wtorek, 29 kwietnia 2008

W ramionkach

14 luty

To było niesamowicie przyjemne, kiedy czyjeś palce delikatnie gładziły skórę mojej głowy i drapały ją lekko. Z początku wydawało mi się, że śnię, jednak z każdą chwilą, gdy powoli stawałem się bardziej rozbudzony, czułem, że jednak było w tym coś realnego. Dawniej matka tak mi robiła, by ukołysać do snu zarówno moją ludzką, jak i wilczą połowę. Teraz z pewnością nie była to jej dłoń. Mniejsza i nie tak delikatna, jednak idealnie wiedziała jak i gdzie powinna mnie pieścić. Uśmiechnąłem się do swojej własnej przyjemności. Powoli, im więcej kontaktowałem tym lepiej zdawałem sobie sprawę z tego czyje palce rozpieszczają mnie i gładzą. Uchylając powieki zatrzymałem wzrok na ślicznym, szarych tęczówkach. Nikt inny nie wiedziałby gdzie i jak to robić. Tylko Syriusz znał mnie na tyle dobrze.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś trzymać się z daleka? – mimo słów, jakie wypowiedziałem, wtuliłem się w kolana siedzącego na łóżku Blacka. Chciałem leżeć tak wiekami nie bacząc na upływający czas.
- Dziś zawieszamy to wszystko. Mamy Dzień Zakochanych, a to oznacza, że muszę być przy mojej gwiazdce na niebie i najcudniejszym prezenciku od losu. Wszyscy już wstali i tylko ty nadal śpisz promyczku, więc siadaj. Przygotowałem ci już ubrania. Tu masz bieliznę! – Syriusz pomachał mi przed twarzą moimi slipkami, które dostałem kiedyś od babci. Nie ubierałem ich często, ponieważ miały bardzo jaskrawy kolor, wymieniały się na nich paski białe, żółtawe i soczyście zielone. Kruczowłosy musiał przekopać moje rzeczy bardzo dokładnie, jeśli zdołał je wydobyć. Porwałem je szybko, ale nie mogłem protestować. Byłem kiepski w wybieraniu prezentów, dlatego uznałem, że moje posłuszeństwo będzie najlepszym. Lekko zarumieniony wsunąłem się pod pierzynę i przebrałem. Kiedy wysunąłem głowę spod grubej warstwy okrycia odetchnąłem głęboko chłodnym powietrzem. Syri powitał mnie ze skarpetkami w rękach. Niestety były do pary wraz z bielizną, więc jakoś nie powinno mnie to dziwić.
- Siadaj i daj nóżki. Trzeba cię ładnie ubrać – powaga, z jaką chłopak do tego podchodził była rozbrajająca i słodka. Z szerokim uśmiechem wyciągnąłem prze siebie nogę i położyłem na jego kolanach. Powoli zaczął naciągać prążkowaną część garderoby od palców, których nie omieszkał pogłaskać, przez kostkę po kolano. Dopiero tam kończyła się skarpeta. Ociągając się Black nałożył drugą. Chciał zapewne ubrać mi także spodnie, jednak wyjąłem je z jego rąk i sam zacząłem dokańczać. On tym czasem wziął nasze torby, i kiedy klęczałem gotów na materacu podał mi moją, a sam przewiesił przez ramię swój tobołek.
- W ramach sprostowania, kochanie. Dziś będę cię cały dzień nosił na rękach. – drgnąłem i postanowiłem jednak coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa. – Jeśli jakiś nauczyciel będzie chciał wiedzieć, co to ma znaczyć to powołam się na McGonagall i powiem, że to był jej pomysł. – to interesowało mnie chyba najbardziej ze wszystkiego, co do tej pory wydusił – Jak wiesz byłem wczoraj przeprosić za moje zachowanie na Transmutacji... – odchrząknął dumny z siebie – Rozglądając się tak po jej gabinecie przypomniałem sobie, że nie wiem, co ci dać. Więc uznałem, że zapytam. Z początku mnie zignorowała i wyglądała jakby wątpiła, czy już mi przeszło, ale szybko się zlitowała. – jakoś wątpiłem, czy rzeczywiście i ona dobierała to w taki sposób – Patrzyłem na nią czekając, aż coś podpowie i wtedy poddała mi pomysł, taki, na jaki sam nie wpadłbym nigdy! Kazała mi wziąć z łaski mojej moje szacowne, czystej krwi siedzenie i wynieść za drzwi swojego gabinetu! I tego było mi trzeba! Ona jest genialna! – opadłem na poduchy niemal uderzając głową w oparcie łóżka. Gdyby nauczycielka słyszała to, o czym mówi chłopak raczej straciłaby do niego wszelką cierpliwość. Nawet ja zastanawiałem się czasami czy Syri rzeczywiście nie powinien się przebadać. Z takim chłopakiem nie zdziwiłbym się gdybym miał mieć dziecko po samym pocałunku. On był niesamowity.
Wziął mnie na ręce i przytulił dosyć mocno. Czułem się dziwnie nieswojo, ale po tym, z jakim entuzjazmem do tego podszedł nie potrafiłem się sprzeciwić. Położyłem stopę na stopie i podkuliłem palce trochę zdenerwowany. Syri nie chciał nawet bym ubierał buty, a teraz miął mnie przy wszystkich wnieść do Wielkiej Sali. Już w Pokoju Wspólnym ciekawskie głowy odwracały się zaciekawione tym, co miało miejsce. Wtulając twarz w szatę chłopaka kryłem zażenowanie przed wzrokiem innych. Nawet nie chciałem wiedzieć gdzie jesteśmy i kto patrzy.
Słysząc gwar a po chwili o wiele cichsze rozmowy wiedziałem już, że stało się najgorsze. Większa część szkoły widziała, jak Black wnosi mnie do Sali i sadza na krześle. Otworzyłem oczy zamglone wstydem. Potter wyglądał jakby kawałek kiełbaski ugrzązł mu w gardle, za co Pettigrew pozwalał, aby sok z dyni zlewał się kącikiem jego ust na talerz z jajecznicą. Popatrzyłem ukradkiem na inne stoły. Część osób nadal patrzyła na nas, ale niektórzy powrócili do swoich zajęć. Założyłbym się, że gdybym sam nie martwił się tak bardzo o to wszystko, wtedy nawet nie dostrzegałbym uśmiechów innych. Tylko ze względu na moje przejęcie wydawało mi się, że każdy nabija się, lub interesuje tym, co robimy. Przeniosłem wzrok na stół nauczycielski, gdzie teraz już tylko jedna osoba skupiona była na naszym wielkim wejściu. McGonagall z czołem podpartym na ręce wydawała się powtarzać sobie cicho uspokajające słowa, bądź nawet liczyć po elficku do tysiąca dwustu czterdziestu siedmiu. Syriusz za to był rozpromieniony i raz nawet pomachał do załamanej kobiety. Gdyby nie Andrew i jego wypisywane w dżemie różnych dziwnych zdań pewnie nadal zastanawiałbym się, jak wiele cierpliwości ma nauczycielka Transmutacji. Jasnowłosy uśmiechał się do swoich rysuneczków i znaczków zamyślony. Na jego szyi dostrzegłem jakąś różową obróżkę z okutymi metalem dziurkami i srebrną bransoletkę z wiszącymi u niej małymi wzorkami. Odsunąłem się nie chcąc nawet przypadkiem mieć styczności z niebezpiecznym dla mnie materiałem. Mimo wszystko te dwa szczególiki idealnie pasowały do Ukraińca.
- Fab mi je przysłał – powiedział odwracają głowę w moją stronę. Trochę się wystraszyłem, kiedy znienacka zaczął do mnie mówić, ale zrozumiałem, że było widać moje zainteresowanie tymi dwoma rzeczami. – Napisał też jak się będzie ze mną bawił, kiedy wrócę do domu, co mi zrobi, co każe robić mi i jak sobie mnie wyobraził, kiedy natknął się w sklepie na to i to – wskazał obrożę i ozdóbkę na nadgarstku – Aż żal mi tu siedzieć, kiedy wiem, że on o mnie myśli nawet na zakupach z moja matką... – bynajmniej nie chciałem skończyć w przyszłości tak jak chłopak. Podejrzewałem, że jego ojciec był równie rozrywkowy jako młodzian, jednak raczej mniej przywiązany do partnera niż jego syn. Z Andrew zawsze sprawy miały się inaczej. Zakochiwał się łatwo, odkochiwał powoli, a Fabiena znalazł przypadkiem, gdy ukrywał się w szkole. W tamtym roku przy wysokim i dobrze zbudowanym mężczyźnie, wydawał się przedszkolakiem. Na samą myśl o tym, jak niesamowicie się razem prezentowali i jak bardzo kochali poprawił mi się humor. Zabrałem się za śniadanie wiedząc, że jeśli nie zacznę od razu, wtedy będę musiał obejść się smakiem, gdyż wszystko zniknie, a Syriusz zaniesie mnie od razu na zajęcia. Swoją drogą kruczowłosy wydawał się niesamowicie szczęśliwy, a mogłem się założyć, że przez najbliższe dni będzie narzekał na ból całego ciała. Jakby nie patrzeć nie warzyłem kilku kilo, a on nie miał wprawy w noszeniu ciężarów całymi dniami. Położyłem nogi w jasnych skarpetkach na jego udach i pogładziłem je palcami. Poczułem, jak lekko zaskoczony z pozoru Syri dotyka moich stóp i powoli sunie po nich dłońmi pod stołem jak daleko zdołał. Było to kolejne przyjemne doświadczenie, jaki mogłem czerpać z bliskości chłopaka i jego wiecznej chęci do przyjemności. Uwielbiałem go i musiałem się do tego przyznawać.
Zjadłem stosunkowo szybko i przekręcając głowę patrzyłem na dopijającego sok Blacka. Jego oczy rozbiegały się, kiedy szklanka zasłaniała mu mnie, ale szybko zmieniał pozycje tak, że cały czas mógł obserwować, co robię. Byłem jakoś podejrzanie szczęśliwy. Taki prezent był dla mnie najcenniejszy, ale i strasznie nieprzyjemny, kiedy zaczynałem się intensywnie czerwienić. Już sama świadomość jęków chłopaka, którego każdy mięsień będzie rozrywany, jak podczas moich przemian zachęcała i równocześnie zniechęcała mnie do wszystkiego. Odetchnąłem, kiedy Syri podszedł do mnie i wziął na ręce.
- Jesteś szalony – powiedziałem cicho, na co on zdołał tylko posłać mi cieplutki, słodki uśmiech, pełen dyniowego smaku.

niedziela, 27 kwietnia 2008

Ważka

Inu, Karin i całej reszcie życzę powodzenia na maturach!

 

12 luty

Pomysł z uwodzeniem Syriusza był jednak mało przyjemny. Przez kilka dni po prostu trzymałem się z daleka od niego zastanawiając się jak do niego podchodzić i dopiero Andrew pomógł mi opracować jakiś plan. W pierwszym jego etapie miałem udawać niedobrego chłopca, a po kilku dniach dopiero przeistoczyć się w słodkiego, by na sam koniec postawić na naturalny flirt. Niewiele mi to mówiło, ale on został moim przewodnikiem, więc musiałem mu zaufać. Stałem z przyjaciółmi przed salą czekając na Transmutację. Sheva wieszał się na mnie tuląc policzek do mojej szyi i uśmiechał się zadziornie. Kruczowłosy nie odbierał tego pozytywnie, jednak musiał dać sobie z tym radę i udawać, że wszystko jest w porządku. Położyłem dłoń na ręce blondyna, którą trzymał na moim ramieniu i z pewnym siebie uśmiechem rozmawiałem z kolegami. Czasami, kiedy Black nie zwracał uwagi patrzyłem za nim tęsknie marząc o tym by znowu się do niego przytulić i z każdym pocałunkiem zgadywać, co tym razem jadł.
McGonagall otworzyła przed nami drzwi klasy i sama wchodząc do środka usiadła przy biurku. Patrzyła na nas z powagą, co wskazywało na to, że planuje przepytać, chociaż jedną osobę z naszego grona. Nie tylko ja to zauważyłem, ponieważ połowa osób siedziała już jak na szpilkach. Nie uczyłem się na zajęcia, jednak pamiętałem trochę z poprzednich lekcji, więc nie przejmowałem się tym zbytnio, za to Potter modlił się do wszystkich znanych sobie bóstw byleby ominęło go pytanie. Groźba kolejnej słabej oceny wisiała w powietrzu, jak zapowiedź końca świata. W sali wydawało się ciemnieć, a głuche odgłosy oddechów i nerwowych ruchów drażniły w grobowej ciszy. Czułem się wyjątkowo dziwnie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Miny większości osób sprawiały, ze chciałem się roześmiać, a błagalne spojrzenia rzucane w stronę blatu ławki przypominały mi pierwsze zajęcia tamtego roku, kiedy nikt nie był pewien, co się wydarzy.
- Black, chodź tu do mnie i przypomnij, co robiliśmy ostatnio – słońce zaświeciło jasno, napięcie opadło, a klasa zrobiła się większa, przestronniejsza i o wiele żywsza niż przed chwilą. Sam byłem zaskoczony tym, jak szybko zmienia się atmosfera, kiedy tylko zostanie wymienione jedno nazwisko. Jedynym niezadowolonym był Syriusz. Chciałem mu pomóc, ale nie miałem możliwości, biorąc pod uwagę grę, jaką sobie zażyczył. Ostry wzrok Shevy zapewniał mnie, że chwilowe zawieszenie zabawy nie wchodzi w grę. Kiedy Syri podchodził do biurka, jak skazaniec idący na ścięcie poczułem jak Andrew kładzie dłoń na mojej, a drugą na kolanie. Mrugnął do mnie, co wskazywało na to, że planuje jeszcze bardziej zdenerwować Blacka. Nie stawiałem oporu, chcąc nauczyć się dzięki temu jakiś nowych sposobów na życie.
- Słucham, Syriuszu –nauczycielka ponagliła kruczowłosego chłodnym komentarzem – Powinno pójść szybko skoro to tylko jeden temat.
- Więccc... – chłopak poprawił się i podciągnął rękawy szaty, które szybko opadły na dół – Ostatnio... Była... Transmutacja. – zmarszczyłem czoło patrząc na chłopaka, jednak dłoń Andrew, która szybko powędrowała na moje udo była bardziej drażniąca, niż sama odpowiedź Syriusza.. Nie było możliwości, by szarooki patrząc po klasie w poszukiwaniu pomocy nie dostrzegł tego. – Sheva, gdzie z łapskami?! – warknął głośno, a nauczycielka aż usiadła prosto na krześle uspokajając chichoty wściekłym spojrzeniem. Ręce Ukraińca szybko ustąpiły tak, iż kobieta nie dostrzegła zupełnie nic.
- Panie, Black! Nie wiem, czy uważał pan na ostatnich zajęciach, ale zapewniam, że Sheva nie brał w tym udziału udając obłożnie chorego u jęczącego z bólu! – uniosła głos, co szybko sprowadziło na ziemię chłopaka.
- Przepraszam, przepraszam! – Syriusz zamachał rękoma. – Chodziło mi o to, że ostatnio była transmutacja batalistyczna. Zamienialiśmy owady w niewielkie przedmioty codziennego użytku, dzięki czemu można...
- Ja ci zaraz pokażę transmutację batalistyczną, Black – nic nie wskazywało na to, że skończy się na samych upomnieniach. Tym bardziej, że chłopak pomieszał nazwy tworząc własne, dosyć niecodzienne. – Belistyczna! Mów dalej! – czułem się jak ostatni zdrajca, ale musiałem podążać za podpowiedziami Andrew. Syriusz patrzył na mnie z mieszanką błagania i wściekłości. Założyłem powoli włosy za ucho i przesunąłem palcami po swoim policzku. Uchyliłem usta i wsunąłem w nie palec polizałem go i przeciągnąłem po brodzie po szyję.
- Więc jak mówiłem można... – kruczowłosy jak zahipnotyzowany wpatrywał się we mnie - ...zyskać... taka śliczna łabędzia szyjka do pieszczenia... – McGonagall zakaszlała wytrzeszczając oczy.
- Co proszę, Black?!
- A... A to pani?! A, tak, tak... Można zyskać pośrednika między miejscem, w którym się znajdujemy, a zupełnie innym, na tyle niedostrzegalnego, że w każdej chwili posiadamy możliwość wysłania... – poluzowałem krawat próbując nie roześmiać się, kiedy nauczycielka mierzyła chłopaka chłodnym wzrokiem, a on tępo wpatrywał się we mnie urzeczony – Jasna, delikatna skórka, pod palcami wydaje się aksamitem najwyższej jakości...
- Black!
- Wysłania wiadomości nawet na dużą odległość bez zwracania niczyjej uwagi! – znowu wrócił do tematu. – Większość kobiet używa to jako subtelny i delikatny sposób przesyłania liścików miłosnych... A, nie. To mówiła Zardi! – myślałem, że spadnę razem z krzesłem, jednak byłem ciekaw, co jeszcze wymyśli. Przesunąłem dłonią po swoim udzie zatrzymując ją w miarę wysoko. Przymrużyłem oczy i uchyliłem usta, po czym uśmiechnąłem się wyzywająco. Tym razem Syriusz wydawał się padać na kolana. Popatrzył na profesorkę i łamiącym się głosem wyjęczał.
- Ja już nie mogę. Zaraz się rozpłaczę. Dawniej były to najbardziej dyskretne listy miłosne, zaś później także służyły jako sposób przekazywania sobie wiadomości w czasie wojen, ponieważ nikt nie mógł mieć pewności, czy dany owad jest zwyczajny, czy też pełni rolę przewoźnika. – kobieta wpatrywała się w Syriego jakby właśnie wyznał jej niespodziewanie miłość przed cała klasą.
- Zaklęcie, Black... – wydusiła odsuwając się od niego, jakby mógł zarażać swoim dziwnym zachowaniem.
- Ale kiedy on się dotyka! – nauczycielka poczerwieniała ze złości – Drakonifilitus! – powiedział szybko chłopak zataczając dłonią młynek w powietrzu i kończąc to gestem przypominającym ukłon, który stanowił ruch nadgarstka przy rzucaniu tego czaru. Mogę już siadać?! Bardzo proszę, jeśli on jeszcze raz coś zrobi to ja dostanę krwotoku! Albo gorączki, albo nawet zacznę śpiewać hymn pochwalny Merlina!
- Black... – profesorka wskazała mu krzesło – Usiądź, albo lepiej idź do Skrzydła Szpitalnego i niech dadzą ci coś na uspokojenie. Jeśli trzeba wezwie się kogoś ze Świętego Munga, ale błagam... Nie przychodź na moje zajęcia póki ci nie przejdzie, bo zaraz nie wytrzymam i dyrektor porozmawia z tobą osobiście! – kruczowłosy chyba nadal nie wiedział, o co chodziło. Patrzył na nią czekając nadal, na nie wiadomo, co – NATYCHMIAST, BLACK! – wrzasnęła wskazując palcem drzwi. – A kiedy wyzdrowiejesz przygotujesz zajęcia i napiszesz mi referat na temat transmutacji belistycznej! – Syri odrzucił ruchem głowy włosy do tyłu i podszedł dumnie do swojej ławki. Zabrał rzeczy i stanął przy drzwiach.
- I tak jeszcze tu wrócę! – powiedział urażony i wyszedł zamaszyście zarzucając torbę na ramię. Nauczycielka miała chyba ochotę go rozszarpać, a mi było jeszcze bardziej głupio niż wtedy, gdy zaczynałem się drażnić z chłopakiem. Zachowywał się naprawdę dziwnie i nawet Sheva uznał, że nie było to dobrym pomysłem, by wyzywać go na pojedynek do tego stopnia zacięty. Teraz miałem tylko nadzieję, że jakoś zdołam to naprawić, a Syri dojdzie do siebie i ubłaga McGonagall by zapomniała o tym dziwnym zachowaniu. Gorzej mogło być z roześmianymi i zwiniętymi w pół chłopakami. Dziewczyny płakały ze śmiechu nie mogąc powstrzymać dzikich napadów. Tylko profesorka była tak wściekła, że od razu wstała chodząc nerwowo po klasie. Chłodnym, ostrym głosem zaczęła wykładać temat, a sądząc z jej zachowania można było spodziewać się testu już na następnych zajęciach. Sam przed sobą zaklinałem się, iż więcej nie użyję tak głupich metod flirtu na odległość w przypadku kruczowłosego, jak i nikogo innego.

wtorek, 22 kwietnia 2008

Pojedynek

8 luty

Przez ostatni tydzień żyłem niemal spokojnie, pomijając, co miesięczną udrękę, i nie spodziewałem się, że skończę jako sekundant w jakimś absurdalnym pojedynku przyjaciół. Nie zdziwiłbym się gdyby to James planował rozstrzygać głupie spory w tak bezsensowny sposób. Prawda była taka, że dla Syriusza stanowiło to kwestię honoru, zaś dla Shevy było rozrywką. Mnie zostało wyłącznie pogodzić się z tym faktem i brać dosyć bierny udział w ich potyczce. Nawet nie wiedziałem, na czym ma polegać, co utrudniało dostrzeżenie swojej własnej roli w tym wszystkim. Chyba nawet nie chciałem jej znać. Andrew jako kopalnia ‘pomysłów niemożliwych’ był przerażający, zaś Black chcąc się wykazać, czy coś udowodnić gotów był na wszystko.
Nasza sypialnia wyglądała na opustoszałą, kiedy zabrakło Pottera, który rozkoszował się randką z Niholasem, czy Pettigrew, któremu trafiło się sprzątanie klasy historii magii z Narcyzą Black. Raczej nie planował wepchnąć Ślizgonki w wielkie wiadro mazistej cieczy Irytka, ale skończyło się tym, że oboje ubrudzeni po czubek głowy wypłynęli z olbrzymiego naczynia, gdy duch popchnął je niby przypadkiem i zalał połowę sali lekcyjnej. To dawało chłopakom przewagę w posiadaniu wolnego czasu i pokoju na wyłączność.
- Panie, panowie i wszyscy zebrani – jasnowłosy mógł sobie to podarować biorąc pod uwagę, że było nas wyłącznie trzech – Spór toczy się o pozycję w związku. Z jednaj strony mamy wielokrotnego, wprawnego i nie dopieszczonego uke, czyli mnie! Zaś z drugiej, chwilowego, niedoświadczonego i równie wyposzczonego seme, tak, więc Syriusza. Pojedynek toczy się do wytypowania zwycięscy. Wygrywa ten, który przejmie kontrolę nad drugim i przez piętnaście sekund zdoła panować nad pocałunkiem. Wszelkie chwyty dozwolone, jednak w granicach rozsądku. Remus, jako automatyczny stoper będzie domierzał nam czas. – patrzyłem to na przyjaciół z mieszanką zaskoczenia i lekkiego poirytowania. Nie wiedziałem, dlaczego Syriusz będąc moim chłopakiem miał udowadniać cokolwiek, a tym bardziej tak, a nie inaczej. Nawet nie chciałem myśleć o tym, jak chaotyczne i namiętne będą ich pocałunki, jeśli stawką była pozycja, jaką mieliby zajmować. Dla Syriusza nie stanowiło to chyba większego problemu, ponieważ mimo początkowego zdziwienia wydawał się pewny siebie. Przeciągnął się i wyluzował.
- Ja jestem gotów. Powiedz tylko, kiedy. Będziesz jeszcze prosił bym nie przestawał! – odchrząknąłem sprowadzając go na ziemię. Zmieszał się i uśmiechnął przepraszająco. Nie podobało mi się to, jednak nie miałem wyjścia. Spór nie dotyczył mnie, więc może rzeczywiście miał jakiś większy sens, którego nie pojmowałem.
- Miejmy to za sobą – bąknąłem mało entuzjastycznie. Chłopcy ustawili się naprzeciwko siebie i wystarczyło jedno ‘już’ by rzucili się na siebie. Wyglądało to bardziej na walkę zapaśniczą niż chęć całowania. Sheva próbował przytrzymać jakoś Blacka, zaś ten postawił w pierwszej kolejności na pocałunki. Miałem ochotę roześmiać się głośno widząc miny, jakie robili. Już nawet nie wiedziałem, który pociągnął, którego, kiedy nagle uklęknęli splecieni ze sobą. Andrew wykorzystał zmianę pozycji. Oparł się ciałem o Blacka i umiejętnie sięgnął jego ust.
- Jeden, dwa, trzy – zacząłem liczyć i równie szybko skończyłem, gdyż Syri uwalniając się od niego upadł na plecy ciągnął za sobą Shevę. Lekko zdziwiony nastolatek nie zareagował, kiedy został pchnięty na ziemię, zaś Syriusz usiadł na jego brzuchu. Złapał go za policzki i zaczął całować. Zajęło mu to osiem sekund, jako że w tamtej chwili Ukrainiec wierzgnął mocno, a Black stracił równowagę. Ich szarpaniny trwały dłużej niż same konkretne sytuacje. Bardzo szybko nabrali rumieńców i dyszeli ze zmęczenia. Zaciekła walka i sam sposób, w jaki mieli sobie coś udowodnić wpływał na ich organizmy w dostatecznie męczący sposób. Padali powoli obaj. Black pozwolił sobie na odpoczynek przez dziesięć sekund, po których złapał Andrew za ręce i odepchnął od siebie. Tym razem to ponownie blondyn był na dole. Kruczowłosy zmienił pozycję. Teraz klęczał nad leżącym chłopakiem ze stopami pomiędzy nogami tamtego. Uniemożliwiał mu tym samym szarpanie nimi. Ręce złapał mu mocno nad głową i mocno przytrzymał. Było to widać po zbielałych palcach i zaczerwienionych dłoniach Shevy. Tym razem Black nie czekał na to, aż opadnie z sił. Momentalnie zaatakował wargi szarpiącego się nieudolnie chłopaka. Powoli rozpocząłem liczenie, a z czasem protesty słabły.
- osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście... – teraz Andrew wydawał się już poddać i jedynie czerpać jak najwięcej dobrego z wymuszonego, mimo wszystko, układem pocałunku. – Piętnaście! – skończyłem wyraźnie by Syriusz wiedział, że ma natychmiast przestać. Kiedy dawał odetchnąć zielonookiemu był uśmiechnięty i miałem nadzieję, że jedynie z faktu wygranej. Westchnął ocierając czerwone usta i zlizał widniejącą na nich ślinę. Ukrainiec nie bawił się w okazywanie smutku po przegranej. Zamruczał nie podnosząc się z dywanu i wpatrując w sufit.
- Kiedyś muszę pobawić się tak z Fabienem... – westchnął – On ma więcej siły, więc od razu mnie unieruchomi... Może nawet podrzucę mu cichcem kajdanki, żeby narobić mu ochoty na coś perwersyjnego...
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że dałeś mi wygrać? – Black wydawał się tym trochę zaniepokojony.
- Nie. Oczywiście, że nie. Zwyciężyłeś w uczciwej walce i możesz dominować do woli. Żałuję tylko, że nie postawiłem na dłuższy czas pocałunku. Było całkiem przyjemnie, a od dawna nie miałem, z kim się tak zabawiać. – Syriusz znowu się wyluzował i podszedł do mnie pewnym krokiem.. było widać, że oczekuje nagrody za swoje osiągnięcie. Nie liczył na to, iż dostanie ją od razu. Sam postanowił się o nią upomnieć. Stanął przede mną i błogim uśmiechem na twarzy o proszącymi oczyma.
- Andrew, mógłbyś wyjść? Remi mi się zawstydzi...  – nawet o tym nie pomyślałem, jednak chłopak miał rację. Gdyby zaczął się przytulać w czyjejś obecności krępowałbym się i nabrał rumieńców, które i tak nie mogły mnie ominąć. Szaman szybko opuścił pokój dając nam czas dla siebie i odrobinę prywatności. Kruczowłosy wyglądał na jeszcze bardziej chętnego niż chociażby kilkanaście chwil wcześniej. Uśmiechał się specyficznie i objął mnie kładąc dłonie na pośladkach.

- Sheva przypomniał mi, że od dawna nie kosztowałem najsłodszego ciastka, jakie chodzi po szkole. Tak być nie może, a ja jestem teraz bardzo głodny... – oblizał się na pokaz i sięgając mojej szyi zaczął ja ssać i przygryzać. Chciałem zrobić coś dla niego, więc wsunąłem dłonie pod jego ubranie palcami drapiąc brzuch. Odsunął się odrobinę i zajęczał z aprobatą. Pocałował mnie, co sprawiło, że miałem teraz świadomość tego, jak dobrze musiało być Andrew na początku. Zawsze słodkie wargi, tym razem miały na sobie smak moreli. Zapewne właśnie on zniewolił blondyna tak, iż nie był w stanie normalnie odpowiadać na ataki i w końcu się poddał.
- Remi?
- Tak? – wystarczyło mi samo to, że staliśmy blisko siebie, zaś Black ocierał się lekko by zwiększyć intymność naszego zbliżenia.
- Chcę abyś mnie uwiódł. – omal nie zakrztusiłem się przełykaną śliną. – Ja będę udawał, że nic nas nie łączy, a ty postarasz się mnie zwabić. Jak światło ćmy, a kwiaty pszczoły. Taka mała gra dla dodania życiu różnorodności i wzbogacenie naszej wspólnej energii, o dodatkowe jej pokłady. Proszę, proszę, proszę... – zrobił słodkie oczka i nie potrafiłem odmówić. Nie miałem pojęcia, jak miałbym go kusić, wabić i uwodzić, ale zawsze mogłem rozwinąć tym samym moją wiedzę o tym, co chłopak lubi, co mu się podoba, a co doprowadza go do pozytywnego szału. Nie była to w prawdzie wiedza książkowa, którą powinienem przyswajać po każdych zajęciach w szkole, jednak mogła być przydatna. Widziałem, jak szczery i chętny do wszystkiego jest Sheva. Nie przejmował się niczym i co krok chciał więcej różnorodności, kiedy nie miał przy sobie ukochanego. Każdy go lubił, zaś ja możliwe, że skrycie podziwiałem. Miał odwagę związać się z o wiele starszym od siebie mężczyzną i zakochać się w nim od pierwszego wyjrzenia, mało tego, wyłącznie w gazecie. Był niesamowity i mógł mi pomóc w zdobyciu Syriusza po raz kolejny.
- Zgadam się – powiedziałem bez dłuższego zastanowienia, kiedy rozważyłem wszystkie za i przeciw. – Zaczynamy od jutra!

niedziela, 20 kwietnia 2008

Wings

2 luty

Po spokoju, jaki miałem przez ostatnie dwa miesiące, kiedy to mogłem do woli leżeć w łóżku w domu, zamiast cierpieć udając, że nic mi nie jest, nadszedł dzień kolejnej już przemiany w szkole. Tych nie lubiłem najbardziej. Wszędzie było głośno, przyjaciele starali się zachowywać w miarę spokojnie, byleby ulżyć mi w moich bliżej niezidentyfikowanych dolegliwościach. Najgorzej było to znosić Potterowi, który zawsze wtedy był pełen energii i miał ochotę przekrzykiwać wrzawę korytarzy. Syriusz znowu opiekował się mną w miarę możliwości, jednak na lekcjach było to mało możliwe, zaś na Lataniu w ogóle bezowocne. Tutaj cudem byłoby, gdybym zdołał utrzymać się na miotle przez chociażby trzy minuty, a o oderwaniu się od ziemi we właściwy sposób nie było mowy. Z ironią stwierdzałem, że stęskniłem się za tym cudownym bólem wewnątrz, jakby ktoś wiązał moje wnętrzności na coraz to ciaśniejszy supeł. W głowie brzęczał mi rój pszczół, z czego, każda walczyła chyba z dwoma szerszeniami i nie zwracała nawet uwagi na to, że znajduje się wewnątrz mojej czaszki, którą zaraz rozsadzi.
Zamknąłem oczy i z trudem je otworzyłem patrząc tępo w twarz nauczyciela, który nie wyglądał na zachwyconego tym, iż nie uważam na zajęciach, podczas kiedy cała reszta posłusznie unosiła się wysoko nad ziemią. Nie rozumiałem z początku, o co chodzi nadal sięgając wzrokiem niesamowicie błękitnych tęczówek. Były niewiele ciemniejsze od śniegu, który stopniał już tydzień wcześniej. Mężczyzna kiwnął palcem by Gryfoni i Puchoni zaczęli ćwiczyć. Skrzyżował ramiona na piersi milcząc dłuższą chwilę. Byłem na wpół nieprzytomny i co raz widziałem, jak Black zamiast wykonywać skomplikowane przewroty obserwował, co się stanie.
- Rozumiem, że czujesz się nienajlepiej... – Reijel wydawał się nie mieć sił nawet by na mnie krzyczeć – Ale jeśli czegoś nie zrobię to podważysz mój autorytet. Te podkrążone oczy i blada twarz sprawiają, że wyglądasz jak śmierć, a nie dwunastoletni uczeń, a ja nie mogę pozwolić sobie na współczucie nawet w takiej sytuacji. – mimo to nie zapowiadało się na burę – Podejdź. – nakazał, a ja chwiejnym krokiem zrobiłem krok do przodu i runąłem twarzą w przód. Profesor, który mnie złapał chyba właśnie na to liczył. Poczułem ssanie w żołądku, kiedy mnie podnosił. Zamknąłem oczy by nie patrzeć na połowę mojego roku, która z pewnością przyglądała się wszystkiemu kpiną, zazdrością, złością, bądź zupełnie innymi emocjami.
- Ja... – jęknąłem niedosłyszalnie, nie wiedząc, co chciałem powiedzieć.
- Potter! Prowadzisz zajęcia i podnoszę ci stopień na koniec, jeśli dobrze ci pójdzie! – rozradowane wycie okularnika dało się słyszeć chyba na całych błoniach, a zaraz potem jego zarozumiałe rozkazy wydawane innym.

Byłem wyjątkowo zmęczony i nawet nieświadomie oparłem głowę o tors nauczyciela. Był znacznie większy od Syriusza i czułem to już w chwili, kiedy wziął mnie na ręce. Nie patrzyłem na nic, jednak poczułem, że zimne powietrze zamienia się w ciepłe, a słońce nie raziło mnie po oczach. Oddech mężczyzny świszczał blisko mojego ucha, kiedy straciłem świadomość. Wydawało mi się, że czuję liźnięcie na muszelce, jednak tego nie byłem pewien.
Otworzyłem oczy, kiedy gorący, suchy wiatr drażnił całą moją twarz. Pisnąłem, gdyż piasek podrażnił mi je. Nieśmiało uchyliłem powieki po raz kolejny. Ubrany w długi, jasny płaszcz z kapturem na głowie jakimś cudem szedłem pustynią, a w koło nie było nic prócz piasku. Dostawał się wszędzie i ranił moją skórę otarciami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem we śnie, jednak od dawna nie miałem już żadnych tego typu, więc zaskoczony nie potrafiłem przywyknąć do istnienia w jego wnętrzu. Ciemne, rdzawe kształty zamajaczyły w oddali i z każdym krokiem stawały się wyraźniejsze i bliższe. Rozpoznałem liczne kolumny, które wydawały się wieżyczkami zakopanego w piasku zamczyska. Wyniszczone przez wiatr nabrały kształtu włóczni. Żłobienia w kamieniu wydawały się kołyskami wypalonymi przez deszcz. Właśnie wtedy poczułem ból na policzku. Z nieba spadały wielkie krople niszcząc wszystko w koło. Piekły moją skórę w miejscu gdzie opadły. Przestraszony dotknąłem jednej z nich na mojej twarzy. Czerwień na palcach wyglądała jak krew. Popatrzyłem do góry przerażony, jednak nie dostrzegałem nic poza spadającym szybko deszczem. Krwawe plamy wsiąkały w piasek, który zachłannie je przyjmował zmieniając barwę. Po kolumnach spływały powoli ciemno czerwone smugi. Krzyknąłem, kiedy mój świat wydawał się tonąć w krwawych łzach z nieba. Skupiłem się kryjąc głowę. Drżałem i nie potrafiłem przestać. Zupełnie niespodziewanie przestałem zatapiać się w piachu Czułem stabilny grunt i zapach łąki zaraz po deszczu. Szybko podniosłem się patrząc na szkolne błonia. Było ciemno i chłodno. Na środku polany w świetle bijącym od księżyca w pełni stał mężczyzna. Przeraziłem się, jednak nie przemieniałem mimo blasku pełnej twarzy mojego oprawcy. Z początku myślałem, że dostrzegam Reijela, jednak szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Podchodząc bliżej widziałem czarne włosy osłaniające nawet barki nieznajomego, koszulkę dokładnie przylegającą do dosłownie idealnej piersi oraz obcisłe spodnie, równie mocno uwydatniające proporcjonalne ciało. Sam nie wiem, czemu, ale jego szczupłe, wąskie biodra i wspaniale wykrojona linia talii przyciągały mój wzrok sprawiając, że serce biło szybciej.
- Syriuszu? – oprzytomniałem widząc jak się porusza. Uchyliłem usta łapiąc szybko powietrze. To naprawdę był on, chociaż starszy o kilkanaście lat. Moja fascynacja była teraz jeszcze większa.
- Remusie? – rozejrzał się w koło, jakby usłyszał mój głos. Nagle jego przystojną, piękną twarz wykrzywił potworny grymas bólu. Zgiął się w pół krzycząc potwornie głośno. Z jego pleców coś zaczynało wyrastać. Nagle ciało zostało rozerwane. Nie mogłem nawet krzyczeć przerażony i sparaliżowany tym wszystkim. Wielka kudłata głowa wyłoniła się z ciała kruczowłosego. Rozwarła pysk wyjąc głośno, a wielkie szpony rozdarły cały bok chłopaka. Patrzyłem na to, co się działo płacząc cicho. Martwe, ciało opadło w kawałkach na ziemię i znikło. Bestia wydawała się uśmiechać do gwiazd z uniesioną wysoko głową.
Niespodziewanie moje łzy obeschły same, a krajobraz zmienił się ponownie. Stojąc na kamiennej podłodze otoczony marmurowymi ścianami patrzyłem przez jakąś szybę na wnętrze podobnie urządzonej komnaty. Rzeźbiony tron stał na jej środku pod ścianą. Siedział w nim szczupły mężczyzna o dostojnej poważnej twarzy. Wyraźne rysy twarzy dodawały mu kilku lat, podobnie jak zarost. Krótkie brązowe włosy sterczały do góry, chociaż powodowało to wrażenie tym większego majestatu. Zadbana dłoń zaciskała się na oparciu, przez co żyły zostały wyraźnie uwydatnione. Widać było, że stał wysoko w hierarchii. Za nim wyprostowany młodzieniec w kapturze obserwował bystrymi, zielonymi oczyma dwóch chłopców klęczących przed tronem. Jeden ciemnowłosy, wysoki o dużych ciemnych oczach marszczył czoło i ranił nadgarstki o czarne łańcuchy, które pętały go na przegubach, szyi i kostkach. Starał się sięgnąć dłoni towarzysza, ślepo zapatrzonego w majestatycznego mężczyznę. Niebieskooki arystokrata wstał z miejsca stając przed nimi. Żywiołowy chłopak w końcu zdołał dosięgnąć palców blondyna. Niższy chłopiec oprzytomniał. Obrócił minimalnie głowę patrząc swoimi niemożliwie błękitnymi oczyma na ślady po łzach kompana. Obaj przykuci, nie mogąc się ruszyć czerpali siłę z jakiś nieznanych źródeł. Monarcha odezwał się, jednak nie słyszałem ni słowa. Widziałem wyłącznie ruchy jego ust. Zadał pytanie i otrzymał odpowiedź, zapewne będącą warknięciem pełnym odrazy od ciemnowłosego. O wiele delikatniejsza była twarz jasnowłosego, który teraz starał się uniknąć wzroku mężczyzny.
Wszystko inne potoczyło się zaskakująco szybko. Arystokrata machnął ręką, a zakapturzony młodzieniec podał mu metalowy pazur i wyszedł z komnaty na prośbę przełożonego. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Kasztanowowłosy podszedł do wyższego chłopaka i złapał go mocno za twarz. Przeciął jego policzek, a krew puściła się z niego momentalnie. Blondyn zaczął łkać, jednak nie miało to znaczenia. Dostrzegłem z trudem, jak mężczyzna nacina swój kciuk i przykłada do rany zadanej wcześniej. Wyszeptał coś i odsunął się, gdy ciemnooki krzyknął a z jego ramion wyrosły wielkie, czarne, smocze skrzydła pokryte cienką błoną. Wszystkie łańcuchy popękały uwalniając go. Opadł na kolana dysząc ciężko, podczas gdy wysoko postawiony człowiek podchodził do blondyna. Pełne zaskoczenia i niepewności oczy wodziły to po nim, to zaś po towarzyszu, który powoli odzyskiwał siły. Jasna dłoń pogładziła wilgotny policzek. Mężczyzna zamknął oczy sięgając jasnych ust. Całował go, a z drobnych pleców wybiły się białe, duże skrzydła. Znikły podobnie, jak tamte czarne, zaś między blondynem, a niedawnym oprawcą ciągnęła się nitka śliny. Mężczyzna otarł usta i uśmiechnął się delikatnie. Najwyraźniej łamiąc prawo wyrażał zgodę na związek tych dwoje. Przytuleni do siebie chłopcy wydawali się wdzięczni, chociaż jasnooki wydawał się trochę smutny. Zapewne nie rozumiał poczynań znanego mu mentora, jednak nie musiał.
Obraz rozwiał się, a ja czułem, jak tym razem to moje usta są nakrywane przez kogoś. Otworzyłem oczy patrząc na Reijela. Nie rozumiałem, jakim cudem moje ciało mogło odczuwać coś, co nie miało miejsca. Nauczyciel bynajmniej nie wydawał się zadowolony tym, że w końcu oprzytomniałem, bądź moją utratą przytomności. Nad nim stała pani Pomfrey, co dawało mi pewność, że do niczego w rzeczywistości nie doszło. Miałem dosyć i chciałem by było już po wszystkim.

 

  

czwartek, 17 kwietnia 2008

Kokosowa przygoda

31 styczeń

Musiałem przyznać z czystym sercem, że czasami zaskakiwałem samego siebie. Na samym początku byłem niesamowicie wstydliwy, jednak im dłużej przebywałem z Syriuszem, a on dawał mi okazję do dominacji moje zażenowanie stawało się coraz mniejsze. To tłumaczyło chyba w pewnym stopniu zachowanie Blacka, który potrafił doprowadzić mnie do szczytu skrępowania samemu zachowując pokerową twarz. Najwyraźniej sama możliwość dominacji w związku robiła już swoje. Zachęcony ostatnimi reakcjami kruczowłosego pewniej podchodziłem do naszych pieszczot. Miałem ochotę zajmować się nim tak samo jak on mną, chociaż kiedy Syri był chętny, to ja nie musiałem aż tak uważać na to jak daleko się posuwam. Moje własne ograniczenia były wystarczające.
Podałem chłopakowi kolejną czekoladkę i kremem kokosowym i zlizałem z jego warg pozostałości słodkiej masy, a sam włożyłem sobie do ust drugą połowę. Syriusz nawet, jeśli w rzeczywistości nie przepadał za słodyczami to jadł je bardzo chętnie. Sam nie mogłem rozgryźć czy ma do nich słabość, czy tylko stara się zadowolić mnie. Oblizałem wargi i popatrzyłem jak niesamowicie dobry krem niemalże wypływa z rozgryzionej pomadki. Siedząc na biodrach leżącego na łóżku chłopaka widziałem to dokładnie. Nawet nie miałem pojęcia, kiedy wpadł mi do głowy dosyć dziwny sposób zabawienia się łakociem i równocześnie umilenia popołudnia kruczowłosemu.
Poprawiłem się na jego ciele i podniosłem jego koszulkę. Black drgnął i popatrzył na mnie zaskoczony. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, jaki cisnął mi się na twarz. Odsłoniłem całą jego pierś zdejmując z niego ubranie wyłącznie do ramion. Musiał unieść ręce i nie ruszać się gwałtownie by przypadkiem nie opadło. Tym razem to on wykazał się inwencją twórczą i założył podkoszulek za głowę. W jego oczach widziałem, że nadal nic nie rozumiał. Posłusznie pomagał, jednak nie miał pojęcia, w co chcę się bawić.
Podałem mu czekoladkę, którą rozgryzł. Nie pozwoliłem by krem wypłynął. Dopiero nad piersią chłopaka przechyliłem łódeczkę z czekolady, a zawartość wylała się na jego skórę. Kruczowłosy zadrżał do tego stopnia, że podskoczyłem na jego biodrach. Na lekko opalonej twarzy pojawił się wielki rumieniec, który nagradzał moje starania. Nie pomyślałbym, że Syri może wyglądać tak słodko, kiedy się zawstydzi. W prawdzie widziałem go nie raz z wypiekami na policzkach, jednak w porównaniu do tego, były niczym. Przygryzłem wargę by nie reagować na to zbyt gwałtownie i zjadłem pustą czekoladę zaczynając kolejną.
- Remi... C... Co ty robisz? – chciałem zawyć słysząc jak trząsł mu się głos. Coraz bardziej kochałem taką a nie inną rolę w naszym związku. Ogromna chęć zabawienia się kosztem chłopaka wracała po raz kolejny. Odchrząknąłem cicho i oblizałem wargi.
- Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Będzie ci przyjemnie, zaufaj mi... – z trudem zachowałem spokój i nie pozwoliłem sobie na jąkanie. Kruczowłosy wyglądał na jeszcze bardziej zawstydzonego, niczym dziecko w piaskownicy pełnej rówieśników.
Ostrożnie i dokładnie kreśliłem kremem wzory na jego skórze. Nie chciałem nawet myśleć, co mogłoby przyjść do głowy komuś, kto wszedłby teraz do pokoju. Biorąc pod uwagę to, ze byłem na biodrach Blacka, a jego pierś pokrywała kokosowa maź jakoś jednoznacznie mi się kojarzyło i dlatego odpychałem to od świadomość najdalej jak mogłem. Efekt końcowy mnie zadowalał. Zawijasy nie wychodziły poza bezpieczny obręb i omijały sutki chłopaka, a sam wiedziałem, że są jednym z wrażliwszych punktów. Wszystko sięgało do pępka i obojczyków. Postarałem się by moja kompozycja przypominała zawijane pnącza z pączkami na końcach, gdzie nakładałem więcej kremu.
W końcu, kiedy zjadłem już ostatnią część czekolady pochyliłem się nad przyjacielem zastanawiając, od której strony powinienem zacząć. Wyobraziłem sobie, że mam tylko oblizać talerzyk z pozostałości po ciastku, nie zaś pozbyć się słodyczy z ciała ukochanego. Zrobiłem głęboki oddech i uchyliłem usta. Zawahałem się, a Syriusz zadrżał czując mój oddech. W końcu zebrałem ustami jedną z większych plamek kokosu. Przesunąłem się odrobinę niżej robiąc to samo. Dopiero, kiedy w taki sposób zjadłem część słodyczy językiem zlizałem jej pozostałości. Kruczowłosy zaciskał mocno oczy i wyginał się starając nie wydawać żadnych odgłosów. Z tym większą chęcią zbierałem wargami i językiem wyśmienity krem z jego ciała. Delikatna skóra i jej przyjemny, waniliowy zapach idealnie pasowały do substancji, jaką była pokryta. Zapomniałem całkowicie o wszystkim z wielką rozkoszą poddając się umiłowaniu do łakoci. Nigdy wcześniej nie spodziewałem się, że moja słabość do czekolady i wszelkich słodyczy zdoła mnie tak zmienić. Gdyby nie ona z pewnością nie byłbym chętny do wodzenia po piersi Blacka wargami, tym czasem teraz nie potrafiłem się od niej oderwać. Musiałem poczuć, że nic więcej nie zdziałam, by przenieść się na inne miejsce.
Z żalem stwierdziłem, że poszło mi zbyt szybko i nie zostało mi już więcej nic. Black nadal starał się uspokoić i opanować, kiedy ja w końcu zszedłem z niego obrzucając jego pierś ostatnim, tęsknym spojrzeniem. Kruczowłosy wiedział, że nie zostawię go tak na pastwę losu, więc nie reagował, kiedy poszedłem do łazienki.
Zabrałem ręcznik i namoczyłem go dokładnie z jednej strony. Musiałem zmyć z chłopaka to, czego nie dało się zlizać. Był już całkiem spokojny, kiedy wróciłem, chociaż czerwień nadal nie zeszła z jego twarzy. Sam obmyłem jego ciało, kiedy siadał w dalszym ciągu zaskoczony moim pomysłem. Zacząłem go wycierać i właśnie wtedy Sheva wszedł do pokoju z trudem powstrzymując śmiech. Na pewno nie wiedział, co robiliśmy, ale już sam fakt, iż to ja zajmowałem się Syrim, a nie on mną świadczył o pewnych zmianach.
- Podziwiam, Syriuszu. Podziwiam... – zaczął i widać było, że zamierza trochę się podroczyć. W jego zielonych oczach lśniła chęć zabawy kosztem kruczowłosego i chociażbym chciał nie mogłem zaprzeczyć, że zawsze tak wyglądał, kiedy później zaczynali się sprzeczać o głupoty.
- Nie wiem, o co ci chodzi – Syriusz także wyczuł, że zielonooki zamierzał się podroczyć. Wrodzona ostrożność nakazywała mu chyba zachowywać ostrożność.
- Jak tak dalej pójdzie to jeszcze Remus zdecyduje, że chce dowodzić, a ty zostaniesz zmuszony do uległości – zachichotał – Będziesz wspaniale. Twoje chęci do pieszczot i opanowanie Remiego sprawią, że nawet nie pomyślisz o zmianie. Z resztą idealnie pasujesz na grzecznego i ugodowego chłopca do pieszczenia...
- Jestem Blackiem! – tak jak przypuszczałem Andrew zdołał z łatwością ugodzić w czuły punkt szarookiego – Może nie do końca udanym, ale Blackiem! Mogę pozwalać Remusowi na odrobinę zabawy, ale na pewno nie oddam mu wszystkiego! Z resztą on by nie chciał. – ja sam nie byłem tego pewien, ale widać on wiedział, co mówi.
- Jaaasne. A później okaże się, że grzeczny Syriuszek będzie prosił swoje Remiątko o buziaka i tulenie, bo zajęty nauką słodzik zapomni, że nie rozpieszczał cię przez kilka tygodni...
- Ty nic nie wiesz i nie znasz się na tym! – przewróciłem oczyma widząc zaciętą minę Blacka – Żaden z ciebie seme, więc co możesz wiedzieć?
- Chcesz się przekonać? – z jakiegoś powodu Sheva wydawał się tym zadowolony, jakby wszystko szło według jego planu. – Ustalimy datę i godzinę później! Tylko pamiętaj, że to już pewne i nie możesz odwołać. – Black nie musiał nawet nic mówić, bo już sama mimika stanowiła odpowiedź. Był pewny siebie i chciał udowodnić swoją wartość. Miałem złe przeczucia, co do tego, ale wolałem nie mieszać się w ich sprawy. Ubrałem Blacka, żeby nie zmarzł i pogłaskałem jak dziecko po głowie. Bojowo nastawiony chłopak nie zwracał na to większej uwagi. Byleby tylko jakoś go uspokoić usiadłem przed nim i oparłem się o jego ciało. Sam opatuliłem się jego ramionami i zamknąłem oczy. Podnosząc ręce do góry wsunąłem je w jego włosy i pogłaskałem.
- A gdybym bardzo chciał, też byś mi nie pozwolił? – specjalnie starałem się dobrać jak najbardziej niewinny głos. Syriusz prychnął tylko.
- Porozmawiamy o tym, kiedy będę miał pewność, kto dominowałby w moim związku z Andrew. Ale i tak będę to ja... Chociaż wolę być z tobą niż z nim. Jesteś słodszy i delikatniejszy, i masz wspaniały języczek... – zawstydził mnie tym na kilka chwil. Wolałem by Sheva nie wiedział o tym skąd to stwierdzenie. W ogóle nie chciałbym mówić o tym nikomu, a tym bardziej teraz, kiedy zaczynało mi się to podobać. Chwilowo najbardziej interesował mnie sposób, w jaki oni planowali rozwiązać swój konflikt.

niedziela, 13 kwietnia 2008

Lesson 3 - Gdzie...

29 styczeń

W sypialni było przyjemnie ciepło, mimo że słońce zachodziło i nie dawało zbyt wiele. Byłem jednak zachwycony całą atmosferą, jaka wtedy panowała w pokoju. W towarzystwie Syriusza wszystko miało ogromne znaczenie. Nie liczyło się to czy rzeczy Pottera leżały porozrzucane po całym pomieszczeniu, czy spod jego łóżka wystawały zabrane Pettigrew słodycze, czy nie, a jednak każdy z tych szczegółów stanowił ten niesamowity urok tego miejsca, w którym spędzaliśmy wiele wolnych chwil na beztroskich pieszczotach. Przytulałem się do swojej poduszki, która przesiąkła już zapachem Syriusza. Chłopak obiecał mi, lekcję ‘anatomii przy pieszczotach-wstęp do poznania techniki kochania’. Jakkolwiek głupio to brzmiało to obiecywało wiele słodyczy i bliskości kruczowłosego. Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem na Blacka, który właśnie wszedł do pokoju po zapewnieniu jakiegoś zajęcia chłopakom. Zamruczał przyglądając mi się, a ja nawet nie zdołałem zwrócić na to uwagi przewracając się z boku na plecy. Roześmiałem się tylko, kiedy tupot Syriego był coraz bliżej, a po chwili materac podskoczył zabawnie. Chłopak wskoczył na łóżko i zamiauczał, jak duża kicia otrzepując się. Na czworaka udawał drapieżnika, aż w końcu dobrał się do mojej szyi całując ją tak by jak najbardziej łaskotało. Zacząłem się wiercić i piszczeć roześmiany, aż w końcu przestał. Usiadł normalnie i odchrząknął poważnie.
- Punkt pierwszy naszych zajęć to czułe miejsca. Jak zdążyłeś zauważyć jednym z nich jest szyja. Innym ucho – pokiwał palcem przywołując mnie, jak niegrzecznego ucznia. Podniosłem się przybliżając z ciągłym uśmiechem – Coś pana bawi, panie Lupin? – przedrzeźniał profesor McGonagall, po czym wyciągnął dłoń i pogładził muszelkę mojego ucha i czułe punkty za nią. Zacząłem mruczeć i przymrużając oczy wtuliłem twarz w powoli poruszającą się dłoń, która nie była już w stanie dłużej tego demonstrować.
- Ile jest tych punktów? – przygryzłem wargę wpatrując się w dumnego Blacka.
- Nieskończenie wiele, ale ja wybrałem kilka. Kolejny jest na tym twoim słodkim obojczyku... – naciągając mu koszulę musnął miejsce, które wskazał. Znowu zachichotałem. – Uwielbiam, kiedy reagujesz na mnie tak słodko... Może będę cię uczył tego częściej?
- Nie reaguję na ciebie tylko na łaskotki – Syriusz prychnął i odwrócił się tyłem.
- Później zrobię ci z tego test! Praktyczny – przytuliłem się do jego pleców. Nosem wodziłem po szyi, zaś palcami gładziłem jego ucho. Drugą dłonią sunąłem po obojczyku. Reakcje kruczowłosego mówiły mi, że właśnie zaliczyłem test, który planował zrobić.
- A gdzie lubisz najbardziej? – zapytałem szeptem. Skoro ja czułem się dziwnie zadowolony, kiedy on stosował takie metody, to tym bardziej i ja mogłem to robić. Czułem jak Black zadrżał, kiedy najwidoczniej ciarki przeszły mu po plecach. Chciałem znać odpowiedź na moje pytanie, więc czekałem cierpliwie, aż sobie o nim przypomni. W końcu chyba zrezygnował z chwili milczenia, bo wziął głęboki oddech.
- Na brzuchu. Twoje paluszki są tam jak pocałunki. – zaczerwieniłem się, ale położyłem rękę na piersi chłopaka i przesunąłem nią w dół. Teraz to ja miałem nad nim władzę, a on był malutkim Syriuszem do rozpieszczania. Nawet gdybym mu to powiedział nie zdołałby się wściekać. Był mi całkowicie oddany i postanowiłem, chociaż trochę to wykorzystać. Rozpiąłem jeden guzik białej koszuli i wsunąłem między jej poły dłoń. Syri z pewnością miał ochotę wyszeptać moje imię, ale zasłoniłem mu usta. Dawniej byłby w stanie stawiać opór, jednak teraz stał na przegranej pozycji.
- Syriuszu może znowu będę dominował, co ty na to? Zgodzisz się? – zajęczał i skinął głową będąc gotowym na wszystko. Miałem go w garści, a on potrafiący zlokalizować wyłącznie ruchy mojej ręki na swoich spiętych mięśniach nie potrafił jeszcze zrozumieć, co właściwie się stało. Chciałem pobawić się jeszcze trochę, niestety Potter wpadł do pokoju z miną, jakby wybierał się na wojnę z najgorszym wrogiem.
- U... u... u... – wydusił nieskładnie, jednak powstrzymał się od komentarza. – Jeśli wolno mi przerwać wasze miłosne myzianie... – mój wzrok uświadomił mu chyba, że już je przerwał – W każdym bądź razie Oddziale Specjalny Wielkiego, Wspaniałego, Silnego, Przystojnego, Inteligentnego, Skromnego, Utalentowanego, Wielkodusznego, Napalonego, Natchnionego, Boskiego, Walecznego, Czułego, Dostojnego, Szlachetnego Jamesa Pottera! Idziemy! – Syriusz oszołomiony tym, co usłyszał przestał nawet reagować na mój dotyk. Nawet ja nie czułem ciepła kruczowłosego sparaliżowany słowami okularnika, który chyba dostrzegł, że coś jest nie tak, ponieważ jego energia szybko uleciała.
- No, co? – bąknął obdarzając nas spojrzeniem równie zdziwionym jak nasze. Pokręciłem głową nawet nie wiedząc, co powiedzieć. – To nie zawracajcie mi głowy! Zbierać się! Misja specjalna na nas czeka. Moje kochanie...
- Które? – Syri zapiął się i zaczął poprawiać.
- Jak to, które?! Oczywiście, że Niholas! Chociaż nie powiem, bo jest jeszcze kilku niezłych nawet na trzecim roku... Ale nie o tym mowa! Kinn zniknął! Podobno wyszedł z jakąś dziewczyną i jeszcze nie wrócił. Rozumiecie, co to oznacza? Ona mogła go wykorzystać! – gdybym mógł waliłbym głową o jakiś blat prosząc o litość.
- Nie ma innego wyjścia... – Syriusz podniósł się i wziął mnie na ręce stawiając obok siebie. – Prowadź, J. – westchnął i łapiąc mnie za rękę kiwnął na chłopaka, który ucieszony defiladowym krokiem zakręcił i szybko opuścił pokój. Byłem rozbawiony idąc za nim na korytarze poza Pokojem Wspólnym. Nie wiedzieliśmy nawet gdzie szukać pierwszoklasisty i ile prawdy było w słowach innych osób. Mimo wszystko okularnik wyglądał na przejętego i przeglądał nawet najmniejsze zakamarki.
W końcu została doszliśmy do trzeciego piętra i z radością stwierdziłem, że Potter powoli zaczyna się poddawać, chociaż on sam był prawdziwie załamany. Gdybyśmy w końcu znaleźli Niholasa byłoby łatwiej namówić go do powrotu, niestety nie zapowiadało się to najlepiej. Korytarz był długi i nie chciało mi się po nim błądzić, jednak mając przy sobie Syriusza wydawało się to przyjemniejsze i mniej nużące. Zamknąłem na chwilę oczy skupiając zmysły. Ktoś rozmawiał, z czego podniesiony głos należał bez wątpienia do dziewczyny. Drugi, cichszy był dla mnie jak dotąd niezidentyfikowany. Po pewnym czasie doszło to także do uszu chłopaków. Miałem nadzieję, że w końcu skończy się ta męczarnia z poszukiwaniami i zdołam wrócić do siebie, do miękkiego, ciepłego łóżka i objęć kruczowłosego.
Przyspieszyliśmy. Potter już z daleka rozpoznał ubranie swojego chłopaka, a ja rudą czuprynę Lily. Dziewczyna wpatrywała się z jakimś dziwnym zawzięciem w pierwszoklasistę, a jej dłoń oparta została o ścianę. Już z daleka mogłem zauważyć, że była w bojowym nastroju. Kiedy tylko James podbiegł wystarczająco blisko odsunęła się lekko zmieszana i uśmiechnęła sztucznie, co w jej przypadku dało się zauważyć momentalnie. Coś mi się w tym wszystkim nie podobało, ale zignorowałem chwilowe niepokoje. Okularnik porwał Kinna pod ramię i odsunął od dziewczyny jak najdalej. Mierzył ją wzrokiem matki strzegącej dziecka.
- Co tu robicie? – warknął łypiąc spode łba na rudowłosą, która jednak nie zrażona przybrała minę świętego oburzenia.
- Jak to, co?! Rozmawiamy! Nie powiesz mi chyba, że mi nie wolno?! Pytanie, co ty to robisz i co cię łączy z pierwszoklasistą! – wydawała się dumna, kiedy J. myślał nad odpowiedzią. Nie wtrącałem się i Syriusz również wolał zostać biernym słuchaczem.
- Ja go... uczę! – Potter znowu był dumny z siebie – To oczywiste! Udzielam mu korepetycji, więc chyba muszę się martwić, jeśli nie pojawia się na lekcjach. – mina dziewczyny mówiła sama za siebie.
- Ty go uczysz? Przecież ty nie potrafisz nawet liczyć do dziesięciu...
- Potrafię! – zaczęło się – Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, szeeeeść... – zwolnił – siedem, oooosieeeem... dziewięć i dziesięć! Ha! – znowu miałem ochotę zrobić sobie krzywdę z załamania. Niholas patrzył na niego z mieszaniną podziwu i zaskoczenia, biedak z pewnością nie przypuszczał, że James nie kpił w tej chwili z dziewczyny, ale rzeczywiście udowadniał, że potrafi liczyć. Czasami sam chciałem wiedzieć o nim na tyle mało, by później nie przeżywać chwil wielkiego wstydu za inteligencję przyjaciela.
- Twoja kolej, Evans! Pokaż, że wiesz jak się liczy! – omal nie prychnąłem śmiechem widząc minę prymuski nieprzywykłej do wyskoków okularnika. Odwróciła się na pięcie zdenerwowana.
- Zobaczymy się innym razem, Nihi i pamiętaj, że nie skończyliśmy rozmawiać... – brzmiało to jak groźba, co w tym przypadku było dziwniejsze niż sam fakt całego incydentu. James starał się wyczekać, aż dziewczyna zniknie mu z oczu, jednak o wiele wcześniej zaczął wypytywać swojego aktualnego chłopaka o szczegóły. Koniec końców, nie dowiedział się nic, poza tym, że rozmawiali o kilku sprawach związanych z nauką, przez co Potter postanowił wzmocnić swoją straż przy młodym Gryfonie, czując się zagrożony.

piątek, 11 kwietnia 2008

Kartka z pamiętnika XXVI - Michael

Odwróciłam głowę wpatrując się w głąb ciemnego korytarza na jednym z pięter. Kuląc się pod oknem dostrzegałem zabawne refleksy powoli zachodzącego słońca przebijające się do wnętrza, jednak wydawały mi się żałosne. Za każdym razem, kiedy pomyślałem o tym, co mnie dręczyło miałem ochotę płakać. Sam nie rozumiałem tego do końca. Pragnąłem jak niczego innego na świecie jechać na koncert ukochanego zespołu. To on sprawił, że zginąłem w głębokiej czerwieni i powstałem pośród niekończącego się deszczu. Gdy drzewa rozkwitały na wiosnę, a przepiękny zapach unosił się w powietrzu radując serce, ich muzyka sprawiała, że moja dusza rozkwitała wraz z naturą. Każda pora roku wiązała się z nimi, z inna piosenką, z czymś niesamowitym. Drżałem na sama myśl, że mając możliwość usłyszenia na żywo cudownego głosu wokalisty, który wywoływał u mnie reakcje zbliżone niemal do orgazmu, nie będę mógł tego zrobić. Nie zobaczę szaleństw perkusisty, jego orgii przed pianinem, niesamowicie seksownego basisty i obłędnego gitarzysty. Słuchanie ich muzyki było dla mnie jak masturbacja i nawet wiedząc, jak wulgarnie brzmią te słowa nie potrafiłem dobrać innych, które byłyby w stanie tak dokładnie określić kłębiące się we mnie uczucia. Byli moja obsesją, manią i życiem. Ubóstwiałem ich i mógłbym stawiać pałace gdzie kultywowałbym ich pamięć, muzykę i samych członków zespołu. Z całego serca pragnąłem usłyszeć jak krzyczą do mikrofonów, jak biegając po scenie z szerokimi, obłędnymi uśmiechami. Nikt nie potrafił zrozumieć mojego bólu związanego z tym, że chociaż mieli być tak blisko ja miałem ich nie zobaczyć. Tylko wokalista potrafił. Sam przeżywał podobne załamania związane ze swoją pasją do muzyki. Pisał o tym i kiedy to czytałem byłem w stanie wyczuć jego żal i prawdziwe intencje. On wiedziałby, co przeżywam, jednak teraz nie mógł nawet przypuszczać, że coś takiego dzieje się w sercu jakiegokolwiek fana.
Mimo własnego trzęsienia ziemi, które zachwiało całym moim życiem reakcje świata codziennego docierały do mnie wyraźnie i jasno. Nie spodziewałem się nikogo w tym rejonie, a jednak wyraźnie słyszałem kroki. Ciche, spokojne, miarowe, chociaż niepewne. Znałem ten chód aż za dobrze i dziwiło mnie to jeszcze bardziej. Pośród mojego rozdrażnienia i załzawionych oczu na myśl o beznadziejności mojego życia, ten odgłos przerażał mnie i sprawiał, że drżałem. W codziennym gwarze nie mogłem zwrócić na to uwagi, jednak teraz chociażbym nie chciał, to jego kroki odbijały się po całych pustych zakamarkach korytarza. Z jakiegoś powodu zacząłem się zastanawiać, czy nie odepchnąłem go tylko, dlatego, że bałem się uciszenia bólu spowodowanego wiadomością o koncercie i tym, że zawiodłem nie mogąc jechać. Czułem, że prawdziwy fan zdobyłby pieniądze i pojechał chociażby nielegalnie i miałem taki zamiar, chociaż zupełnie nie potrafiłem znaleźć środków.
Na końcu korytarza pojawił się Gabriel. Uśmiechnąłem się mimowolnie mając pewność, że wiem o nim niemal wszystko. Myślałem, że odwróci się, lub chociażby zdziwi moja obecnością. To ja byłem zaskoczony widząc jak podchodzi. Kręcił delikatnie biodrami, hipnotyzował mnie tym i usypiał. Zawsze lubiłem, kiedy to robił podniecała mnie sama myśl o tym, jak dobrze znam strukturę tych części jego ciała. Moje zaskoczenia było jeszcze większe, kiedy stanął przede mną zamiast odejść i patrzył wielkimi oczyma w moje.
- Kogo szukasz? – zapytałem najchłodniej jak mogłem siląc się dodatkowo na obojętność. Wydawał się powstrzymywać złość i wiele innych emocji. Wyciągnął przed siebie dłonie całe w plasterkach i nakłuciach. Trzymał w nich pudełko, które najwyraźniej chciał mi dać. Zmierzyłem go wzrokiem by mieć pewność, że nic mnie nie zaatakuje, kiedy je otworze. Niepewnie wziąłem z jego rąk podarunek, ale nie siliłem się na podnoszenie z miejsca. Powoli uniosłem wieczko zerkając do środka. Wypadło mi z rąk, kiedy dostrzegłem to, co kryło. Z pudełka patrzyły na mnie starannie wykonane maskotki pięciu członków ukochanego zespołu. Sposób, w jaki je uszyto wyraźnie wskazywał na to, iż to Gabriel sam wykonał je dla mnie, a jego poranione dłonie potwierdzały to tak mocno, że nie mógł zaprzeczyć. Spojrzałem na niego. Odwrócił głowę w bok i starał się udawać, że mu nie zależy, ale widziałem, że powstrzymywał łzy, jak zawsze. Wpatrywałem się jeszcze dłuższą chwilę w coś tak pięknego, że niespodziewanie ból związany z tym, iż byłem uziemiony na Francję odszedł. Odłożyłem ostrożnie pudełko i zerwałem się obejmując chłopaka z całych sił ramionami. Właśnie pozbyłem się wszystkich problemów. Udowodnił mi, że mogę na nim polegać i, że chciał mnie zrozumieć. Odsunąłem się od niego i złapałem za rozgrzane policzki. Już nie liczyło się to, co mówiłem, czy tamta kłótnia. Pocałowałem go mocno i zachłannie by poczuć go przy sobie. Jak najbliżej. Zacisnął dłonie na mojej koszulce, a wilgoć naznaczyła palec, który znajdował się najwyżej na ciepłej twarzy. Gabriel płakał, co nie zdarzało się często. Nie otworzyłem jednak oczu. Nie lubił, gdy ktoś widział, jego łzy, więc nie chciałem sprawiać mu tym problemów. Wystarczyły mi jego usta, ciepło, drżenie, gdy szlochał i lepka od płaczu ślina. Czułem, jak zgarnia moje ręce i wyciera policzki. Pomogłem mu w tym na oślep i dopiero wtedy oderwałem się przerywając także łączącą nas niteczkę. Patrzyłem w jego już teraz lekko podpuchnięte oczęta. Muzyka była dla mnie lekiem na wszystko, jednak nie myślałem, że same maskotki członków zespołu zdołają zdziałać aż takie cuda. Mimo to nie miałem zamiaru przepraszać za nic, gdyż sam w sobie winy nie widziałem.
- Więc już po wszystkim? – zapytałem przysuwając go najbliżej jak mogłem. Mogłem podniecić się i dojść tylko dzięki temu, dzięki jego biodrom przywierającym do moich i pięknej twarzy – Znowu jesteśmy razem?
- To ja powinienem zapytać! – oburzył się, chociaż głównie po to by ukryć wszystkie uczucia i emocje.
- Więc pytaj – roześmiałem się. W jakiś sposób byłem niesamowicie szczęśliwy i chociaż nadal chciałem jechać na koncert, teraz moje priorytety przycichły – Nie? – wypchnął wargę jeszcze bardziej zły – Dobrze... Już nie będę... Przeszło mi trochę, dzięki tobie – wziąłem do rąk jego dłonie i ucałowałem je. Były naprawdę pokaleczone od igły, ale dzięki temu jeszcze piękniejsze. Zacząłem odklejać każdy plasterek, jednak on protestował.
- N... Nie! – chciał zabrać łapki, ale nie pozwoliłem. Nie miałem zamiaru pozwalać mu na coś takiego – Ale...
- Lepiej zagoją się bez tego, a ja zadbam o to byś nie musiał ich męczyć i używać póki nie dojdą do siebie. Twoje ręce są moje, te rany także i powstały przeze mnie, więc tym cenniejsze są. – znowu objąłem go tuląc.
- Tęskniłeś za mną? – moje niepewne spojrzenie musiało powiedzieć mu, że zapomniałem o tym. Prychnął – Ale za nimi tęsknisz, tak? Jestem zazdrosny! Kochasz ich bardziej niż mnie!
- Nie. Jak już to równie mocno...
- To, to samo! – zamknąłem jego pyszczek swoim językiem. Ugryzł go, ale ssał chętnie w pocałunku. Był niedopieszczony bardziej niż ja i czułem to w każdym jego ruchu. Ocierał się o mnie bezwstydnie, a ja chciałem tego i z chęcią przyjmowałem. Położyłem dłonie na jego biodrach. Pamiętałem jak nimi kołysał podchodząc i jak bardzo mi się to podobało.
- Zatańcz dla mnie kiedyś – wypaliłem – Taniec brzucha, niemal nagi. A później pozwól się pieścić. Mogę wylizać każdą część twojego ciała... Dotykać cię gdzie zechcesz... Nawet dać ci siebie, jeśli wolisz mnie ukarać. Pozwolę się związać, kneblować, nawet przebrać za kobietę. Możesz zakazać mi pieszczot przez miesiąc, nawet, jeśli każesz robić dziwne rzeczy! – naprawdę byłem na to gotowy.
- Prędzej zatańczę niż będę oglądał cię w dziwnych pozycjach z dziwnymi zabaweczkami, czy onanizującego się moimi butami. Jesteś do przesady zboczony, ale pamiętaj! Ze mną się kochałeś, a z tamtymi mężczyznami nie, więc doceń w końcu, że daję ci wszystko! – rzeczywiście nie doceniałem go tak jak powinienem i miałem zamiar to zmienić. Nie zareagowałem na to. Znowu musnąłem dwie jasne perły jego warg i zamknąłem oczy z głową na jego ramieniu. Chociaż spałem w przeciwieństwie do niego ciągle byłem niespokojny. Moja maniakalna chęć wyjazdu wpływała na moje samopoczucie, sen, apetyt, a nawet miłość do Gabriela. Byłem mu wdzięczny, jak nikomu innemu za maskotki, które dla mnie zrobił. Zawsze marzyłem o czymś takim, ale sam prędzej wyszyłbym dziurę niż cokolwiek innego. Uśmiechnąłem się głupio do siebie myśląc o tym, jak chłopak zareaguje, jeśli mu powiem, że planuje z nimi spać. Wszystko jakoś powoli się układało, chociaż zawsze mogłem coś przypadkiem zepsuć. Jednak nie planowałem niczego podobnego.

środa, 9 kwietnia 2008

Zmysłowa czekolada

23 styczeń

Teraz, kiedy wiedziałem już, do czego doszło między Gabrielem a Michaelem ciężko było mi nie zwracać na nich większej uwagi. Wydawało mi się nawet, ze każdy, kto słyszał ich sprzeczkę, chociaż dwa razy podczas śniadania skupiał wzrok właśnie na nich. Wystarczyło popatrzeć na znajomych z ich rocznika. Milczeli, nie odzywali się nawet do innych byleby nie drażnić ani jednego, ani drugiego ze Ślizgonów. Oni sami siedzieli w oddaleniu od siebie o kilka krzeseł i żadne z nich nie obdarzyło drugiego zainteresowaniem. Gabriel cofnął nawet dłoń, gdy obaj sięgnęli po ten sam półmisek. Poniekąd był to dobry znak, ponieważ podkreślał to, iż Ricardo w dalszym ciągu myśli o kochanku, który wyłącznie nabierał trochę jedzenia na talerz i bawił się nim układając jakiś wzór. Długowłosy był albo tak uparty, albo naprawdę nie pragnął niczego ponad wyjazd na koncert. Niestety jego zachowanie jednoznacznie wskazywało na drugą z opcji. Mogłem przypuszczać, że ich związek rozpadł się wraz z dniem kłótni. Było mi dziwnie z tego powodu. Nigdy nie przepadałem za smutnymi historiami, a już w szczególności teraz, kiedy dotykało to moich przyjaciół, czy znajomych. Teraz nauczyłem się przynajmniej, że każda, nawet najdrobniejsza, rzecz potrafi wywołać burzę i zachwiać tak solidnymi fundamentami, jak szczere uczucia. Po tym wszystkim tym bardziej bałem się powiedzieć Syriuszowi o swoim problemie i nie potrafiłem skupić się na niczym innym, jak tylko własnymi rozmyślaniami.
Byłem tak pochłonięty, że nawet błysk, który dostrzegłem kątem oka nie zwrócił mojej uwagi. Gdyby ktoś mnie zaatakował zapewne również nie zdołałbym się obronić. Do klasy zmierzałem na wyczucie. Patrzyłem pod nogi, chociaż nie dostrzegałem nic konkretnego. Puste spojrzenie wodziło po ziemi nie przynosząc nic konkretnego. Dotarło to do mnie trochę późno. Usłyszałem swoje imię, a w kilka sekund potem potknąłem się o kawałek nogę jednego z uczniów. Mój przestraszony wzrok spotkał równie nieprzewidywalne spojrzenie kruczowłosego. Bardzo szybko dotarło do mnie, że to on mignął mi koło okna i szedł z przodu chcąc mnie jakoś sprowadzić na ziemię. Teraz było na to za późno, chociaż z pewnością maiłem spotkać się z posadzką korytarza. Pisnąłem cicho wpadając na Blacka. Runął razem ze mną, chociaż kiedy moje lądowanie było całkiem miękkie, jego zapewne przeciwnie. Plecy Syriusza spotkały się z zimną podłogą podobnie jak głowa, która na szczęście nie zawadziła o nią zbyt mocno. Moje biodra zwarły się z jego, podobnie jak pierś i usta. Nie ruszając się przerażony tym, co się stało patrzyłem równie nieprzytomnie w szare tęczówki, jak wcześniej w pustkę. Było ciepło i przyjemnie. Wszystko w koło było milczące i nieobecne. Dopiero, kiedy coś ciepłego i wilgotnego zaczęło wsuwać się w moje usta dotarło do mnie o wiele więcej. Zaszumiało mi w uszach, a krew nabiegła do twarzy. Poderwałem się odrywając od Blacka, który w ostatniej chwili zdołał ukryć język. Desperacko starałem się podnieść, jednak mając świadomość głosów olbrzymiej części szkoły, która przy tym była spiesząc na pierwsze zajęcia, nie byłem w stanie. Moje nogi odmawiały współpracy, zaś stopy ześlizgnęły się po kamieniach korytarza. Znowu wylądowałem ciałem na Syrim, tak niebezpiecznie blisko. Uczniowie śmiali się i żartowali, tylko pogłębiając moje zażenowanie. Potter wpadając na Ryo w pierwszej klasie zrobił to na schodach, za to ja leżałem na Syriuszu nie mogąc się podnieść. W innych okolicznościach nie miałbym nic przeciwko, jednak teraz czułem się jak skończony kretyn.
W końcu zdołałem stanąć na nogi. Silne ramiona obejmowały mnie w pasie pozwalając zachować równowagę. Była to kolejne porcja wstydu, ponieważ ktoś musiał mnie zdjąć z kruczowłosego, bym przestał go przygniatać. Byłem tak rozpalony, że najchętniej ukryłbym twarz w szacie nieznajomego, jednak to tylko pogorszyłoby moją sytuację.
- Też bym tak chciał – chociaż znaczenie słów dotarło do mnie od razu wspomnienie głosu bynajmniej nie – Nie musiałbyś złazić tym bardziej gdybyśmy obaj byli nadzy – nawet nie pamiętając tego tonu, takie stwierdzenie wskazywało tylko na jedną znaną mi dotąd osobę. Nawet Syri poderwał się naprędce i łapiąc moją dłoń pociągnął do siebie przytulając zaborczo. Lekko zaskoczony wszystkimi tymi wydarzeniami pozwalałem sobą manipulować. Cała szkoła była tym tak zainteresowana, że nie zwracała żadnej uwagi na to, iż blokowali całe przejście.
- Odwal się od niego zboczony kogucie! – Cornelius wydawał się tym rozbawiony – Paluchy precz, łapy przy sobie! – powoli wracając do siebie starałem się jakoś odsunąć od Blacka, by przynajmniej nie wzbudzać więcej podejrzeń dotyczących więzi, jakie między nami były. Syri prawdopodobnie to zrozumiał, jako że pozwolił mi odejść za siebie. Uśmieszek Krukona tylko się powiększył.
- Spokojnie. Jestem zbyt zajęty jak na razie by się bawić z twoim... przyjacielem... – zaakcentował sarkastycznie  - Może kiedyś, ale chwilowo mam bardzo pasjonujące zajęcie i nie planuję z niego rezygnować dla kilku zabaw z dzieciakiem. – jego spojrzenie zaprzeczało jednak słowom. Oblizał zęby, udając wygłodzonego drapieżcę i przepchał się przez tłum. Syriusz by zakończyć przedstawienie, jakie odegraliśmy przed innymi złapał mnie za rękę i odciągnął z dala od wszystkich, chociaż ciekawskie spojrzenia nadal nas śledziły.
Prowadzony prze niego skręciłem w lewo, a wtedy nikt nie mógł nas dostrzec za grubymi murami korytarzy. Byłem przekonany, że chłopak planuje przeczekać największe podniecenie uczniów jednak myliłem się. Przyparł mnie do ściany całując mocno i głęboko. Wyczuwałem jego zazdrość w każdym ruchu warg i języka. Poddałem się bez walki. Jego dłonie pomasowały dokładnie całe moje uda sprawiając, że materiał ocierający się o skórę dawał mi ciepło. Sam kruczowłosy otarł się o mnie całym ciałem dwa razy i ponownie całował, jakby stęskniony i rozpalony. Nie do końca rozumiałem, o co mogło mu chodzić. Jakimś cudem zdołałem wyswobodzić wargi, jednak wtedy Black atakował pocałunkami moją szyję i policzki.
- P... Przestań – wydusiłem z wielkim trudem – L... Lekcje! – nie reagował lub nie miał na to ochoty. Zacisnąłem dłonie na jego ramionach. Nadal nie mogłem jasno powiedzieć, że nie chcę, chociaż może tylko, dlatego, iż sprawiało mi to przyjemność i pragnąłem każdej bliskości.
- Niech... więcej... cię... nie dotykają – w końcu także Syri odezwał się w miarę składnie między jednym, a drugim pocałunkiem. Oznaczało to, że rzeczywiście był zazdrosny i to właśnie skłaniało go do mocniejszych pieszczot, czy bardziej gwałtownego zachowania. Uśmiechałem się do siebie, chociaż wiedziałem, że mi nie wolno. Poczułem mrowienie w podbrzuszu, podobne do tego z przed kilku miesięcy. Nie mogłem pozwolić sobie na coś tak krępującego. Odepchnąłem go patrząc w zamglone oczy pełne błędnych iskierek złości, żalu, ale i uczucia.
- Musimy iść na lekcje – powiedziałem na wydechu poprawiając szatę. Odwróciłem się i zrobiłem zaledwie dwa kroki. Gorące ramiona Blacka owinęły się wokół mojego pasa, a twarz wtuliła w zagłębienie szyi. Widać było, że nie zamierzał dać sobie spokoju.
- Nic się nie stanie, jeśli ten raz przyjdziemy później – całował mnie po policzku i skroni, co raz schodząc na niższe, dostępne dla niego miejsca. Oddychałem szybciej, chociaż teraz już spokojniej niż chwilę wcześniej przyparty do ściany. Dłoń Syriusza nie spoczęła jednak wyłącznie na moim brzuchu. Przesunęła się wyżej unosząc tym samym także szatę. Płynnie poluzowała krawat, a ja stałem jak słup. Kilka guzików koszuli powoli zostało rozpiętych., ale nadal nie zrobiłem nic by temu zapobiec. Ciepłe palce Syriusza wsunęły się pod moje ubranie sunąc po piersi. Wiele razy dotykał mnie w tym miejscu, chociaż nigdy aż tak zachłannie i chętnie. Czułem się dobrze i gdzieś w głębi chciałem więcej. Zmysłowy dotyk zsunął się na mój sutek. Dokładnie wiedziałem, co się dzieje z moim ciałem. Opuszki palców wodziły po nim i zataczały kręgi w koło ciemniejszych punktów na mojej piersi.
- Wiesz, Remusie. – jego głos w takiej chwili był gorszy niż afrodyzjaki – Twoje sutki są tak mięciutkie i delikatne, że mam ochotę odpuścić sobie zajęcia, tylko po to by móc je muskać, ssać póki nie stanął się twardsze z podniecenia – nawet nie chciałem wiedzieć skąd przychodziło mu to do głowy. Najgorsze jednak było to, iż zaczynałem reagować na jego słowa. Spanikowany chciałem się wyrwać i szukałem jakiejkolwiek wymówki byleby nie pozwolić na nic więcej.
- Lekcje! – krzyknąłem, chociaż ciszej niż się spodziewałem – Po lekcjach! – nie rozumiałem samego siebie i tego, co mówiłem.
- Obiecujesz, że wtedy będę mógł się z tobą popieścić? – zmienił się w przeciągu kilku chwil. Nadal mnie obejmował jednak teraz już zupełnie normalnie.
- Obiecuję, że będziesz mógł się ze mną popieścić – z trudem przeszło mi to przez gardło. Jego ciepły policzek przylgnął do mojego. Był taki jak zawsze, kiedy wystarczało mu tulenie, buziaki i czułe słowa. – Ale tylko to, co zawsze. – dodałem szybko nie nabierając powietrza. Poczułem, jak mięśnie jego twarzy poruszają się przy mojej skórze. Uśmiechał się.
- Tak jak zawsze – szepnął – Będę cię tulił, tulił, tulił! – ulżyło mi. Nie przypuszczałem by miał kłamać i bez problemów zdjąłem z siebie jego ręce.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Earth in the dark

Ja łączę się w bólu z Michaelem, ponieważ jego ból, jest w tej chwili także moim!

 

  

 

20 styczeń
Śniadanie smakowało mi o wiele bardziej niż zazwyczaj. Syriusz ściskał moją dłoń na swoim kolanie i uśmiechał się do zapiekanek, jakby miały odpowiedzieć mu tym samym. Sam z trudem powstrzymywałem się przed tym i miałem ochotę przesunąć dłoń wyżej by sprawić mu przyjemność samym tym prostym ruchem. Nie odważyłem się jednak, jak i na wiele innych rzeczy. Pewniejsze posunięcia krępowały mnie, ale musiałem przyznać, że także sprawiały przyjemność, kiedy to Syriusz posuwał wszystko do przodu. Każdy kęs przechodził mi w prawdzie z trudem, kiedy myślałem o nim i czułem jak spina mięśnie, ale bynajmniej nie było to dla mnie czymś dziwnym. W jakiś sposób przywykłem do tego dotyku i planowałem w najbliższym czasie pokazać mu jak wiele już się dla niego nauczyłem.
Os stołu Ślizgonów wstali właśnie Gabriel i Michael. Nie wyglądali na zachwyconych. Ricardo wydawał się przykładać wszelkich starań, by nadal być spokojnym, jednak najwidoczniej wykładał w to naprawdę wiele energii. Mówili bez skrępowania, więc kiedy zatrzymali się przy naszym stole mogliśmy dosłyszeć każde słowo nawet, jeśli nie planowaliśmy. Nie przecząc byłem ciekaw, co się dzieje i dlaczego atmosfera między nimi aż tak iskrzyła.
- Ned, błagam cię. Daj już spokój! Nie okradniesz babci z renty, więc zapomnij o tym. Następnym razem może będą bliżej. Wtedy pojedziemy razem. – krótkowłosy zacisnął palce u nasady nosa zamykając oczy.
- Nie, i jeszcze raz, nie! Skoro już ma pieniądze to, dlaczego nie może ten jeden raz wydać ich na moją przyszłość?! Na koncert! Nie wiesz, co się stanie! A jeśli więcej nie przyjadą? Czekałem na to dziesięć lat!
- Tylko mi znowu nie rycz! – Michael naprawdę wyglądał jakby zaraz miał to zrobić. Pod powiekami już lśniły mu łzy. – Powiedziała, że da ci pieniądze, jeśli będą bliżej, więc czekaj cierpliwie...
- Ale im tu nie po drodze! – Ned krzyknął na tyle głośno, że cała Wielka Sala patrzyła tylko w ich stronę – Nie rozumiesz, co to dla mnie znaczy?! – wybiegł stamtąd nie oglądając się na nic i zostawił teraz już naprawdę wściekłego chłopaka samego pośrodku jadalni.
Byłem naprawdę zaskoczony tym, co słyszałem i czego świadkiem się stałem. W ich przypadku powiedziałbym, że mogliby pokłócić się o jakiś dziwny pomysł Neda, czy dobieranie się do innych chłopaków, ale nigdy, że problemem byłby jakiś koncert. Byłem zbity z tropu i nawet nie chciałem tego roztrząsać. Gabriel przeczesał palcami włosy i nie bacząc na to, że wszyscy patrzyli właśnie w jego stronę opuścił Salę z udawanym spokojem. W takim stanie nie widziałem go jak dotąd nigdy i raczej oglądać nie chciałem, na co było za późno. Straciłem nawet apetyt i z tego, co zauważyłem nie tylko na mnie kłótnia odbiła się w taki sposób. Nauczyciele będący w sali mieli miny równie zszokowane, co cała reszta.
Wysuwając dłoń z uścisku Blacka wstałem od stołu. Wrzawa w Wielkiej Sali powoli stawała się głośniejsza. Kruczowłosy również podniósł się szybko i razem wyszliśmy na korytarz. Chciałem odpocząć w bibliotece i poniekąd miałem nadzieję, iż Syri podaruje sobie towarzyszenie mi nawet tam. Ostatnio unikał nauki, jak ognia, twierdząc, że jest w trakcje wielkiego projektu i zbędne informacje tylko by mu zawadzały.
- Idę się pouczyć – wyjaśniłem tuląc się do niego i całując delikatnie. Skrzywił się na samą myśl o tym i tak jak myślałem nie protestował. Zamiast tego objął mnie mocno tuląc, a jego usta, jakby z tęsknotą mocno zwarły się z moimi. Teraz to zapewne ja reagowałem, tak jak przypuszczał. Poddałem się na te kilka chwil, a gdy się odsuwał w moich oczach lśniła prośba o więcej, a język oblizał usta.
Zrobiłem kilka kroków w tył by chłopak nie kusił mnie całym sobą. Powoli przestałem na niego patrzeć tylko po to, by móc skupić się na innych rzeczach niż tylko pieszczoty. Raz po raz stawiałem kroki odchodząc od Syriusza i tęskniąc za nim coraz bardziej. Uzależniłem się od niego, każdego czułego, słodkiego gestu i ciepłych dłoni. Nie miałem pojęcia jak to możliwe, ale nie dało się zaprzeczyć, że pragnąłem go coraz bardziej. Intensywnie myśląc o tematach do nadrobienia, chciałem wyplenić z podświadomości przyjemne dreszczyki na plecach, które łączyły się z każdym wspomnieniem kruczowłosego. Udało mi się to, chociaż nie tak jak planowałem. Zamiast zwykłej chęci nauki moim organizmem targała ciekawość, kiedy to dostrzegłem pod ścianą siedzącego Michaela. Z pewnością chciał ukryć się gdzieś, gdzie nikt by go nie szukał. W końcu droga do biblioteki była ostatnią, którą sprawdzano by z myślą o Nedved’zie. Podszedłem bliżej, chociaż wiedziałem, że mogłoby być rozsądniejszym zostawić go samego. Kiedy podniósł głowę dostrzegłem jego lekko czerwone oczy i nadal lśniące od łez policzki. Nie potrafiłem uwierzyć, że on mógł płakać, a jednak nie ulegało to wątpliwości.
- Cześć – powiedziałem dziarsko byleby jakoś zaczął rozmowę. Czułem, że dzięki temu mam możliwość dowiedzieć się więcej nawet i o moim związku z Syriuszem. Uklęknąłem przy jego nogach i wpatrywałem się w chłopaka póki nie wymusił uśmiechu. – Słyszałem twoją kłótnię z Gabrielem – nie potrafiłem wymyślić nic lepszego, ale może nie miało być najgorzej – Z resztą słyszała ją większość szkoły – wgramoliłem się nachalnie na jego kolana i przekrzywiłem głowę.
- Nie wiesz, o co chodzi, tak? – westchnął, a ja przytaknąłem – Chcę jechać na koncert – wyglądało na to, że zaraz znowu się rozpłacze – Ale jest zbyt daleko, a przynajmniej dla babci, a Rica tylko podziela jej zdanie. Nie rozumieją, co czuje i nawet nie chcą. Dobrze wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Gdyby ktoś powiedział mi z głębi serca, co o tym myśli i czuł się podobnie jak ja, dałbym sobie spokój, ale tak to tylko bardziej boli. Czekałem wiele lat by móc jechać i nagle, kiedy oni są tak blisko, ja mam ograniczone możliwości! Oddam wszystko byleby tam być i widzieć ich na żywo. – prawdę mówiąc i ja go nie rozumiałem, ale mogłem wysłuchać.
- Chcesz jechać tak bardzo, że poświęcisz nawet swój związek z Gabrielem? – było to chyba pytanie podstawowe. Ślizgon zastanawiał się chwilę, po czym popatrzył mi w oczy i odpowiedział szczerze.
- Tak. – gdyby coś takiego wydarzyło się między mną a Syriuszem byłem przekonany, że nie zdołalibyśmy sobie z tym poradzić, jednak to jak wiele Ned planował poświęcić byleby zobaczyć koncert ukochanego zespołu napawało mnie przerażeniem i większym szacunkiem do grupy, którą tak kochał.
- Jesteś głupi... – objąłem go ramionami za szyję tuląc. Długowłosy wtulił się chętnie, ale było widać, że jest podłamany. Jego dłonie nie błądziły tam gdzie nie trzeba, a on wydawał się powoli uspokajać. Popatrzyłem na jego twarz wtuloną w moja pierś. Mimo kolejnych łez wypływających spod powiek uśmiechał się lekko. Naprawdę był głupi i chyba zdawał sobie z tego sprawę. Moje plany nauki odeszły w niepamięć. Zamiast tego uczyłem się zupełnie innych rzeczy ściśle związanych z moją przyszłością i życiem przy Syriuszu. Cos mi podpowiadało, że druga część ‘jabłka’, które tuliło się podłamane starała się teraz usilnie powstrzymywać łzy w sypialni i udawało mu się to idealnie. Byli zupełnie inni i chyba to ich łączyło i różniło.
- Umrę płacząc, że nigdy nie widziałem ich na własne oczy i nie byłem na ich koncercie... – głos mu się łamał i wychodziło na to, że długa droga dzieliła go od opanowania bólu, jaki czuł – Będą tak blisko, a ja nie zdołam zrobić nawet jednego kroczku w tamtą stronę... Masz już mnie dosyć, tak samo jak Gabriel, prawda? – udawał, że żartuje, jednak, kiedy popatrzyłem mu w oczy widziałem, jak pełne są głębokiego smutku. Był prawdziwym, zagubionym dzieckiem, które widziało tylko jeden cel w życiu, a teraz musiało z niego rezygnować. Nie nadawał się na bohatera, ani starszego brata. Był na to zbyt samolubny i nieporadny. Chciał oddać wszystko za spełnienie jednego marzenia nie myśląc o konsekwencjach. Na swój sposób był w tym słodki. Niestety wychodziło na to, że nie pojedzie na upragniony koncert, a dodatkowo straci także kochanka. Jeden taki problem był dla niego końcem całego świata. Kiedy pomyślałem o mojej likantropii i ukrywaniu jej przed przyjaciółmi wydawało mi się, że jednak jestem do niego podobny. Sam omal nie zaprzepaściłem wszystkiego w pierwszej klasie, kiedy nie chciałem przyznać się przed Syriuszem do tego, czemu jestem osłabiony. Wtedy to on wyciągnął rękę i zaakceptował to wszystko nie zadając więcej pytań. Z zewnątrz mogło się wydawać, że mój problem, a kłopoty Michaela były czymś zupełnie innym. Tylko, że nie dało się ich porównać. W końcu każde z nas było inne i miało swój własny świat, który się rozpadał. Nikt nie mógł osądzać życiowych katastrof, jeśli nie należały do niego samego. Skoro dla Ślizgona całym życiem był ukochany zespół, a dla mnie Black to nie ważne, jakie było tło. Zarówno w moim jak i w jego przypadku utrata tego znaczyłaby tyle samo, co śmierć.
Przylgnąłem do niego mocniej zamykając oczy.
- Chyba już coś rozumiem – szepnąłem nie chcąc by płakał, ponieważ teraz i ja miałem na to ochotę współczując mu tego, co przeżywał.

 

czwartek, 3 kwietnia 2008

Pragnienie

12 styczeń

Znajdując czas na chwilę nauki zajmowałem się powtarzaniem ostatnich tematów z Obrony Przed Czarną Magią, które chwilowo całkiem mnie pochłonęły. Relaksowałem się wraz z każdym przeczytanym słowem i zabawną anegdotą zapisaną z boku rozdziału. Cisza i pustka panująca w sypialni pomagała mi na lepszym analizowaniu faktów i wspominaniu zajęć, na których temat był omawiany. Rozkoszowałem się dźwiękiem przewracanych kartek, zapachem woluminu, który nadal zachował w sobie coś z nowości, uczuciem, jakie wywoływał każdy dotyk delikatnie chropowatej strony. Uwielbiałem to podobnie jak magnetyzm druku i chrzęst pióra, kiedy atrament zostawiał ślady na pergaminach tworząc słowa, zdania i całe powieści. To była moja pierwsza miłość, książki. Jakimś cudem tęskniłem za nimi tylko, kiedy Syriusza nie było w pobliżu. On nie pozwalał mi ani na nudę, ani na oddanie się pasji. Sam stanowił jedną, największą i był zazdrosny o każdą inną. Przygryzłem wargę by wypchnąć z umysłu Blacka, a zastąpić go nauką. Z trudem mi to przyszło, jednak w jakiś sposób się udało. Ponownie odpłynąłem w treści podręcznika odizolowując się od rzeczywistości w pokoju. Tylko ja, tekst, cisza i kruczowłosy, który nagle postanowił wrócić z misji śledzenia Pottera. Nie zwracałem na niego większej uwagi, kiedy wszedł na moje łóżko i usadowił się z tyłu. Często to robił, a ja byłem pochłonięty lekturą. Ocknąłem się, kiedy jego dłonie głaskały mój brzuch, a usta zaczęły łaskotać szyję. Było mi dobrze, lub zbyt dobrze biorąc pod uwagę jak bardzo się starał, zawsze, kiedy ja byłem zajęty.
- Syriuszu, uczę się! – bąknąłem kryjąc w miarę możliwości szyję w ramionach. Niewiele to dało. Gubiąc wątek spostrzegłem, że kruczowłosy powoli wyciąga z moich dłoni podręcznik. Chwyciłem go mocniej, jednak on trzymał ją o wiele dokładniej.
- Ucz się mnie, a ja będę studiował ciebie – wyszeptał zawstydzając mnie tym niesamowicie – Kiedyś będziemy zdawać z tego test. We dwóch w łóżku... – zaczerwieniłem się dając mu możliwość do rozpieszczania mnie na swój sposób. Z jakiegoś powodu czułem przyjemne drżenie w żołądku, kiedy chłopak o tym wspominał. Zamknąłem oczy chcąc się uspokoić.
- O... Oszalałeś? – wydusiłem z wielkim trudem – Ja muszę...
- Co musisz, Remi? – zamarłem. Jego głos brzmiał tak niesamowicie poważnie i ironicznie, że sam już nie wiedziałem czy aby na pewno mam do czynienia z tym samym Gryfonem. – Musze poznać cię z każdej strony, żeby później zdawać z ciebie egzamin. Pozwól mi dziś na odrobinkę. Tylko szyjka i łapki. Nie będę cię nigdzie indziej męczył. Powoli będziemy sunąc dalej. Jeśli chcesz też możesz dobierać się do mnie – prychnąłem cicho udając, że nie robi to na mnie wrażenia, jednak było odwrotnie. Krępował mnie i równocześnie imponował każdym ciepłym, chociaż napalonym słowem. Skinąłem głową i odchyliłem ją by mógł skupić się tylko na wymienionych wcześniej miejscach. Objął moje dłonie swoimi delikatnie głaszcząc i pieszcząc palcami. Pocałował moje ręce podnosząc je do swojej twarzy i zostawił na moich udach. Nie pozwolił mi długo myśleć o własnych poczynaniach. Opuszkiem jednego z palców pogładził czułe miejsce na mojej skórze i zmusił tym samym do jęku i poddańczego czekania na więcej. Moja szyję znał już tak dokładnie, że sam nie wiedziałem, dlaczego nadal lubił się nią bawić. Zostawił za moim uchem czerwony punkcik, którym od dawna nie miał okazji mnie zaznaczyć i zabrał się za robienie jeszcze kilku. Zacisnąłem dłonie na jego udach. Znaczył tym tylko najbardziej wyczulone miejsca, czym dodatkowo mnie zniewalał. Odwróciłem głowę lekko w bok. Nie widziałem, co się działo spod przymkniętych z przyjemności powiek, jednak wyczułem, kiedy przestał zajmować się moją szyją, a zaczął całować. Jego dłonie nie dotrzymały obietnicy z początku. Zamiast zostać w dozwolonych punktach wsunęły się pod ubranie. Pisnąłem i zadrżałem. Ręce Syriusza były zimne, a moja skóra gorąca. Wciągnąłem brzuch zamykając mocno oczy. Ciało kruczowłosego szybko się ogrzało, a wtedy jego dotyk był o wiele przyjemniejszy. Rozpływałem się pod ciepłym naciskiem słodkich warg i zachłannym błądzeniem rąk. Sam z chęcią zmieniłem pozycję. Usiadłem przodem do chłopaka i nie opierałem się, kiedy mnie kładł. Czerwona, ostrzegawcza lampka włączyła się i bez przerwy migała, chociaż nie potrafiłem zrobić z tego pożytku. Zacisnąłem dłonie na pościeli, a jego wargi i tym razem znaczyły dostępną, odsłoniętą skórę, kiedy się wyginałem. Moja koszula została podciągnięta pod samą brodę. Dobrowolnie złapałem ja i przytrzymywałem, kiedy Black zachłannie i chętnie chłonął jej smak i ciepło. Byłem rozgrzany i czułem to już nie tylko po twarzy, ale po całym ciele. Drżałem z zimna i podniecenia. Nie mogłem się powstrzymać, chociaż powinienem. Ponownie zajęczałem, kiedy lekko mnie ugryzł w żebra i zwinąłem, gdyż tego rodzaju impuls był niesamowicie wyczuwalny. Splotłem na oślep jego palce ze swoimi. Słysząc chichot moje ciało przestało reagować na cokolwiek. Black poderwał się patrząc za siebie, ja zaś usiadłem wystawiając głowę zza jego ciała. Andrew wydawał się bawić świetnie, zaś Michael i Gabriel aż prosili się o więcej. Tym razem musiałem przypominać czerwone, dorodne jabłko. Było mi niesamowicie wstyd. Sheva widział wiele, jednak był to pierwszy raz, kiedy ktoś spoza naszego otoczenia przyglądał się naszym pieszczotą. Ukryłem głowę pod kołdrą i zostawiłem wszystko Syriuszowi.
- A czemu ty tu Ślizgonów przyprowadzasz?! – warknął, czego można było się spodziewać. – Przecież wiesz, że nie powinno ich tu być.
- Tacy z nich Ślizgoni, jak ze mnie... – jasnowłosy nie skończył i nie wiedziałem, czy zawahał się, czy też nie miał pojęcia, co mówić dalej – Ich nie da się nazwać czystymi Ślizgonami, w każdym razie! – wyjrzałem zza pierzyny. Michael nie wyglądał na zadowolonego tym stwierdzeniem. Wziął chłopaka na swoje kolana i przytulił. Andrew nawet się nie opierał. Wyglądał jak grzeczny, małe jagnię w ramionach pasterza, chociaż go Neda nie pasowało to aż tak bardzo. Nosem dobierał się do szyi Ukraińca wąchając ją i pocierając.
- Dlaczego nie wrócimy do tego, co było dawniej? Widziałeś jak oni się świetnie bawili. Nam tez było miło, pamiętasz? – na policzkach Shevy rozkwitł rumieniec, jednak nie wiedziałem czy z powodu wspomnień, czy napomnienia o tym przy nas. Gabriel reagował tylko podłamaną miną, najwyraźniej rozumiejąc Ukraińca i powód, dla którego wszystko się skończyło. Tęskniłem za moimi przyjemnościami sprzed chwili, jednak docierało do mnie powoli, że pojawienie się chłopaków, chociaż niespodziewane i nie słyszane przeze mnie, było zbawieniem. Nie miałem pojęcia na ile bym sobie pozwolił, gdyby nie chichot Andrew. Teraz bezpośredni chłopak wtulony w kolegę ze starszej klasy nawet nie myślał o tym, w jakim momencie przerwał mi i Syriemu.
- Teraz mam kogoś, kto zajmie się mną, gdy wrócę na wakacje. Nie będę wyposzczony, bo na to nie pozwoli.
- Ty nie pozwolisz – dodał cicho Rica – Przeglądając jakieś pergaminy w szafce blondyna.
- To już inna sprawa. Z resztą wiem, ze Michael i ty też nie dajecie sobie chwili na odpoczynek – Szaman był dumny z siebie – Takich jęków nie słyszy się codziennie. Z reszta poza waszymi nie słyszałem dotąd żadnych. – Michael wydawał się tym podniecony i z większą chęcią tulił się do młodszego Gryfona. Mnie przypominali bardziej braci niż byłych partnerów za to Ricardo wydawał się zazdrosny, jednak w przeciwieństwie do Szamana, ja nie znałem ich tak bardzo. Razem byli przykładną i słodką parą, jednak, kiedy Nedved dobierał się do innych czar pryskał. Mimo to wątpiłem by było im źle ze sobą i by się nie kochali. Wręcz przeciwnie, z pewnością szaleli za sobą jak najęci, chociaż mentalność Michaela była dosyć specyficzna.
Spostrzegłem dłoń Syriusza proszącą się o uścisk mojej. Z uśmiechem złapałem ją za jego plecami. W dalszym ciągu była ciepła i przyjemna. Nie mogłem się powstrzymać i ścisnąłem ją mocniej. Czułem jak szczęście ponownie mnie rozpiera. Sam nie potrafiłem pojąć, jak tak drobny gest może dawać tak wiele radości. Zabrałem książkę z kraju łóżka i otworzyłem na stronie, którą wcześniej czytałem. Jakimś cudem mogłem teraz połączyć dwie przyjemności. Bliskość Syriusza, który krępowany Ślizgonami i Andrew nie mógł się do mnie zbliżyć oraz naukę, która nie wymagała aż takiej samotności, jak pieszczoty z kruczowłosym. Chciałem by zawsze było mi tak dobrze, a Black z pewnością planował mi to zapewnić, chociaż jak na razie jego plany ograniczały się do wyłączności na rozkosz. Nie pozwalał by książki i nauka dawały mi tak wielką przyjemność jak on sam, chociaż zauważałem, że coraz częściej się na to godził.

wtorek, 1 kwietnia 2008

Kissu!

10 styczeń

Śnieg topniał po raz kolejny tej zimy, jednak teraz zostawało po nim o wiele większe błoto, niż wcześniej. Syriusz przeniósł mnie nad największymi kałużami, kiedy zmierzaliśmy do cieplarni, więc udało mi się uchronić buty i szatę przed ubrudzeniem. Peter brodził czasami po kolana w mazi ziemi wymieszanej z wodą, jednak to wypływało już tylko z jego nieporadności. Także teraz wracając do zamku byłem niesiony przez Syriusza, który ostrożnie stawiał kroki by nie poślizgnąć się na błocie. Było mi niezmiernie głupio, kiedy wszyscy musieli samodzielnie przedzierać się przez te bagna, a ja jak gdyby nigdy nic trzymałem się szaty kruczowłosego jęcząc, kiedy ciut mocniej mną potrząsnął. Zardi z podwiniętą pod brodę szatą mruczała przekleństwa pod adresem wszystkiego, co miało wpływ na mało elegancki wygląd jej butów i skarpetek. Przypominała taran, kiedy specjalnie stawiała kroki tak, by manifestować swoją niedolę. Bardzo szybko niestety zostaliśmy na samym końcu, ponieważ J., co raz krzyczał prosząc by poczekać, kiedy na palcach starał się przejść przez ekstremalne błonia.
Odchyliłem się lekko do tyłu patrząc, jak brnie ostrożnie przed siebie. Myślałem, że parsknę śmiechem. Takich wyczynów spodziewał bym się raczej po dziewczynach, a w szczególności Ślizgonkach, nie zaś po nim. Niestety niedługo mogłem cieszyć się jego zabawnymi ruchami. Zdążył tylko krzyknąć, a ja pisnąć zanim nie zwalił się na Syriusza. Okularnik zdołał dzięki temu utrzymać równowagę, jednak nie można było powiedzieć tego o Blacku. Wydawał się zaskoczony i wystraszony. Jego dłonie pewniej złapały moje plecy i odwrócił się na błocie w ostatniej chwili, tak, iż to nie ja, ale on wylądował całymi plecami w kałuży. Mnie przyszło zanurzyć się w tym wszystkim kolanami i dłońmi. Resztą ciała leżałem na kruczowłosym, któremu oczy zaszły łzami, kiedy dotarło do niego, że także włosy miał umazane. Uśmiechnąłem się niepewnie patrząc na dziecięcą minę i jego błyszczące łzami oczęta. Był przewrażliwiony na punkcie swoich odrastających, ciemnych włosów, a teraz ciężko było odróżnić je od wszystkiego, co było w koło. Na policzku osiadła mu brudna kropla. Starałem się zetrzeć ją rękawem, jednak tylko bardziej umazałem całość jego twarzy. Zrezygnowany westchnąłem i ubłoconymi dłońmi złapałem jego policzki. Wydawał mi się jakoś cudownie pociągający i dziecinny. Ubrudzony, leżący szatą w chłodnej mazi o tak niesamowitej minie męczennika. Pocałowałem go zbierając z jego nosa część błota na swój. Smakował znowu słodyczą, choć teraz wydawało mi się, że był w tym posmak mleka, brzoskwiń i gruszki. Z początku nieruchome wargi Syriusza zaczęły reagować na każdy gest z mojej strony. Jego ubrudzone dłonie sięgnęły moich włosów, jednak jakoś mi to nie przeszkadzało. Wydawał się zapomnieć o niemiłym incydencie, który spowodował okularnik i teraz tylko sprawiał mi przyjemność ciepłymi buziakami będącymi odpowiedzią na moje.
- Przeziębicie się – Sheva jakby od niechcenia zareagował na nasze czułości. Oprzytomniałem dzięki niemu i szybko się podniosłem dodatkowo ciągnąc za sobą Blacka. Jego choroba byłaby ostatnim, czego bym chciał. Nie wytrzymałbym bez niego, a Andrew zasłaniający nas sobą najwyraźniej dbał o wszystko. Niestety Syri wyglądał jak wielka błotna rzeźba. Moje ręce odbiły się na jego policzkach, a wargi stały się czerwone od naszej bliskości. Nie spodziewałem się nawet, że może być tak cudowny i słodki. Aż nie pasował do dominującej pozycji, kiedy kusił nieświadome tak dziwnie słodkim wyglądem.
Złapał mnie za rękę i ciągnął nie zwracając więcej uwagi na błoto.
- Wykąpiemy się teraz w ciepłej wodzie i zaraz się zregenerujesz po tej zimnej ziemi – widać myślał podobnie jak ja o nim i jego leżeniu przez tamten czas na błoniach. Wyobrażając sobie, co miał na myśli poprzez cała tą kąpiel momentalnie zrobiło mi się ciepło i nabrałem rumieńców. Już raz przetrwałem coś takiego, a tamte wspomnienia nadal sprawiały, że czułem się zażenowany. Pozwalałem się ciągnąc i sprawiało mi to przyjemność. Jakaś część mojej świadomości zastanawiała się, czy w przyszłości podobnie będzie mnie prowadził do łazienki na pewniejsze pieszczoty.
Do podwieczorku mieliśmy czas, więc ze spokojem mogłem poświęcić czas tylko Syriuszowi. Kiedy odkręcił kurki i zaczął nalewać wody do wanny w naszej łazience specjalnie wyszedł by dać mi możliwość spokojnego rozebrania się. Dawniej był napalony, a teraz, mimo że raczej nie uległo to zmianie pozwalał mi na większą prywatność. Mimo to wrócił, kiedy stałem w bieliźnie i udając, że nic nie widzi nalał dodatkowo płynu, który od razu się zapienił. Dostrzegłem na jego twarzy czerwone ślady, a szare tęczówki błądziły byleby jak najbliżej mojego ciała. Swoje ubrania zdjął o wiele szybciej niż ja robiłem to ze swoimi.
- Przyniosę czyste, a ty wskakuj – pocałował mnie w policzek i wyszedł momentalnie. Nie miałem wiele czasu. Pozbyłem się ostatniej warstwy i wsunąłem do ciepłej, pachnącej wody pełnej piany. Zanurzyłem się całkowicie i obmyłem twarz i szybko włosy. Usłyszałem otwieranie się drzwi, więc wolałem nie wypływać. Noga kruczowłosego otarła się o moją i kiedy wyczułem, że siada szybko poprawiłem się w wannie. Teraz to on kilka razy ukrył twarz w wodzie i zmył z niej możliwie najwięcej lekko zaschniętego błota. Złapał mnie za uda. Zadrżałem czując jego dłonie w takim miejscu, w takich okolicznościach. Przysunął mnie blisko i pocałował. Przesunął rękoma po mojej piersi nie bacząc ani na moje zawstydzenie ani rumieńce. Pogładził ramiona i zsunął palce na łopatki. Czułem się jeszcze dziwniej niż zawsze. Przypomniało mi się to, co opowiadał mi Andrew o odruchach Blacka. Gdyby teraz się podniecił, byłoby mi niesamowicie głupio, jednak jeszcze gorsze byłaby moja własna reakcja. Niespodziewanie miękkie dłonie zatrzymały się na moich pośladkach. Wygiąłem się chcąc uciec biodrami, ale nie miałem gdzie. Zaskoczony nie wiedziałem, co robić, a czego nie.
- Spokojnie – szepnął najwidoczniej spodziewając się tego jak zareaguję – To tylko mały kroczek do przodu, ale dalszych nie będzie na pewno póki nie będziesz gotowy na cokolwiek. – jakimś cudem naprawdę mnie tym uspokoił. Pozwoliłem się trzymać w takim miejscu, jednak musiałem zając czymś ręce by nie myśleć o tak wielkim zażenowaniu. Nabrałem na dłonie szamponu i przyłożyłem je do mokrych włosów Blacka. Zamruczał, kiedy tylko poczuł przyjemny zapach.
- Te śliczne paluszki będą mnie myć? – zamruczał, ale nie dałem rady odpowiedzieć. Tylko zachichotałem wcierając specyfik w ciemne pasemka. Jęknąłem, ponieważ jego dłonie zaczęły intensywniej zaciskać się na moim tyle, a kciuki głaskały go powoli. Było mi dziwnie i nawet nie mogłem się zdecydować jak to na mnie działa. Chciałem skupić się na zabawie włosami chłopaka, niestety jego palce były jakoś bardziej interesujące. Mimowolnie przysunąłem się do niego mocniej i oparłem głowę na ciepłym ramieniu. Rękoma na wyczucie wodziłem po jego głowie rozcierając pianę jeszcze bardziej po ciemnej burzy.
- Lubisz mnie dotykać? – zapytałem cicho burcząc bardziej w jego barek niż normalnie pytając.
- Oczywiście – odparł dumny z siebie i polizał mnie po szyi, jakby chciał tym coś udowodnić – Masz gładką skórkę, ciepłą, mięciutką i zgrabny tyłeczek, więc aż przyjemnie się go trzyma. – pociągnąłem go za włosy, ale zareagował chichotem – Już nie będę, ale naprawdę lubię nie tylko cię dotykać, ale i tulić, całować i mieć blisko siebie.

- A gdybym zabronił ci mnie dotykać? – po prostu myślałem głośno nie mając zamiaru w nic podobnego się bawić.
- Nie chcę tak! – obruszył się – Nie wytrzymałbym. Chcę czuć jak cieplutki jesteś przy mnie i jak cudownie moje ciało reaguje na twoje. Jeśli nie pozwolisz się przytulić nie będę czuł tych cudnych dreszczy na plecach. Nie potrafiłbym wytrzymać bez twojego smaku i twojej obecności i zapachu. W ogóle nie potrafię już bez ciebie żyć! – uśmiechnięty wtuliłem się w niego spinając lekko mięśnie. Zapomniałem, że dłonie chłopaka są nadal na moich pośladkach, więc speszyłem się bardziej, jeśli było to możliwe, gdy znowu to do mnie dotarło.
- Ja też nie potrafię bez ciebie egzystować – szepnąłem niepewnie – I lubię, kiedy mnie dotykasz – tych słów wstydziłem się najbardziej, chociaż były szczerą prawdą. Uwielbiałem to i mogłem całymi dniami czerpać z tego przyjemność i radość.