisiaj wypalił?”, bo wystarczy spojrzeć na ten jego uśmiech aby wiedzieć, CO palił.
- Jestem pewny, że każdy z was znajdzie dla siebie działy, które chętnie uporządkuje. No więc, zapraszam, panowie. Zapraszam.
Było oczywiste, że skończyliśmy już obiad, więc nawet nie mogliśmy odwlec tej przymusowej pracy na rzecz szkoły.
- Proszę, oto lista działów, w których musicie poukładać książki w kolejności alfabetycznej. Niektóre autorami, inne tytułami. Wszystko jest napisane pod konkretnym działem. - jego wesoły, wręcz radosny głos doprowadzał mnie do szału.
Byłem zaskoczony tym, jak szybko Peter zaznaczył na otrzymanej od nauczyciela kartce działy, którymi chce się zająć. Slughorn rzucił okiem na jego wybory i uśmiechnął się konspiracyjnie. Nachyliliśmy się z resztą chłopaków nad świstkiem papieru i spojrzeliśmy po sobie. Większość działów znajdowała się a zapleczu, jako że były przeznaczone dla dorosłych czytelników i wielu uczniów nawet nie wiedziało o istnieniu tych książek. Przede wszystkim chodziło o ostre romanse, romanse erotyczne i czyste erotyki. Wcale nas to nie dziwiło.
Wybraliśmy z chłopakami przydział obowiązków dla siebie, nie zwracając szczególnej uwagi na to, co nam się dostało. Syriusz miał dla siebie między innymi jakieś biologiczno-magiczne działy, James dał się wrobić w historyczne, zaś ja wziąłem socjologiczno-psychologiczne. Inaczej mówiąc, do uporządkowania było to, co najmniej interesowało ogół uczniów tej szkoły lub czego po prostu mieli nie ruszać. Zauważyłem, że Slughorn już wcześniej wykreślił dział ksiąg zakazanych, więc podejrzewałem, że ma zamiar zająć się nim samemu. Nie ufał nam więc do końca lub zwyczajnie nie chciał ryzykować, że przypadkiem sprowadzi uczniów na złą drogę.
- To będzie najnudniejszy dzień wolny w historii. - westchnienie Jamesa było słyszalne dla naszej czwórki, ale nie dla idącego przed nami nauczyciela.
- Jest jeden taki, dla którego będzie to najlepszy dzień wolny w historii. - Syriusz kiwnięciem głowy wskazał Petera, na którego twarzy widniał okropny, obleśny uśmiech.
Tak, nie ulegało wątpliwości, że Pettigrew cieszył się z takiego obrotu spraw jak nikt inny. Nie uważałem za rozsądne wpuszczać zboczeńca do działu erotyków w trosce o wszystkie te dziewczyny, które później będzie prześladował, ale z tym akurat będzie musiał radzić sobie Slughorn, jeśli zrobi się z tego afera i ktoś będzie musiał za to odpowiedzieć.
Weszliśmy za nauczycielem eliksirów do biblioteki i stanęliśmy jak spetryfikowani. Do tej pory uważałem, że będzie do zajęcie na góra dwie godziny, ale teraz widząc z czym mieliśmy pracować zwątpiłem, że uwiniemy się z tym nawet do podwieczorku. Góry nowych i starych książek czekających na segregację, ocenę ich stanu i ułożenie na półkach. Wykorzystywanie uczniów do takiej harówki powinno być zakazane. Nawet jeśli w grę wchodziły książki.